Słuchamy i piszemy o Act Surprised. Czy Sebadoh w 2019 roku są w należytej, oczekiwanej przez wszystkich formie?

AUTOR: Sebadoh
TYTUŁ: Act Surprised
WYTWÓRNIA: Fire Records
WYDANE: 24 maja 2019


Sześć lat. Sześć lat to szmat czasu. W życiu zwykłej osoby to okres, z którego wspomnienia mogą z łatwością się rozmyć, zamglić. Przeminąć. W życiu zespołu milczenie przez ponad pół dekady to jak wyrok śmierci, samobójstwo. Wydajecie płytę, jesteście na fali. Gracie koncerty, wytwórnia wypuszcza single, robicie teledyski. Potem gigi stają się coraz rzadsze, skupiacie się na nowych projektach, a zespół idzie w odstawkę. Mijają dwa lata, potem kolejne dwa. Cisza, zero zainteresowania. Znikacie z radarów.

Naprawdę, trzeba mieć bardzo mocną pozycję, duży fanbase, żeby po takim czasie wrócić do gry.

Albo trzeba nazywać się Sebadoh. Wtedy wszystko staje się łatwiejsze. I fani więcej wybaczą.

Sześć lat minęło od czasu wydania nie najlepszego w dziejach Sebadoh, ale mocnego i podkreślającego klasę amerykańskiego tria albumu Defend Yourself. Ale te sześć lat to w historii Sebadoh tak naprawdę żadne wyzwanie, nic takiego. Przypomnijmy sobie przerwę między płytą z 2013 roku a The Sebadoh. Ile to było lat? Tak. Czternaście. Dlatego szóstka to w istocie żadne wyzwanie. Ot, szczegół w życiu zespołu. A czy Amerykanom przysłużyła się ta przerwa, podczas której Lou Barlow wydał solowy album Brace the Wave, ukazało się równie solowe Spooky Action Jasona Loewensteina, a Bob D’Amico z zespołem Saqqara Mastabas wypuścił Libras. Nie zapominajmy też o czołowym zespole Barlowa, Dinosaur Jr. Ci wydali godnego następcę I Bet on Sky, czyli Give a Glimpse of What Yer Not. Czy Sebadoh w 2019 roku są w należytej, oczekiwanej przez wszystkich formie?

Tak, bez wątpienia tak. Act Surprised to standardowy materiał Sebadoh, melodie chwytliwe, gitarowe, typowo luzackie i niechlujne. Takie, jakich można się spodziewać po legendzie, która na scenie funkcjonuje od trzydziestu lat, wydaje właśnie dziewiąty album, a jej członkowie kreowali amerykańskie realia indie rocka. Przez te sześć lat muzycy… nic się nie zmienili, potwierdza to rozpoczynający płytę „Phantom”. Szybkie riffy, krzykliwy wokal wyśpiewujący „What’s that noise?(…)” i wiemy, że jesteśmy w domu, że nieumyte kubki nadal stoją na blacie, że płatki leżą w tym samym miejscu w szafce, a rower grzeje się oparty o tył budynku. Nic się nie zmieniło, wszystko jest takie, jakie być powinno.

„Celebrate the Void”, jeden z singli promujących Act Surprised, rozkręca się powoli, z łagodnym początkiem i delikatnym śpiewem Lou Barlowa „I get the feeling you don’t feel me Must be a reason you’re still here”. Balladowa, typowa pościelówa wybrzmiewa półtorej minuty, by Amerykanie rozkręcili przestery i dalej przypominali, że jeszcze nie są takimi dziadkami, jakimi (spokojnie) mogliby już być. Gitary w „Celebrate the Void” (ironiczny tytuł sam w sobie jest wartością dodaną) są świetne, zresztą u Sebadoh zawsze takie były. Dynamiczne jak na wyścigach tempo, energiczna perkusja i mocny refren. Takie granie się ceni.

Klasyką indie spokojnie można okrzyknąć „Follow the Breath”, z refrenem, który śmiało może kandydować do miana refrenu roku. Przebojowe, w pełni ninetiesowe nagranie po prostu zmusza głowę do kiwania, a nogę do tupania. Autorefleksyjne, pamiętnikowe „Medicate” Barlowa rozprawia się z uzależnieniami, pytając, czy lepiej jest być trzeźwym i czuć ból, czy może po pijaku nie odczuwać nic. Barlow już blisko od trzydziestu lat w swoich tekstach porusza tematy lęków społecznych, odrzucenia, wstydu, niepewności, zaburzeń osobowości. Alkohol i problemy z nim związane też stanowi punkt odniesienia. 

Co jest dla Sebadoh charakterystyczne, tekstami Barlow i Jason Loewenstein dzielą się mniej więcej po połowie. Kawałki piszą oddzielnie, Bob D’Amico odpowiada tylko za perkusję, robi to świetnie, ale zastanawiałem się zawsze przy wcześniejszych płytach, który z nich jest lepszym songwriterem. Nadal, czy to przy Defend Yourself, czy świętującym dwudziestolecie The Sebadoh, nie potrafię tego rozgryźć. Loewenstein na pewno gra i śpiewa z ukłonem w stronę emo kapel, gdy Lou bezproblemowo odnajduje się (Brace the Wave, jego solowa płyta z 2015 roku) w spokojnych, idących w stronę nawet folku balladach. „Stunned” czy „Vacation”, tytułowe „Act Surprised” czy „Battery” to właśnie takie celne przykłady tego, jak koledżowy rock nie umie i nie chce się zestarzeć, a i sami Sebadoh umiejętnie polerują swoje stare nawyki. 

Takie granie się ceni [2]. W 2019 roku, trzydzieści lat po debiutanckim The Freed Man, z dziesiątkami płyt wydanymi z innymi zespołami i solowo, Sebadoh pokazują, że można grać dobrze, młodzieżowo, energicznie. Żywiołowo. Można czerpać z samych siebie i przyjaciół, można nie oglądać się na mody, można – ba, trzeba – kultywować tę piękną tradycję amerykańskiego post-punka, klasycznego indie. I trzeba też pamiętać, że te zespoły kiedyś (niestety) się skończą. Zostaną ci, dla których Lou Barlow, Jason Loewenstein i Bob D’Amico z Sebadoh i inni (a można by wymieniać) byli i są inspiracją i motywacją. Powrót w świetnym stylu.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: