Sprawdzamy, czy po czterech latach od debiutu Leonov z Oslo doszlifowali post metalowe brzmienie.
AUTOR: Leonov
TYTUŁ: Wake
WYTWÓRNIA: Fysisk Format
WYDANE: 26 października 2018
Utrata i rozpacz skontrastowane z ciężkimi riffami tworzącymi ponure dźwiękowe krajobrazy – tak w skrócie brzmi norweski Leonov. Sprawdzamy, czy po czterech latach od debiutu kwintet doszlifował post metalowe brzmienie.
Podobnie jak większość gitarowych projektów pochodzących ze Skandynawii, tak i grupa muzyków z Oslo za cel postawiła sobie otoczyć słuchacza dźwiękami o wyjątkowo refleksyjnym charakterze. Wsłuchując się w subtelne, ale jakże mroźne brzmienia syntezatora i zwiewny śpiew Tåran Reindal, nie mamy wątpliwości, że kompozycje mają w sobie niezbywalny chłód spod znaku norweskich fiordów. W tym zakresie nie doszło tu do wielkich rewolucji w odniesieniu do krążka debiutanckiego. Wciąż elementy nacechowane atmosferycznością wybijają najwyżej w każdej z pięciu kompozycji zawartych na albumie Wake.
Nie można jednak pominąć wszystkich sił i środków, które włożono w kreowanie fundamentów, a te oparto na potężnie tłumionej perkusji Jona-Velte Lundena i liniach basu Mortena Kjellinga. Te gruntowe założenia najlepiej wypadają w kompozycjach najdłuższych – jedenastominutowej „Shem” i zamykającej płytę, tytułowej „Wake”. Także w utworach krótszych nie brakuje emocjonalnych kulminacji i z impetem rozkręcanych tematów. Pomimo tego, iż shoegaze’owa mikstura trzyma swoje gatunkowe ramy, to brakuje tu jednego wspólnego mianownika – spoiny, która dałaby poczucie stabilności na dystansie trzech kwadransów. To co bez trudu osiągnęli na swoim debiucie panowie ze szwajcarskiego Maïak, tu wydaje się być niedoścignionym wzorcem.
Kierunek rozwoju obrano słusznie, pozostawiono sporo przestrzeni dla poszczególnych instrumentów i nawet gitarowe pasaże snute przez Ole Jørgena Reindala i Rune Gilje przejmują chwilami rolę składowych dominujących nad trzonem poszczególnych kompozycji. Odcięcie głębokiego oddechu następuje jednak na etapie produkcji, która zamiast spajać, rozwarstwia brzmieniowo poszczególne ścieżki i w dramatyczny sposób zalewa męczącym pogłosem wokale od pierwszej do ostatniej minuty.
Ewidentnie brakuje tu proporcji w doborze środków wyrazu. Tam gdzie kompozycje zwalniają i tworzą naturalną przestrzeń dla zaśpiewów Tåran, tam efekty pogłosowe wychodzą in plus, jednak potraktowanie wszystkich ścieżek wokalnych jedną miarą, szybko staje się nieznośne. To spostrzeżenie nasuwa się niestety dość szybko i po bardzo krótkiej chwili spędzonej z Wake złapałem się na niecierpliwym wyczekiwaniu dłuższych, instrumentalnych fragmentów. Spoglądając na drugą artystyczną odsłonę Leonov, z pewnością nie można odmówić artystom szczerości i muzykalności, a także determinacji w próbie przebijania się przez powierzchnię podziemnych korytarzy skandynawskiej sceny metalowej. Duża część z tych wysiłków musi jednak poczekać na swoją kolejną szansę i więcej świeżego powietrza w pracach studyjnych.