Kumulacja numer 24, czyli w końcówce roku rzucamy okiem na to, co muzycznie ciekawego ukazało się w ostatnim czasie w warszawskiej wytwórni For Tune. A działo się całkiem sporo. Od Tomasza Sroczyńskiego i jego trio, przez Marcina Krzyżanowskiego, Minim Experiment i kwartet Bauer/Bałdych/Duchnowski/Konrad.
AUTOR: Tomasz Sroczyński Trio
TYTUŁ: Primal
WYTWÓRNIA: For Tune
WYDANE: 21 lipca 2016
To płyta pełna muzycznych sprzeczności. Z jednej strony otrzymujemy album mocno chaotyczny, poniekąd skoczny, w swoim wydźwięku agresywny. Z drugiej melancholijny, powolny, o dość ciemnym zabarwieniu. Jest jeszcze trzecia strona – minimalistyczna, gdzie dźwięki poszczególnych instrumentów płyną swoim nurtem, ale w kilku miejscach spotykają się, tworząc spójną całość.
Tę całość Tomasz Sroczyński nazwał Primal, a album stworzył przy pomocy kontrabasisty Maxa Muchy i odpowiadającego za perkusję Szymona Gąsiorka. Trzy instrumenty, każdy o innej sile, każdy o innym brzmieniu, ale pod przewodnictwem skrzypiec lidera projektu. To właśnie to brzmienie – brzmienie skrzypiec – brzmienie raz ciepłe, raz łamiące, napędza wydawnictwo, choć skrojona do minimum perkusja stanowiąca rytmiczne tło, swoisty metronom momentami, nadaje ten improwizatorski ton Primalowi. Bo że nie o jazzie w klasycznej odsłonie tutaj mówimy, a o pełnym free improv, należy podkreślić dwa, no, trzy razy pomarańczowym flamastrem.
Dwanaście zróżnicowanych nagrań, gdzie na pierwszy plan wychodzą skrzypce, które wiją się momentami niczym dźwiękowe węże, plącząc i jeszcze bardziej podbijając pełnię chaosu na płycie. Kontrabas Maxa Muchy podkreśla ciężar kompozycji, razem zresztą z bębnami Gąsiorka. Na co najbardziej warto zwrócić uwagę? Przede wszystkim sam utwór tytułowy. „Primal” rozkręca się dość długo, ale gdy już wejdzie w kluczową fazę, nagrania można słuchać i słuchać, stale skupiając się na czymś innym. Bo raz to będzie solówka skrzypiec, raz tylko szamańska perkusja, a innym razem pulsujący w tle kontrabas, który wyłapuje się chyba na samym końcu. Co jeszcze? „Mating Song” ma w sobie swoiste klasyczne podejście do strunowca, którego motywy po prostu orbitują. „First Snow” ma w sobie taką marzycielską melancholię jak te opadające w nocy pierwsze płatki śniegu gdzieś na odległej Warmii. Nieźle też prezentuje się mocno minimalistyczny, utrzymany w jakby pogłosowej przestrzeni „NIP”. Ale po cóż wymieniać tytuły, można lecieć dalej i dalej, ale sensu to wielkiego nie ma. Primal to dobra płyta, nie na jeden raz, na pewno.
NASZA OCENA: 7.5
AUTOR: Marcin Krzyżanowski
TYTUŁ: Kenosis Music
WYTWÓRNIA: For Tune
WYDANE: 20 lipca 2016
Pustką ogromną bije z Kenosis Music, nowego albumu Marcina Krzyżanowskiego. Ale nie ma w tym nic dziwnego, w końcu sam tytuł wydawnictwa zobowiązuje. Do tego nawiązania do muzyki sakralnej, psalmów i chorałów i spora doza improwizacji. W sumie na impro Kenosis Music się opiera. Głównie wiolonczeli Krzyżanowskiego, ale przy saksofonów, z elektroniką w tle i gościnnymi udziałami skrzypiec, gitary czy perskiego bębna daf.
Psychodeliczne smyki, zgrzytająca elektronika, sporo pogłosów i jazgoczący saksofon, czasem altowy, czasem barytonowy, który pogłębia puste brzmienie samotności na Kenosis Music. Wokalnie momentami usłyszymy też Mieczysława Eligiusza Litwińskiego, którego złowrogi i zawiesisty wręcz śpiew nastraja wydawnictwo na te ciężkie tory. Ciekawie prezentuje się dialog gitary i saksofonu w „Pizzicaterii”, problem mam z trzema Psalmami. Raz Krzyżanowski dostarcza pełnej i dzikiej improwizacji (142), raz stawia na patetyczne i tajemnicze melodie (100), a jeszcze inną ścieżkę prezentuje w „Psalmie 126”, wybrzmiewającym muzyką celtycką.
