Kumulacją numer 32 zamykamy ubiegły rok w katalogu Zoharum. Część II, bo pierwsza już była, a w niej między innymi Phurpa, Celler czy Monopium.
AUTOR: Phurpa
TYTUŁ: Mantras of Bön
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 7 czerwca 2014 / 17 czerwca 2016
Zanim Phurpa nagrała i wydała w Zoharum ubiegłoroczny album Chöd, który w poprzedniej kumulacji celnie opisał Miłosz Karbowski, Rosjanie w 2014 roku w tej samej wytwórni wypuścili Mantras of Bön. Płyta od dawna była jednak niedostępna, więc gdańska oficyna zdecydowała się wznowić wydanie. Pięć utworów, blisko osiemdziesiąt minut medytacyjnych dźwięków i… kolejny złoty strzał Phurpy.
Trzy z nich to koncertówki zarejestrowane w dwóch krajach – w Rosji (Moskwa i Petersburg) i w Niemczech na festiwalu CTM. Rosyjska część to z kolei element trasy z Alissą Nicolai, upiorną performerką modulującą głos. W tej odsłonie Phurpa brzmią jak nie oni, wypuszczając Nicolai na pierwszy plan. Jej zawodzące, skrzecząco-krzykliwe śpiewy, bliżej nieokreślone onomatopeje górują nad warstwą muzyczną. Pisk, szyderczo-złowieszczy śmiech, drgania czy w końcu szept – te elementy dominują ambientowo-tantryczną otoczkę Phurpy, przyciągają uwagę, może nawet onieśmielają. Rytualnych odniesień, tak charakterystycznych dla Phurpy, w pierwszych dwóch utworach nie ma, ale obowiązki zostają nadrobione w trzech kolejnych, znajdujących się już w drugiej części kompozycjach.
Od numeru trzeciego zaczyna się mistyczna jazda. Dźwięki na wskroś dzikie, otumaniające, nadal poruszamy się w świecie opętania, ale tym razem transem religijnym, buddyjskim Bön. To wydłużone do dwudziestu, piętnastu i osiemnastu minut statyczne, ciężkie i pełne drone’owe podłoża budowane gardłowym śpiewem, buczeniem didgeridoo i sporadycznie pojawiającymi się cymbałami. Pierwotna siła i przekaz, akustyczne brzmienia i moc wielogłosu sprawiają, że nad słuchaczami spowijają się mroczne chmury zwiastujące coś jakby koniec własnej strefy komfortu. Bo wchodząc w świat Phurpy, naturalną rzeczą jest wyzbycie się własnych zahamowań i zasad.
NASZA OCENA: 6.5
AUTOR: Murmurists
TYTUŁ: I Am You, Dragging Halo
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 20 maja 2016
Można było podzielić cały album na utwory? Można było. Byłoby łatwiej w odbiorze, skupieniu, przede wszystkim w pisaniu? Byłoby. Zrobili tak Murmurists? Nie. Czy to źle? Tak, bardzo. Ale nie zmienia to faktu, że I Am You, Dragging Halo to płyta wyśmienita.
Cały czas leżała i czekała na swoją kolej, w końcu ukazywała się razem z WIDT czy The Kirghiz Light Rapoona, będąc przekładaną na później i później. Co nie oznacza standardowego pojęcia „później, czyli nigdy”, bo byłoby to ogromne uchybienie. Niegdyś solowy projekt Anthony’ego Donovana, dziś Murmurists to kolektyw tworzący i zbierający materiały na całym świecie. A przynajmniej tak powstawało I Am You, Dragging Halo, które rejestrowano w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Francji, Portugalii i w Kanadzie. Czasowo też rozłożyło się to na dłuższy okres, bo Donovanowi zajęło to aż trzy lata. Efekt? Piorunujący, momentami zabierający dech w piersiach kolaż dźwięków, odgłosów różnych przedmiotów, melodii improwizowanych i skomponowanych, w końcu i wykorzystanych nagrań terenowych. Trochę takie elektroakustyczne impro-musique concrète utrzymane w noise’owym rozgardiaszu.
