Po Red Trio w Bocian Records czas na kolejnych Portugalczyków. Uivo Zebra to swoista jazzowa supergrupa, która w tym roku wydała w Polsce album pod tytułem… Uivo Zebra.
AUTOR: Uivo Zebra
TYTUŁ: Uivo Zebra
WYTWÓRNIA: Bocian Records
WYDANE: 2 kwietnia 2018
Mieszkańcom Półwyspu Iberyjskiego z improwizowanego świata w Polsce jest bardzo dobrze. Pamiętacie The Red Trio? Świetnie odnaleźli się z Piotrem Damasiewiczem, wydając w Bocianie Mineral trzy lata temu. Z muzyków z Hiszpanii w stajni Grzegorza Tyszkiewicza pojawiła się też płyta Ferrana Fagesa, a Katalończyk Vasco Trilla w najlepsze wydaje i nagrywa z Polakami, gra w Polsce i czuje się tutaj jak ryba w wodzie. W Bocian Records w tym roku pojawili się kolejni Portugalczycy. Po Red Trio przyszedł czas na trio Uivo Zebra, które z Red Trio ma wiele wspólnego.
„To wiele” to tak naprawdę tylko lub aż Hernâni Faustino, basista obu formacji. Jego wkład jest nieoceniony, ale w Uivo Zebra każdy członek jest sobie równy. Jorge Nuno na swojej elektrycznej gitarze prowadzi całą narrację, perkusja João Sousy buduje atmosferę nieokiełznanego chaosu, a Faustino gitarą basową łączy opowieści elektryka i perkusji. Spójność – to cecha Uivo Zebry; spójność i nieposkromiona chęć tworzenia dźwiękowej agresji, bo właśnie w taką formę Portugalczycy ubrali swój free jazz. I chociaż atmosfera płyty rozwija się skrupulatnie od pierwszego utworu, miarowo, budujac napięcie, to mamy tutaj improwizację dzieloną z post-rockowymi zapędami muzyków (otwierający wydawnictwo „Sussurro murmurio”) i noise’owym naparzaniem w stylu Fire! (no prawie). „Sussurro murmurio” może jeszcze aż tak bardzo nie zachęca do zapoznania się z płytą, bo postrockowa wizja jazzu Uivo Zebry taka ciekawa czy innowacyjna nie jest. Opener albumu kojarzy mi się z jakąś nieprzyjemną fuzją prog i post rocka. Taką dla słuchaczy zapętlonych jeszcze w latach siedemdziesiątych. Na szczęście dalej jest dużo lepiej i Portugalczykom instrumenty aż się rwą do improwizacji.
Bo dalej na Uivo Zebrze robi się maksymalnie dobrze. Psychodeliczne partie gitary Nuno współpracują z pulsującym basem. Ale w „Cãibra tumulto ” to perkusja rządzi. Mocna, agresywna, surowa. W ogóle surowy stan tych nagrań wyznacza standard wydawnictwa. Słuchałem Uivo Zebry na ich debiutanckim minialbumie Gancho, który miał ukazać się po płytcie z Bociana, ale ostatecznie w sieci pojawił się jednak wcześniej. Tam Portugalczycy grają melodyjniej, bardziej zespołowo, tworzą kolektyw. Na Uivo Zebra słychać indywidualności. Jasne, to wciąż zespół, ale wydźwięk jest bardziej ascetyczny. Jest też dużo spokojniej, jakby trio postawiło na ugładzone improwizowane kompozycje utrzymane w kosmische-jazzowym klimacie. Wyjątkiem będzie „Abalo sismico”, utwór zamykający płytę, gdzie Portugalczycy dają niejako upust swoim zdolnościom i muzycznej złości. Bo „Urro estridulo” (świetne, energiczne solo gitarowe jednak przechodzi w drone’owo brzmiące rejony improv.) i „Abismo uivo” (momentami kojarzy się z grą Adama Gołębiewskiego i Thurstona Moore’a) to nagrania o dużo mniejszym natężeniu. Czy to oznacza, że gorsze? Nic z tych rzeczy, odpowiednie budowanie atmosfery generuje dodatkowe skupienie słuchaczy.
Każdy z trójki muzyków ma spory bagaż doświadczeń. To indywidualności tworzące szalenie ciekawy kolektyw, który może i dozuje swoje dźwiękowe szaleństwo, ale i bez nadmiernych fajerwerków można przecież wytrzymać.