Nazywać Kenosis Music awangardą, to jak nie napisać nic. Bo czymże jest awangarda, jak poszukiwaniem nowych rozwiązań, jak brnięciem w kolejne dźwiękowe eksperymenty, zabawa melodią i muzyczne wywracanie jenota ogonem? Powtarzać się, że nie jest to album dla każdego, to jak spuścić wodę w toalecie – rzecz totalnie bez znaczenia, bo ileż to płyt jest „nie dla wszystkich”? Krzyżowanie się gatunków? Czerpanie z muzyki filmowej, teatralnej? No proszę was, bez takich. Co można więcej o Kenosis Music napisać jak to, że Marcin Krzyżanowski skomponował materiał dobry, nie rewelacyjny, w żadnej mierze odkrywczy czy przecierający nowe szlaki, ale po prostu interesujący i barwny, nawet jeśli te barwy to raczej odcienie mroczne, spowite chmurami szarzyzny. Trochę z muzyki sakralnej, dużo z chamberowej, cokolwiek to znaczy poza tym, że tajemniczej, zawiesistej i minimalistycznej jednocześnie, choć z ogromną dozą improwizacji.
NASZA OCENA: 6
AUTOR: Minim Experiment
TYTUŁ: Dark Matter
WYTWÓRNIA: For Tune
WYDANE: 23 września 2016
Dark Matter to album pełen kontrastów i, co tu dużo gadać, cholernie nierówny. Z jednej strony chwytliwe impro-solówki, jak chociażby ta Alberta Karcha na początku „Scythe Dance” i Jakuba Wójcika w połowie „Minim (Epilogue)” na gitarze czy partie wariackiego fortepianu Kamila Piotrowicza w „Pale Blue Dot”. Z drugiej mamy jazz niemal z wizji Pata Metheny’ego (czyli bardzo komercyjny, pełen zbyt dosłownej narracji), spowity smoothową bryzą.
Na takich płaszczyznach porusza się właśnie Minim Experiment, kwartet polsko-włoski założony w Danii (tak, tak, w każdej prasówce się taka formułka znajduje). Że w Danii – spoko, że transnarodowy – też spoko. Ale ta rozbieżność, nadmierna radość i skoczność momentami drażni, zamiast ujmować. Trochę tu impro dymu, zwłaszcza gdy Albert Karch, którego perkusyjnego stylu jestem ostatnio fanem, trochę jazzu jak z bombonierki, reklam Rafaello czy soundtracku do siedzenia przy kominku ze szklaneczką jakiegoś burbona w chacie z bordowymi zasłonami.
Solówki solówkami, najlepiej na Dark Matter prezentują się te momenty, gdy żaden z muzyków nie ogląda się na siebie i kolegów, tylko tłucze swoje instrumenty w najlepsze, dając upust muzycznym frustracjom. I chyba najbardziej wypada wymienić „Pale Blue Dot” i „Scythe Dance” jako te główne sztandary debiutu Minim Experiment.
NASZA OCENA: 5.5
AUTOR: Andrzej Bauer, Adam Bałdych, Cezary Duchnowski, Cezary Konrad
TYTUŁ: Trans-Fuzja
WYTWÓRNIA: For Tune
WYDANE: 3 września 2016
Zatem tak, zamykamy Kumlację #24 albumem kolejnego kwartetu. Tym razem bez nazwy, a z samymi nazwiskami oraz z Trans-Fuzją jako tematem głównym. Mamy trzy instrumenty klasyczne i perkusję. A także dużo, dużo kakofonicznego noise’u przeplatanego z muzyką quasi-poważną. Przedrostek „quasi” jest tutaj dość istotny, bo muzycy poruszają się po tak zróżnicowanym dźwiękowym gruncie, że mamy i elementy poważnych kompozycji, i muzykę niemalże celtycką, mamy też free-improv i minimalizm. Ten noise najbardziej da się wychwycić w otwierającym wydawnictwo „Torcie Sachera”, gdzie kwartet po prostu zdrowo ciśnie.
Podobne rozwiązanie otrzymujemy też, przynajmniej momentami, w „Brodzie”. Po niemal ambientowo-drone’owym wstępie trwającym trzy minuty, muzycy wchodzą na płaszczyznę melancholijnych i mocno minimalistycznych smyków, by po chwili solidnie uderzyć. Co ciekawe, z czasem następuje bardzo interesujący dialog perkusjonaliów ze strunowcami i na zakończenie piękna, smętna partia wiolonczeli, ten element muzyki poważnej.
Trans-Fuzję napędza też chochlikowy „Czworniak”, kompozycja bardzo nerwowa, momentami skoczna, chwilami wręcz psychodeliczna, z wariacką rytmiką w tle i zabawą z wiolonczelą, które wypełniają pojedyncze dźwięki pianina.
Siłą płyty są jednak smyki, w końcu i skrzypce Adama Bałdycha, i wiolonczela Andrzeja Bauera stanowią tutaj większość. Stąd nie dziwią spokojniejsze indeksy, jak chociażby filmowo-katastroficzne „Inspiration” (solówka skrzypiec z perką jako podkładem budującym napięcie) czy „Mirrors”, gdzie nieocenioną robotę odgrywa Cezary Duchnowski przy pianinie, Cezary Konrad tylko nieznacznie zaznacza swoją obecność, a strunowce tworzą pełen obraz muzycznej opowieści. Dobry album? Bardzo dobry, bardzo też plastyczny.
NASZA OCENA: 7.5