AUTOR: Kinsky
WYTWÓRNIA: Requiem Records, SPV
WYDANE: 11 grudnia 2015 (Requiem Records) / 1993 (SPV)
INFORMACJE O ALBUMIE

 
Powrót do przeszłości w unowocześnionym wydaniu.

Lubicie wspominać odległe dzieje? Licealne wycieczki suto zakrapiane alkoholem, gimnazjalne biwaki, kiedy 2 energetyki rozkładały na łopatki i wszystkie te szkolne bójki, miłości i rozterki. Zespół Kinsky swoją muzyczną karierę rozpoczął dokładnie wtedy, kiedy ja przyszedłem na świat. I mimo że to dość odległa perspektywa, to materiał Copula Mundi brzmi tak, jakby został wydany może nie dziś, ale na pewno nie wtedy, kiedy ja stawiałem swoje pierwsze kroki i z upodobaniem zgarniałem wszystkie kwiatki z parapetu (czyli w roku 1993). Reedycja, jakiej doczekaliśmy się dzięki genialnemu cyklowi Archive Series realizowanemu przez wytwórnię Requiem Records to ogromna szansa, by z twórczością legendy polskiego muzycznego buntu mogły zapoznać się kolejne pokolenia. Trend ten widoczny jest równie mocno u nas, jak też za granicą. Na bardzo podobną wizję wpadł całkiem niedawno label Cult Records Juliana Casablancasa. Ciekawe, czy Velvet Underground obecnie sprzedawałoby się równie dobrze, co w czasach swojej świetności… Kinsky w każdym razie są zdecydowanie w formie! A i płyta kusi, by przygarnąć ją do swojej kolekcji.

Sam materiał, jako że to reedycja, dla nikogo, kto znał wcześniej Kinsky’ego nie był specjalną zagadką. Chociaż forma, w jakiej został wydany album, to już osobna historia. I to historia w ścisłym tego słowa znaczeniu. Bo oprócz cedeka w pudełku, a właściwie miniksiążeczce, znajdziemy obrazujące życie zespołu prasówki, zdjęcia, przedruki i parę słów wyjaśnienia „co, kiedy, z kim i jak”. A sama muzyka? Ta na pewno do łatwych w odbiorze nie należy. Otwierające album „Concidenta Oppsitorum” u wielu pewnie mocno zjeży włos na głowie. Po budującym napięcie wstępie słyszymy wykrzykiwane partie, mocną perkusję i gitarową rzeźnię, a wszystko miesza się z taką werwą, jak kebab krążący w żołądku po ostrej imprezie. Jedni wytrzymają, inni skapitulują z głową w umywalce. Na tym jednak chyba polega właśnie bunt – nie wszyscy go chwycą, bo i nie każdy lubi się wychylać. A wychyleń w albumie Copula Mundi akurat jest dość sporo. Weźmy na przykład kawałek numer dwa. Jak powiedział nam Tony Kinsky w Czynnikach Pierwszych, na tym utworze przeprowadzono parę eksperymentów – to puszczono od tyłu, coś innego tak jak Bóg przykazał, raz wolno, raz szybko i otrzymaliśmy miksturę, jakiej nie powstydziłaby się nawet Maria Skłodowska – Curie. Dla fanów szybszego bicia serca polecam „Opera Posthuma”. To podobno „historia przejścia przez tunel do Białego Światła”. Palące w oczy słońce, niczym uciekinierów z platońskiej Jaskini, zachęca nas raczej, żeby zostać w mroku. Jakiej decyzji nie podejmiemy, Kinsky serwują nam kolejne oniryczno-apokaliptyczne kompozycje. „Światłem ciała jest oko” to punk-rockowy manifest pełną parą. Wszystkie te nabrzmiałe gwiazdki, z Johnnym Rottenem na czele mogłyby się sporo nauczyć, bo nie sztuką jest zrzygać się w czasie występu na żywo w TV, ale przekazać manifest w muzyce. A to Kinskiemu udaje się wyjątkowo dobrze.

Powrotom legend po latach, niezależnie, czy były to legendy jednego albumu, czy też zespoły z dyskografią obejmującą kilkadziesiąt pozycji, zawsze towarzyszy ryzyko, że nikt tego nie kupi, na koncercie pojawi się garstka najbardziej oddanych fanów, a całe zamieszanie umilknie razem z ostatnim riffem na tym właśnie koncercie. Mam szczerą nadzieję, że Kinsky wykorzysta swój potencjał i siłę przekazu i może zdecyduje się na wydanie zapowiadanej dawno, dawno temu drugiej płyty. Pierwsza jaskółka już jest, bo zespół, z okazji roku Witkiewiczów, w jego ostatnich dniach zaprezentował nowy utwór. Będą następne?

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: