Szpety można jednym zdaniem podsumować w taki oto sposób: Szpety (płyta nr 2) jest bliźniaczo – stylistycznie – podobna do Szpetów (płyta nr 1). Od tria otrzymujemy ten sam wachlarz rozwiązań, motywów, brzmień.


AUTOR: Szpety
TYTUŁ: Szpety
WYTWÓRNIA: Antenna Non Grata
WYDANE: 18.04.2021


Wydana w tym roku przez Antenna Non Grata płyta Szpetów to pokaz możliwości głosu, wokalny performance na dwa żeńskie wokale, skojarzenia z Alwynne Pritchard, operowo-teatralna otoczka wydawnictwa dominuje nad przekazem. Zresztą o przekazie, gdy wokalistki – Antonina Nowacka i Gosia Zagajewska – wydają bliżej nieokreślone formy dźwiękowe wymieszane ze śpiewem bezsłownym. Szpety balansują na granicy snu, muzycznego rytuału roztaczającego aurę skupienia, swoistego transu.

Otwierający płytę „Rzur” jawi się jako spokojna ballada z wirującym w tle udźwiękowionym wietrzykiem. Powietrze drga, drga też śpiew Antoniny Nowackiej, Gosia Zagajewska niemal mistycznie przyśpiewuje Nowackiej, z tyłu roztacza się echo przestrzeni, w której Szpety nagrywały materiał. A tą przestrzenią była Wieża Ciśnień, galeria konińskiego Centrum Kultury i Sztuki. Wszystko rezonuje, unosi się, elektroniczne, ledwo wyłapywalne piski i szumiki tworzą minimalistyczną muzyczną kartę dla nadanego tematu. W „Kruf” trio mocniej akcentuje warstwę melodyczną, szumy goszczące w głośnikach od samego początku, dwugłos, dwa odrębne tematy, jeden stanowczy, drugi niemal schodzący do szeptu, w końcu duży udział, jeśli chodzi o dźwiękową kreację Wojciecha Kurka.

To on tworzy te potajemnie brzmiące szmery, rozedrgania przestrzeni, narastający muzyczny niepokój rozciągającego się w czasie (2:10-2:50) ambientu, który przechodzi w jedną linię wokalną. To piękna sprawa, ujmująca. Ale po chwilowym zawieszeniu fajnie wybrzmiewają perkusjonalia (bo to perkusyjne sprawy, prawda?), jakby uderzenia drewna tłumione taflą wody i wyśpiewywane, lub też raczej rzucane jak od niechcenia, onomatopeje i inne bliżej nieokreślone dźwięki. Rytmika, szalona, tribalowa, zaczyna w końcu dominować, a w końcówce to nawet wszystko wydaje się być zmultiplikowane.

„Maczak” zniewala horrorową aurą wokalną, od tego numeru zaczyna się szaleńcza gonitwa. Świetnie brzmi ten niemal grudge’owy śpiew z lekko narzuconą, dryfującą ambientalnym tempem elektroniką, przebijającymi promieniami perkusji, które wraz z trwaniem utworu przechodzą w operę utrzymaną w dość tajgowej stylistyce. „Szusz” przypomina performance dźwiękowy w sali teatralnej, rzucenie wokaliz na drewniane deski, oczyma wyobraźni widać samotne postaci oświetlone punktowo, w tle roztacza się złowieszczy szum, pojawia się bardzo surowa, organiczna wręcz perkusja wybijająca swój własny rytm, żeby przy 4:15 wejść w otoczkę free improv w bardzo dzikim wydaniu. Ten sam case można powtórzyć przy „Czops”, Kurek naprawdę generuje mocne melodie oparte na metalicznym brzmieniu talerzy i sile bębnów, Nowacka i Zagajewska podzieliły się zadaniami, jedna monodeklamuje, druga siarczyście, ostro podśpiewuje. Końcówka perkusyjna to dobre jammowanie, wstęp przed cyberoperą „Bzard” na dwa eteryczne wokale i misterną, bardzo skromną, punktową elektronikę. Dobra, naprawdę niezła płyta.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: