Mirt i jego Random Soundtrack w naszej recenzji. Zapraszamy do podróży, w której pejzaże namalowane zostały dźwiękiem.
AUTOR: Mirt
TYTUŁ: Random Soundtrack
WYTWÓRNIA: Kosmodrone
WYDANE: 18 października 2016
Wydawać by się nie mogło, że nie ma nic prostszego i jednocześnie przyjemniejszego niż pójść w teren, zaszyć się gdzieś w wysokiej trawie nad wodą, wcisnąć REC na dyktafonie i spokojnie poczekać aż efekty przyjdą same. W field recordingu nic jednak samo nie przychodzi, a i nie każdy potrafi zarejestrować materiał w taki sposób, by ktokolwiek zechciał się później nad nim pochylić. Najlepiej wie o tym chyba Tomasz Mirt, czyli jedna z głównych postaci na polskiej scenie, kojarzonych właśnie z nagraniami terenowymi.
Wydany w październiku, w zasadzie niemalże w pakiecie z dwoma epkami (Brumaire i Searching For Shelter) album Random Soundtrack to próba (i co trzeba przyznać – całkiem udana) zestawienia elektroniki, efektów wydobytych z setek metrów zwojów podpiętych do syntezatorów modularnych oraz stale obecnego w nagraniach Mirta field recordingu. Materiał został wydany nakładem powołanej do życia przy okazji tego albumu wytwórni Kosmodrone. I to jedna z tych płyt, których po prostu nie wypada nie znać.
Po wydanym w 2015 roku albumie Vanishing Land sądziłem, że nieprędko doczekamy się podobnej pozycji. Raz, że field recording cechuje się mocno odmienną specyfiką i jest raczej odporny na przeróżne mody i zajawki, a przez to ma prawo wybrzmiewać z tą samą świeżością przez lata, a dwa, że taki materiał zwyczajnie potrzebuje czasu, by dojrzeć. Mirt jednak mało tego, że wysmarował longplay wznoszący tworzoną przez niego muzykę o kolejny stopień wyżej, to jeszcze w okolicach premiery wydał dwie epki równie obficie wysycone miłymi dla ucha dźwiękami.
Słuchając kolejnych utworów zebranych na Random Soundtrack, naprawdę trudno uwierzyć, że są to w głównej mierze niewykorzystane dotychczas fragmenty zgromadzonych wcześniej nagrań. Na wstępie należy też oddać, że nagrania terenowe są tu jedynie (albo aż) elementem okraszającym całą misternie zbudowaną strukturę. W „Rush on South” wprowadzają nas one do niespiesznie płynącego, wyładowanego głębokim basem minimalowego brzmienia, w „Love Them” znowu ten basowy bit schowany został gdzieś głęboko pod warstwą ulicznych hałasów. Random Soundtrack przynosi też bardzo refleksyjne, wymagające skupienia kompozycje na granicy ambientu. Dłuższe struktury przeplatają się tu z krótkimi czysto field-recordingowymi wstawkami („Sri Maha Mariamman”) obracającymi się w subtropikalnym klimacie Azji Południowo-Wschodniej.
Cały album stanowi tak zwartą strukturę, że trudno wyodrębnić tu utwory zwracające większą bądź mniejszą uwagę słuchacza. Często jeden kawałek przechodzi niezauważalnie w drugi, jak w przypadku „Michael’s Theme” i niezwykle wciągającego „Rush On South”. Materiał opiera się również o rasowy dub („Main Theme”) i właśnie dzięki swojej wielowątkowości pozwala przejść słuchaczowi niepostrzeżenie przez pełne kilkadziesiąt minut nagrania. Tomek Mirt jawi się tu jako prawdziwy ekspert muzycznego suspensu. I mocno liczymy na kolejne płyty, które pozwolą nam przenieść się w zupełnie inny wymiar.