Gdyby premiera 3T odbywała się mniej więcej w ostatnich dniach, So Slow idealnie wstrzeliliby się w atmosferyczną aurę na dworze. Duchota, czerń i ogromne opady przynoszące niepewność. Dźwiękowy kataklizm, jaki serwuje słuchaczom kwartet, jest wręcz zatrważający.


AUTOR: So Slow
TYTUŁ: 3T
WYTWÓRNIA: Unquiet Records
WYDANE: 15 maja 2017


Zadziało się od premiery Nomads. Przy wydaniu drugiej płyty czynny udział brał jeszcze Łukasz Jędrzejczak, który szybko odszedł z So Slow, ale swoje piętno na albumie odcisnął. Potem wokalistę i klawiszowca zastąpił Michał Głowacki z Latających Pięści. Ale życie lubi zmiany i w So Slow nie ma już gitarzysty Adama Sanockiego i basisty Łukasza Szymańskiego. Doszedł Łukasz Lembas, który niegdyś grał w Bad Light District. Zmian sporo, sporo dzieje się też na płycie numer trzy.

Muzycznie na 3T nadal jest mrocznie, chaotycznie, tajemniczo i… dwojako. Dwojako, bo muzycy mieszają hardcore’ową energię z leniwą, post-rockową psychodelią na drugim biegu. Pełne transu kompozycje stoją obok ostrych riffów, krzykliwych wokaliz i ciężkiej perkusji. Otwierające wydawnictwo „Tranz I – JJ” klimatem nawiązuje do Dharavi czy Nomads. To te same przydymione, zabrudzone, mocne melodie budowane na roztaczającym się zewsząd pogłosie, agresywnych, kipiących od nienawiści i zdenerwowania gitarach, mocarnej basówce i nagłych zwrotach akcji. Początek może jeszcze tego nie zapowiadać, bo w końcu bluesowy groove w industrialnej otoczce nie wróży hardkorowych wygrzewów, ale po tym dłuższym budowaniu napięcia muzycy przyciskają pedały, rozkręcają piece i napierdzielają w instrumenty. W międzyczasie So Slow stawiają również na drone’owe szumy z ambientowymi klawiszami w tle. To też niezłe wyciszenie i przygotowanie słuchaczy do kumulacji, post-hardcore’owej jatki. Ale nie ma się co dziwić, zresztą jeśli na „dzień dobry” wrzuca się utwór trwający blisko dwanaście minut – musi być zróżnicowanie.

SO SLOW OPOWIADAJĄ O SWOJEJ PŁYCIE!

To się So Slow udaje na 3T. Ciągłe budowanie napięcia, rozdzielanie emocji i stopniowanie budowanie utworów sprawia, że trzeciej płyty zespołu słucha się w ogromnym skupieniu. „Tranz II – Tryboluminescencja” to zabawa z rytmem, który dla So Slow chyba stanowi w tym utworze punkt honoru. Arkadiusz Lerch wali w bębny z szewską pasją, syntezatory wybrzmiewają szerokimi, rozległymi ambientowymi pasażami, to raz wzrastając, to opadając, gitara ogniście pojękuje, niekiedy pojawiają się skromne solówki (około 4:10). Są też momenty etniczne, zwłaszcza gdy w połowie szóstej minuty pojawiają się szamańskie, niewyraźne, zamroczone sample wokalne, a bębny cały czas pracują. Chaotyczna, rozedrgana końcówka znowu daje znać o noise’owych zapędach So Slow.

Inaczej niż dotychczas zespół bawi się też w ostatnim na liście „Tranz III – Ucisk/Uścisk”. Improwizowane partie, zwłaszcza partie saksofonu pojawiającego się gościnnie Rafała Wawszkiewicza z Merkabah i Sting Nie Zagra w Kazachstanie nadają kompozycji niespokojnego ducha free improv. Do elektronika, masa pisków, zgrzytów, pojawiające się w tle szumy i wykrzykiwane „I am the concrete”, które potęguje melancholijno-niepewną aurę nagrania. Ciemno, nie do końca przyjemnie, minimalistycznie i swoiście transowo. So Slow z płyty na płytę idą w coraz inną stronę, sprawdzając się na kolejnej brzmieniowej płaszczyźnie. Można się czepiać, że te utwory trwają może za długo, że tekst w ostatnim indeksie nie jest jakoś nad wyraz wysublimowany i zgrabny, że momentami 3T jest aż nadto rozciągnięte. Ale skład nagrał porządny album. I o to chodziło.

NASZA SKALA OCEN (K L I K!)

 

A JAK OCENIAMY?
Napięcie. So Slow umieją je budować, tworząc kompozycje wielokrotnie złożone. I poradzili sobie ze sporymi zmianami kadrowymi.
Może... może trochę za długie utwory?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: