WYTWÓRNIA: Alchera Visions
WYDANE: 9 maja 2016

 

Okładka jest beznadziejna, to nie ulega żadnym wątpliwościom. Motyw jak do jakiejś smooth jazzowej płyty, ewentualnie wokalny jazz jakiegoś Matta Duska czy Michaela Bubble. No, Podsiadło też mógłby taką przygotować. Gdyby inspirować się tylko grafiką, We Prefer The Night należałoby nawet kijem nie ruszać w sklepie. Ale że nie o to tutaj chodzi, bo przecież, że o muzykę, wejdźmy w świat K-essence.

 

A ten jest bardzo nierówny, gdyż Bartosz Księżyk naprawdę dobre utwory przeplata średniawkami, które z miejsca chce się przerzucić na kolejną kompozycję. To na szczęście rzadkość na We Prefer The Night, bo K-essence mają tę zdolność do pisania chwytliwych melodii, nawet jeśli wokalnie te nagrania trochę irytują. Momentami.

 

Księżyk poszedł w chamberowo-glamową stronę indie. Dużo tutaj naleciałości projektów Nicka Cave’a (muzyka, nie wokal), The Last Shadow Puppets, trochę The Hoosiers, mamy więc groteskę, trochę teatralnego charakteru, nicią niedopowiedzenia K-essence przędzie melodie o strukturze piosenkowej. Bo piosenkami We Prefer The Night stoi. To ładne kompozycje, czasem filmowe ballady, jak w „Tail Light”, „Come Home And Stay” i „Saddest Smile” (choć ona trochę jednak męczy), w większości kawałki energiczne, bazujące na indie2.0 z Wysp, no, także i ze Stanów. Ta płyta to spory miszmasz stylistyczny. W Saddest Smile Księżyk brzmi jak Alex Turner, do tego ciężka melodyka i… to wcale nie jest najlepszy utwór na płycie. Dużo ciekawiej sytuacja prezentuje się w otwierającym wydawnictwo utworze tytułowym. Teatralność nagrania budzi kojarzenia z Hoosiersami z czasu debiutu, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę to pobłyskujące pianino, które nadaje kompozycji taktu i scenicznego charakteru. Do tego luzackie partie wokalne Księżyka, taka trochę blaza.This Party Isn’t Over to prawdziwy highlight albumu, głównie przez łączony śpiew Bartosza i Olgi Naliwajko. Zwłaszcza ten żeński głos dużo daje utworowi. No i ta noise’owa perkusja w refrenie. To najlepszy moment płyty. „Every Black Shirt” uderza w hardrockowe rejony, to za sprawą krzyczanego wokalu, to za sprawą gitarowych solówek.

We Prefer The Night to płyta w pełni archaiczna w swoim wydźwięku. To zarzut i zaleta jednocześnie. Zaleta, bo K-essence uderza w rejony znane i wielokrotnie lubiane, przyjęte i często też powielane. Bezpieczne. Wada z tego samego powodu, bo ileż razy można nagrać podobną płytę. Z zastrzeżeń można wyrzucić Księżykowi, że chociaż ta zadymiona, przyciemniona i misterna jednocześnie aura z jednej strony wciąga, to z drugiej, mimo wielu bardzo prostych zabiegów (solówki na gitarze, podbicie perkusji, melorecytacja czy prawie krzyk przy jednoczesnym szeptanym wokalu w „Come Home and Stay”), na We Prefer The Night mało jest ujmujących momentów, które zostałyby w głowie na dłużej. Jest groteskowe pianino w tytułowym, jest damsko-męska korespondencja w trzecim indeksie, jest falset rodem z Mars Volty w „Bathe and Forget”, ale to mało, żeby mówić o tym albumie w kategorii płyty ważnej. Ciekawej – już bardziej, ale nie milowej. Trochę szkoda, ale posłuchać na pewno warto. 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: