Industrial ma to do siebie, że nic nowego już nie urodzi. To zarzut i plus jednocześnie. A jak z tą stylistyką radzi sobie Shagreen na Falling Dreams?

AUTOR: Shagreen
TYTUŁ: Falling Dreams
WYTWÓRNIA: wydanie własne
WYDANE: 25 lutego 2019


Nie ukrywa zainteresowania Trentem Reznorem, Nine Inch Nails to dla niej jeden z ważniejszych projektów, a inspiracji How to Destroy Angels w żadnej mierze nie da się ukryć. Shagreen wydała debiutancki album, wydała go już jakiś ładny kawał czasu temu, wcześniej ciekawie nam o nim opowiadała, rozkładając Falling Dreams na Czynniki pierwsze. Abstrahując od historii związanych z wszystkimi utworami składającymi się na pierwszy studyjny album Natalii Gadziny-Grochowskiej, emocjonalnym bagażu każdego z nagrań i ich negatywnego wydźwięku, Shagreen to bardzo żywiołowa płyta. Typowo industrialna w swojej warstwie melodyjnej, z dużą dozą ostrych gitar, twardą perkusją i mrocznymi syntezatorami i elektroniką, które, gdyby nie śpiew Gadziny-Grochowskiej, sprawiałyby, że materiał jawiłby się jako odhumanizowany.

>> CZYNNIKI PIERWSZE: Shagreen – Falling Dreams

W większej mierze Falling Dreams to szybkie i mocne kawałki, które spowija pewien mrok. Ten generuje już otwierające płytę „The Beginning”, iście reznorowski utwór, który Trent mógłby nagrać z Atticusem Rossem i wrzucić na jakąś ścieżkę dźwiękową do filmu. Ze skrupulatnie budowanym napięciem, z momentem kulminacyjnym, w końcu z transową perkusją, bez wokali. Kinowy motyw jak nie wiem co.

Instrumentale na Falling Dreams są łącznie trzy: openerowe nagranie, „Volta” i tytułowe „Falling Dreams”. „Volta” jawi się na tle całego albumu jako zgrabny przerywnik, wydłużony skip zahaczający gdzieś o modne dziewięć, dziesięć lat temu fidget hałsy. A tytułówka? „Falling Dreams” to prosty ambientowy ciąg syntezatora z niepokojącą, zapętloną elektroniką.

Debiutancki album Shagreen idzie dwiema ścieżkami. Jedna to ta mocniejsza, mroczniejsza, skupiona na melodiach industrialnych, nachodzących na noise’owe ścieżki. Tutaj wypadałoby wymienić „Stay Right There”, świetne, okraszone jazgoczącymi przesterami na gitarze „Shadows” czy emocore’owe „Killing”. Z drugiej strony mamy okołoballadowe kompozycje, spokojne „Anytime” z delikatnymi klawiszami i bitmaszynową rytmiką, popowe „Desire” (najsłabszy tak naprawdę kawałek na Falling Dreams) lub równie pościelowe „All of Me” i „Home”. I trzeba zaznaczyć, że gdy Shagreen i jej studyjni muzycy zwalniają, na płycie robi się po prostu smutno. Smutno i nudno, i chce się wrócić do „Don’t Stop Me Now” z eterycznym wokalem Natalii Gadziny-Grochowskiej czy singlowego „This This”. Bo ballady balladami, ale czegoś mi na Falling Dreams jednak brakuje. Za bardzo ugładzona jest ta płyta, wypolerowana na błysk.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: