TRIO PATER – GRZEGORKIEWICZ – KAROLCZYK POWRACA Z DRUGĄ CZĘŚCIĄ TRYLOGII O REMIKU.
AUTOR: JAAA!
TYTUŁ: Bujillo
WYTWÓRNIA: Sadki Rec.
WYDANE: 26 września 2018
Wiele było już u nas dobrego o Mironie Grzegorkiewiczu. Chwaliliśmy pierwszy bodaj w historii muzyczny „serial”, czyli tegoroczny koncept album THE ULSSS, wydany pod szyldem M8N. W niedawnej rozmowie z Karoliną Rec rozpływaliśmy się nad unikalnym stylem Mirona, a za starych dobrych czasów działalności fyh!records wydawaliśmy inny projekt współtworzony przez Grzegorkiewicza – czyli HOW HOW. Z muzycznych wcieleń tego jakże zapracowanego artysty przyszła kolej na bodaj moje ulubione – trio Pater– Grzegorkiewicz–Karolczyk aka JAAA! Możecie pomyśleć: „gdzie w tym miejsce na obiektywizm? W dodatku wasz logotyp na okładce. Pfff…!” Umówmy się w takim razie tak: najpierw słuchacie, a potem konfrontujecie swoje wrażenia z naszymi. Pasi?
Zapomnijmy o radosnym, przyjacielskim klepaniu po plecach i spójrzmy prawdzie w oczy. Tego albumu po prostu nie da się słuchać. Dramat… He he – pewnie już wietrzyliście w tym beef na skalę tego Rusin – Rozenek albo TVN – Vogule. Nic bardziej mylnego – żarcik! Ale koniec zgrywy – przejdźmy do rzeczy, bo Bujillo to pozycja, o której można mówić naprawdę wiele. Już poprzedzający go album Remik zatrząsł polskim niezalem, zapewniając ambitnemu trio rundkę po najważniejszych muzycznych imprezach i przychylne recenzje co poczytniejszych portali. Zaczynając z wysokiego C, bardzo łatwo jednak o równie spektakularny upadek. W takich sytuacjach nie ma co liczyć na podłożenie pod plecy poduszki powietrznej. Sytuacja jest zero–jedynkowa. A panowie z JAAA! zwyczajnie dali radę. Muszę przyznać – to nie jest długi album. Z odpowiednim nastawieniem, te osiem kawałków upływa szybciej, niż zdążycie powiedzieć „marmolada”. Już od pierwszego utworu „APFYN” zderzamy się z intensywną paletą brzmień – równie kolorową, co okładka autorstwa Karoliny Głusiec. JAAA!, zupełnie jak Ursula K. Le Guin i Todd Barton na Music and Poetry of the Kesh, na Bujillo posługują się tylko sobie znanym językiem. Tworzy to wokół materiału tajemniczą aurę. I zwraca uwagę na fakt, że wokal, niezależnie od treści śpiewanych fraz, może być po prostu świetnym instrumentem.
Marzycielski ton, w jaki uderza „NAP NAP”, przywodzi na myśl beztroskie kawałki Casiokids i FM Belfast, choć utwór w swojej formie jest mocno powściągliwy. Nie przeszkadza mu to jednak wprowadzić słuchacza w prawdziwie hipnotyczno-transowy stan. Atmosfera robi się naprawdę imprezowa, ale wtedy z rytmu trochę wytrąca nas „RUAM STAP”. Nie sposób jednak oprzeć się zawartemu w nim chórkowemu refrenowi. Wokal w kontekście całego materiału odgrywa naprawdę kluczową rolę. Niektórzy pewnie powiedzieliby po prostu że „robi robotę”, co słychać też w „TIPI NOMO”. Najmniej w całym albumie do gustu przypadł mi „NALD”, który na dobre rozkręca się dopiero w ostatniej minucie – dla mnie nieco za późno. Biorąc jednak pod uwagę, że na zakończenie JAAA! ukręciło klubowy sztos prima sort – czyli „APFOR” – to małe potknięcie puszczamy w niepamięć!
W trylogii poświęconej Remikowi JAAA! zachowuje tendencję zwyżkową. To oznacza jeszcze większe wyzwanie przed albumem numer trzy. W wielu przypadkach oznaczałoby to poprzeczkę nie do przeskoczenia. Co do JAAA! o efekty jestem jednak zupełnie spokojny.