To tylko jeden, trwający trzy kwadranse utwór, który można było pociąć na poszczególne, tematyczne części czy bloki, nawet przechodzące przez siebie spójnymi motywami. Bo warstwami, jak ogry i cebule, wydawnictwo Murmurists stoi. Zespół buduje narrację na wielu płaszczyznach – dużo dzieje się przy okazji lektorskich popisów czytania libretta napisanego przez Donovana, dużo dzieje się w segmencie keyboardowym, gdzie synthy to unoszą się, to opadają, choć głównie piszczą monumentalnie, dziarsko, trochę przerażająco też. Ściany noise’u burzą ład wprowadzany przez spokojne głosy narratorów, a przecinające, niemal schodzące do granicy tożsamych z ciszą ambienty rozrywają chaotyczne i krwiste kakofonie. To może trochę męczyć, głównie przez wzgląd na ten nierówny charakter, te nawarstwienia, ale wystarczy odrobina chęci, skupienia i I Am You, Dragging Halo staje się o trzy stopnie bardziej przyswajalne niż mogłoby się wydawać.
Anthony Donovan ponoć szykuje trzecią część tryptyku wydawniczego, którego ubiegłoroczna płyta była/jest częścią. Pierwsza odsłona pojawiła się w 2013, chodzi rzecz jasna o I Cannot Tell You Where I Am Until I Love You. Ciekawe, czy zamknięcie trylogii też odbędzie się w Zoharum.
NASZA OCENA: 7.5
AUTOR: Monopium / K.
TYTUŁ: Nightclubbing / Die Wölfe kommen züruck
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 24 października 2016
Z wielkim bólem – najsłabsze wydawnictwo w katalogu Zoharum w ostatnim czasie. Siedem kawałków, które tak naprawdę nudzi, no, są momenty, które – jak to momenty – lekko wybijają się chwilami ponad płaszczyznę stagnacji i nudy. Ale od początku.
Monopium miał już lepsze kompozycje, chociażby te na The Goat & Dead Horses’ Circus, choć na Nightclubbing momentami czuć tę późnonocną atmosferę sprzężonej imprezy. To cut-upy, nagrania terenowe, masa przesterów i szumów, wszystko w klubowej stylistyce, to znaczy z niemal taneczną rytmiką i wokalnymi samplami przebijającymi się z pisków i trzasków. Cztery nagrania Monopium łączą się z trzema autorstwa K. Najmocniej wypada okołoharshowe „The Other”, gdzie nagromadzenia sprzężeń, dźwiękowych wygibasów i mrożących krew w żyłach synthów dubluje efekty zastosowane we wcześniejszych trzech utworach.
A K.? Jego Die Wölfe kommen züruck to trzy indeksy opierające się na elektroniczno-postrockowych melodiach z dużą ilością pogłosu, trochę kosmische musik i, niestety, małą dawką polotu. Nagrania przelatują, raczej nudząc, niż pozostając w pamięci. Naprawdę, podchodziłem do tej części splitu wielokrotnie i nie ma w utworach łódzkiego producenta nic, co chwytałoby czy przyciągało, bez efektu usypiania.
NASZA OCENA: 5
AUTOR: Celer & Dirk Serries
TYTUŁ: Background Curtain
WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 24 października 2016
To może nie są fajerwerki, na nagłe zwroty akcji też nie ma się co nastawiać, bo Background Curtain to trzydzieści pięć minut ambientu. Dwa kawałki, dwóch artystów współpracujących ze sobą mejlowo, przy czym punktem wyjściowym były kompozycje Celera. Will Long skonstruował lata temu snujący się kolaż, który Dirk Serries odpowiednio, według swoich potrzeb, zmodyfikował i… przesłał Celerowi. Long, jak to Long, musiał wszystko odpowiednio wydłużyć (już samo nazwisko nakazuje) i tak powstały te dwa urocze utwory.
To proste melodie, proste i ciągnące się niczym Łyna motywy, którym bliżej do new-age’owych struktur niż zapierających dech w piersiach drone’ów. To też dwa różne podejścia do tworzenia – otwierający album „Above/Below” ukazuje mroczniejsze i smutniejsze, pełne ciemniejszych barw kompozycje, a gdy odwrócimy słowa w tytule na „Below/Above”, nagranie błyszczy jaśniejszymi odcieniami. Ambientowe pejzaże, dźwięki kojące i momentami też oniryczne wypełniają ponad pół godzinny muzyki, jaką przygotowali Celer i Dirk Serries. Idylliczna, sielankowa atmosfera, astronautyczna zima pełna sennych plam melodycznych. Do takich płyt wraca się chętnie i często, mimo że emocji tu jak na lekarstwo.
NASZA OCENA: 7