AUTOR: Interpol
TYTUŁ: Interpol
WYTWÓRNIA: Matador Records
WYDANE: 7 września 2010
Dziwna sytuacja. Wcisnąłem „play” w odtwarzaczu, muzyka zaczęła grać i nawet nie zauważyłem, kiedy zmieniały się kawałki. Ba, nawet nie spostrzegłem, kiedy płyta się skończyła. Przez całe 44 minuty (nie wiem, czy dobrze dodałem czas wszystkich piosenek) moje uszy nie wyczuły niczego, co byłoby warte uwagi. Co byłoby nowe, nieskazitelne. I nawet jeśli Interpol celuje w najbardziej depresyjną indie grupę XXI wieku, to robi to słabo. Te wszystkie patenty i sposoby już dawno się przejadły, nudzą. A jeśli miały smucić odbiorców, to nie robią tego w zamierzony przez Paula Banksa sposób. No chyba, że wokal chciał zrazić do grupy swoich fanów. I najnowszym wydawnictwem nazwanym, jakże twórczo, „Interpol”, nowojorczycy chyba tego dokonali.
Wypalenie zespołu odznacza się nie tylko brakiem pomysłu na tytuł najnowszego long play’a. To także odejście Carlosa Denglera, dotychczasowego basisty Interpolu, ale również i brak pomysłów na nowe brzmienia. Na „Interpol” (beznadziejna nazwa płyty, co?) otrzymujemy… w sumie to nic nie otrzymujemy, bo to wszystko już mieliśmy na wcześniejszych płytach. Niech grupa się rozpadnie, Banks (albo Julian Plenti – kto jak chce) kontynuuje solową karierę i z takim samym rozmachem ją zakończy. Coś się skończyło, nie teraz. Już jakiś czas temu. Niektórzy słuchacze dawno to zrozumieli, innych czeka to już niedługo. Interpol, zrozumcie i wy!