AUTOR: Michael Kiwanuka
WYTWÓRNIA: Interscope, Polydor
WYDANE: 12 marca 2012
INFORMACJE O ALBUMIE
Porównując wszystkie te gwiazdki wypromowane przez BBC Sounds Of, jak chociażby James Blake, Jessie J, Keane, Vampire Weekend, Marina and the Diamonds i – o zgrozo – Adele, Michael Kiwanuka jawi się jako „właściwa osoba na właściwym miejscu”. Tak szczerych nagrań, tak ciepłych brzmień i tak ładnej muzyki dawno nie było.
No nie oszukujmy się. Plebiscyt organizowany przez BBC ma tyle wspólnego z dobrą muzyką, co Amy Winehouse z abstynencją, dlatego tym bardziej warto pochylić się na dłużej przy gościu, który gra ładnie i z tak zwaną klasą. Jasne, można powiedzieć, że Home Again to wynik złego wychowania. Rodzice Michaela mogli przywiązywać młodego Brytyjczyka do gramofonu i puszczali mu stare nagrania Otisa Reddinga czy Terrence’a „Terry’ego” Calliera. Bo jakkolwiek debiutancki longplay Kiwanuki jest dobry, to może być postrzegany jako odwzorowanie starych soulowych czasów. I tak rzeczywiście jest. A że dwudziestoczteroletni singer-songwriter odrobił lekcje wzorowo (oczyma wyobraźni można zobaczyć rodziców sterczących nad młodym, dzierżącym w dłoni długopis i kartkę Michaelem i zadających mu pytania o dyskografię Reddinga: „Ile utworów znalazło się na Otis Blue: Otis Reading Sing Soul?”), to i płyta jest bardzo ładna.
Popatrzmy na to w ten sposób – otwierające płytę „Tell Me a Tale” budzi wokalne skojarzenia z Richie Havensem, a jazzowy flet udanie komponuje się orzeźwiającym brzmieniem soul popowej trąbki. Otrzymane, może j e s z c z e nie monumentalne, ale podchodzące pod prawdziwy przebój brzmienie to efekt nie tylko talentu Kiwanuki, ale też dobrego ucha producenta, Paula Butlera z The Bees. To on dopieścił nagrania, eksponując ciepło głosu artysty. W singlowym „Home Again”, do którego zrobiono przyjemny teledysk w stylu retro (który swoją drogą jest już tak wyeksploatowany, że gdzie się nie spojrzy, to wszędzie latają klipy z efektem starej taśmy), barwą głosu Kiwanuka przypomina Billa Withersa, a sam utwór jawi się jako prawdziwy komercyjny hit. Delikatny podkład, melodyjny i wrażliwy śpiew sprawiają, że to właśnie do niej chce się najczęściej wracać.
Sukces, a na pewno rozgłos przyniosły Michaelowi Kiwanudze wyróżnienie przez BBC, ale także trasy – z Adele i śliczną Laurą Marling. A jeśli doda się do tego bardzo dobrą epkę Tell me a Tale (wszystkie trzy utwory z minialbumu znalazły się na długogrającej płycie) oraz, co tu ukrywać, słabą konkurencję (Skrillex? No c’mon!), nie mogą dziwić wysokie notowania Brytyjczyka. I nawet jeśli w takim „And Day Will Do Fine” Kiwanuka zbliża się niebezpiecznie do Otisa, a z całego Home Again pachnie raczej odwzorowaniem zamiast kreatywności, i tak wszystko wychodzi na plus. Bo ten utalentowany singer-songwriter w zacny sposób wskrzesił zapomnianego retro-ducha soulu i połączył go z modnym ostatnio folkiem. Ciekawe, co będzie dalej? Potwierdzi swój talent? Oby.