AUTOR: Niechęć
WYTWÓRNIA: Wytwórnia Krajowa
WYDANE: 8 kwietnia 2016
WIĘCEJ O ALBUMIE

 
Debiutowali rewelacyjną Śmiercią w miękkim futerku. Ale to było dawno, aż cztery lata temu, a przez ten czas z zespołu odszedł Stefan Nowakowski, kontrabasista związany także z Jazzpospolitą. W jego miejsce, choć z innym instrumentem, przyszedł Maciej Szczepański, a sama Niechęć podobno nagrała drugą płytę i tę płytę wyrzuciła. Wiadomy syndrom? Zabieg marketingowy? Cokolwiek? Nieważne. Istotne jest natomiast to, że Niechęć wydawnictwo nazwała Niechęć, a Niechęć nie osiąga poziomu debiutu (bo to był naprawdę dobry album), ale źle też nie jest.

Kiedy w 2012 roku Wytwórnia Krajowa złamała swoją linię wydawniczą, odskakując na chwilę od śpiewanych po polsku piosenek i zainwestowała w jazz, niektórzy mogli pukać się w głowę. W końcu gdzie Nerwowe Wakacje, Hotel Kosmos, Organizm, Braty z Rakemna, a gdzie instrumentalny, pozbawiony wokali jazz? I ci, co pukali się w głowy, szybko musieli przestać to robić, bo Niechęć z miejsca wdarła się na szczyty. Koncerty, sława, splendor, naprawdę niezła sprzedaż Śmierci w miękkim futerku. I cisza. Zespół zamarł, Krajowa skupiła się na innych wykonawcach, też zwalniając swoją wydawniczą działalność. Aż w końcu nadszedł bieżący rok, Niechęć odezwała się ponownie.

Osiem utworów, osiem bardzo rozłożystych kompozycji, bazujących co prawda na jazzie, ale uderzających jednocześnie w różne odmęty muzyki popularnej. Bo Niechęć nagrała płytę wielowątkową, o zmiennych tematach w każdym niemal utworze, skaczącą między stylistykami, ale z energią z gry jako podstawą. Na Niechęci mamy echa twórczości Komedy, mamy muzykę stricte filmową (rosnące napięcie w „Rajzie” od 2:14 aż budzi skojarzenia z jakimś filmem z Liamem Neesonem ratującym świat. Albo samolot), mamy też saksofonowe ukłony w stronę Mikołaja Trzaski („Krew”), ocieranie się o yass w pierwszym na liście „Końcu”. Jest też dużo chaotycznego, ociekającego muzyczną agresją i zniecierpliwieniem jazzowego noise’u jak to w zwyczaju mają The Thing („Atak”, „Trzeba to zrobić”), ale są też post-rockowe, bardzo komercyjnie brzmiące zagrywki, jak chociażby „Metanol”, bodajże najsłabsza kompozycja z całego albumu. Jest też „Widzenie”, kolejny utwór z rockowym podłożem, który tak na dobrą sprawę można by było ominąć przy układaniu tracklisty. „Echotony”? Bardzo rojkowo-myslovitzowo, co nie działa na plus Niechęci, choć wiolonczela Karoliny Rec ratuje w końcówce sytuację smutnymi, łamliwymi niemal smykami.

Chociaż nowa płyta Niechęci jest na swój sposób spójna, to ta wspomniana wielowątkowość, różnorodność brzmieniowa, niemal kocioł dźwięków sprawia, że tego jest jednak trochę za dużo.

A JAK OCENIAMY?
FilmowoEcha wybitnych muzykówNoise też się znajdzieW końcu następca „Śmierci w miękkim futerku”
No, jednak trochę za dużo różnorodnościNa cholerę te myslovitzowe melodie?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: