Pierwsza w nowym roku kumulacja to krótka przebieżka po gitarowych albumach 2019 roku. Sprawdzamy, co nagrali NotSoScary, .WAVS, Controlled Collapse, Artykuły Rolne i Obiekty.
AUTOR: NotSoScary
TYTUŁ: I don’t care
WYTWÓRNIA: Soliton
WYDANE: 4 listopada 2019
Album-hybryda, album-sinusoida. Album zespołu nieznanego, o którym w sieci znajdziemy albo nic, albo niewiele (poza nieaktualizowanym fanpage’em i linkami do YouTube’a). Trójmiejski skład NotSoScary nie dba o PR, wydawać się zresztą może, że po wydaniu I don’t care zapadł się pod ziemię. Albo, idąc tropem tytułu, nie zależy im. Tak czy inaczej, ich debiut (?) to góry i doliny poziomu, rażący język angielski, trochę lepiej prezentujące się piosenki po polsku, fuzja dobrego post-punku i grunge’u z polską myślą studenckiego rocka juwenaliowego z Antyradia lub innego Teraz Rocka. „The boy with pink T-shirt” muzycznie ma wszystko, by z łezką w oku wspominać Nirvanę, gruba basówka, chwytliwe riffy gitary i wpadająca w ucho perkusja może i brzmią jak coś zaprzeszłego, ale ma to swój urok. Gorzej, czytaj: dość kucowsko, niemal politechnicznie, brzmi „Los” z tekstem Juliana Tuwima. Słysząc te niewyciągane, kraciaste fałszujące śpiewy i średnio fuzzującą gitarę, aż widzę tłumy z plastikowymi kubeczkami Harnasia na majowych festynach studentów. „Empty box” kojarzy mi się z Maxïmo Park, a idąc jeszcze dalej przez historię brytyjskiego post-punku, z Buzzcocks, a „Martini” ma ten sam klimat co stare Dinosaur Jr. Oczywiście nie jest to płyta wybitna, o czym świadczą momenty wręcz żenująco słabe, niewnoszące nic do I don’t care, ba, dołujące wydawnictwo smęty („Hell no”, ckliwe „Bones”, oparta na usypiającym fingerpickingu, przerywana niemrawym post-punkiem „Satsuma” i brzmiące jak dogorywający jenot „Die” – cóż, tutaj tytuł idealnie wpisał się w kanwę). I jeszcze wypada wspomnieć o utworze, który błyszczałby wszystkimi kolorami Turcji jak długa i szeroka, gdyby trio darowało sobie partie wokalne. Orientalny motyw „Bullet” jest naprawdę ładny, ale wszystkie te jasne punkty I don’t care nie pokrywają się z minusami. No zupełnie tak, jakby chłopakom z NotSoScary nie do końca zależało.
NASZA OCENA: 4.5
AUTOR: .WAVS
TYTUŁ: .WAVS
WYTWÓRNIA: Wydanie własne
WYDANE: 21 czerwca 2019
Obracamy się nadal w latach dziewięćdziesiątych, ale post-punk zamieniamy raczej na ostrzejrze stonerowo-post-hardcore’owo-grunge’owe riffy. .WAVS na swoim debiutanckim albumie tną aż miło. Ostre jak noże Ernesto riffy, krzykliwe i chropowate wokale Macieja Kowalskiego, duch Elvis Deluxe w warstwie muzycznej. Rock’and’rollowo i stonerowo, czasy świetnych płyt The Black Tapes i ED, koncertów w Jadłodajni Filozoficznej, potem w Powiększeniu. Momentami .WAVS kojarzy mi się ze starymi nagraniami Mondo Generator („He Was Dead Anyway” spokojnie odnalazłoby się w trackliście A Drug Problem That Never Existed, „Santa Sangre” też nie miałoby z tym problemu). Zresztą warto zauważyć prostą tendencję, że o ile początek płyty pobrzmiewa mniej lub bardziej melodyjnymi, post-punkowymi kawałkami (OK., najbardziej słychać to w „Anonymous Galaxy”, zwróćcie uwagę na prawdziwie radiowy refren wypełniony chwytliwymi gitarami – dwiema – trochę może nawiązującym do At the Drive-in), tak dalej jest i mocniej, i bardziej kakofoniczne, a sami .WAVS zmierzają w stronę Waszyngtonu i tamtejszej oficyny Dischord. Ale naprawdę najbliżej krakowianom do szalonego Nicka Oliveri, dusznych i ciężkich riffów przechodzących w naspeedowany stoner, przy jednocześnie luzackim wygrzewie. W dobie coraz większego popowego syfu z jednej strony, a indierockowo-post-punkowych zasłuchań z drugiej, .WAVS ciekawie odkopują zapomniany low desert punk.
NASZA OCENA: 7.5
AUTOR: Controlled Collapse
TYTUŁ: Nothing Personal
WYTWÓRNIA: Machineries
WYDANE: 14 czerwca 2019
Mogło być ładnie, pięknie i perspektywicznie. Okazało się, że życie płata figle i po tej naprawdę dobrej epce przyszedł czas rozczarowań. Jednym, głównym i jedynym rozczarowaniem jest zamknięcie historii zwanej Controlled Collapse. Wojciech Król skończył, a, cytując jego wpis na fanpage’u, król odszedł.
Nothing Personal to raptem cztery kawałki, ale wydaje się, że to materiał wręcz optymalny, jeśli weźmie się pod uwagę długość. Ostra, gęsta, momentami speedcore’owa perkusja Pauliny Lewek napędza wydawnictwo, współpracując z krzykliwymi, agresywnym wokalem Króla i siekającą gitarą Dominika Ignacika. Tak jest w otwierającym Nothing Personal „D.I.Y.”, utworem mocniejszym niż materiał z wydanego trzy (a w roku wydania epki – 2017, dwa) lata temu Post-Traumatic Stress Disorder. Elektronika, stanowiąca przez większość czasu tło, ciekawie wybija się w końcówce „D.I.Y.” na tle rozciągniętego przesteru. „This Is Your Way” bardziej skręca w stronę wcześniejszych albumów Controlled Collapse, to nadal industrialny hardcore w metalowej odsłonie. A refren na długo zapada w pamięć. Apokaliptycznie, dość sennie, z nastrojowymi, archaicznymi dźwiękami syntezatora, robi się w „Loneliness”, a krzyk przychodzi w melodeklamację, pojedyncze gitarowe riffy, Lewek też za perkusją odpoczywa, by w ostatnim „Dniu sądu” mocno dorzucić do pieca. Szkoda, naprawdę szkoda, że Controlled Collapse rozpadali się po tylu latach przerwy. Pozostaje czekać na… nowe?
NASZA OCENA: 6.5
AUTOR: Artykuły Rolne
TYTUŁ: Jeśli możesz, zostań w domu
WYTWÓRNIA: Wydanie własne
WYDANE: 20 listopada 2019
Artykuły Rolne to już uznana marka, choć wiadomo, że z tym fejmem w niezalu to różnie bywa. Multum znajomych, fanów na Facebooku, na koncercie premierowym tłumy, a potem to już gorzej, ciszej i gra się dla garstki znajomych za drobne, jeśli już trafi się wynagrodzenie. Dlatego już samym tytułem Artykuły Rolne wygrywają. Ich nowe, znowu elektroniczne wydawnictwo Jeśli możesz, zostań w domu to standardowa stylistyka krakowian – przesterowane, jazgoczące gitary, mantryczna perkusja momentami nadająca kompozycjom mathrockową charakrerystykę i apokaliptyczne brzmienie stylofonu. Przebojowości nie można Artykułom Rolnym zarzucić, ale tworzenie masywnej, gęstej atmosfery stracenia i zagubienia – już tak. Całe Jeśli możesz, zostań w domu to fuzja chwytliwych riffów (przede wszystkim pierwsze trzy utwory – „Niewiele”, „Starość”, „Kredyt” – oraz szóste „Neuro” w swojej końcówce) oraz improwizowanych, kakofonicznych noise-rockowych suit. Przygotujcie się na niezłe dźwiękowe trzęsienie ziemi.
NASZA OCENA: 7
AUTOR: Obiekty
TYTUŁ: Czarne miasto
WYTWÓRNIA: Instant Classic
WYDANE: 12 maja 2019
Zanim ukazało się nowe wydawnictwo Artykułów Rolnych, Bartosz Leśniewski zebrał się w grupę z członkami New York Crasnals (uwielbiałem!) czy Kaseciarza i nagrali Czarne Miasto jako Obiekty. „Wawel” w ich ujęciu to straszne, przerażające, mroczne i zdehumanizowane miejsce, odrzucające, wyzbyte z turystów. Myślę, że i 10 kwietnia niewiele osób by zdecydowało się odwiedzić Wawel, gdyby bazować na wizji z Czarnego Miasta. Długie rozciągnięte na blisko dziesięć minut przestery i syntezator tworzą głęboki, transowy dron. Dopiero na ostatnie dwie minuty Obiekty przypominają sobie o swoich noise’owych korzeniach. Plemienna rytmika, zadziorny, zapętlony riff na gitarze i przester w tle rozkręcają kompozycję, cichnąc i pozostawiając jednak lekki niedosyt. Lepiej jest w „Halnym”, utworze znów transowym, o bliskowschodnim zabarwieniu, ale bazującym na długich post-rockowych melodiach. Wiadomo, że najbardziej w projekcie napracują się gitary (dwie), to one tworzą warstwę melodyczną Czarnego Miasta, co słychać w „Ku sobie”, który byłby najlepszym kawałkiem na płycie, gdyby muzycy darowali sobie chóralne wokale, bo psychodeliczne tło nawiązuje do nagrań The Brian Jonestown Massacre, Spacemen 3 czy w końcu Spiritualized. Byłby najlepszy, a tak to najlepszym – bezsprzecznie – należy uznać tytułowe „Czarne miasto”, gdzie do głosu dochodzą naleciałości New York Crasnals i Kaseciarza, co szybko przechodzi, ponownie w TBJM. Transowość, wyważony hałas, w końcu skrupulatnie budowane napięcie i narracja. Obiektom udała się debiutancka płyta.
NASZA OCENA: 7