WYTWÓRNIA: MonotypeRec.
WYDANE: 19 kwietnia 2014
WIĘCEJ O: JAKUB POKORSKI / KROJC
INFORMACJE O ALBUMIE
Są płyty, na które warto czekać, nawet jeśli ich premiera wydłuża się z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień lub – co gorsza! – z miesiąca na miesiąc. Tak, są takie wydawnictwa, choć w dzisiejszych czasach to już niemal rzadkość.
Taką płytą jest #33 Jakuba Pokorskiego, artysty znanego jako Krojc lub też jako ex-członek Lao Che (Kuba może się obrazić, że to wypominam, że piętnuję lub że po prostu o tym piszę, ale to prawda. Nie lubię Lao Che, lubię wszystkie jego solowe projekty, no cóż). Płytą dość ciekawą, bo konceptualną, a o samym zamyśle przeczytać można w naszych czynnikach pierwszych, w których główny zainteresowany dokładnie opisał znaczenie wszystkich czterech nagrań.
Ale żeby liznąć tematu: Jakub Pokorski przygotował krótką epkę dotykającą nas – ludzi. #33 to płyta poświęcona obecnej cywilizacji, która zmierza do samozagłady. Przez swój brak myślenia, durne decyzje i zachowania. Przez egoizm, myślenie tylko o sobie, nie patrzenie na innych i dobro wspólne. To nie jest materiał, który ma otworzyć wszystkim oczy, powiedzieć „róbcie tak, a będzie dobrze!”, co to, to nie. To uchwycenie w charakterystyczne dla twórczości Pokorskiego dźwięki jego własnych przemyśleń.
Oczywiście, sama muzyka niewiele tutaj komukolwiek przekaże. Dlatego cieszę się, że namówiłem Kubę na rozbicie epki na te nasze czynniki (kapitalna sprawa, no co?). A sama muzyka? Typowy Krojc, chciałoby się rzec, choć już pozbawiony instrumentów (pamięta ktoś Replikę nagraną z Klake?). Blisko tutaj do Pirxa, szaleńcza, transowa niemal elektronika trwa tutaj przez długość wszystkich nagrań, czyli raptem jakieś dziesięć minut. Techno? Tak, coś tak jakby tak, ale nie to rave’owe techno przełomu lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych, ale ubierzmy to w zwrot post-techno, skoro istnieją inne postne gatunki. Brzmienie każdego dźwięku Pokorski doszlifował do perfekcji. Słychać każdy pisk, każdy zgrzyt, każde „plumknięcie”, bas pulsuje nienagannie. Kosmiczna przygoda jak u pilota? Też, blisko, zwłaszcza w mocno industrialnym, zadymionym i hipnotyzującym swoim bitem „Smog City”.