AUTOR: Howard Stelzer
WYTWÓRNIA: MonotypeRec.
WYDANE: 7 marca 2016
INFORMACJE O ALBUMIE

To powinno być spore wydarzenie w naszym wydawniczym i muzycznym światku, w końcu sam Howard Stelzer wypuścił album w Monotype. Duża rzecz, naprawdę. Ale cóż, jakoś internet nie pali się od nadmiaru informacji, więcej znajdziemy wzmianek chociażby o ruchach transferowych Rominty Gołdap czy smutnych wieści, że drużyna Startu Działdowo została wycofana z rozgrywek IV ligi i, co jest JESZCZE GORSZE, nigdzie nie wystąpi. Ani w okręgówce, ani nawet w B-Klasie.

Ale straszne jest też to, że tak mało miejsca poświęcono The Case Against, najnowszemu, wydanemu w marcu albumowi Stelzera. A jest o czym mówić, jest też o czym pisać. Choć Amerykanin raczej nie sili się na ekstrawagancje. Jeśli w danym utworze raz obrał pewną drogę, to spodziewajmy się, że kolejne minuty tego indeksu będą oscylować wokół pewnych schematów i… melodii(?). Nie, dźwięków. Melodii tutaj nie doświadczamy, raczej zabawy z odgłosami, eksperymentów brzmieniowych.

Motywy – one tworzą The Case Against. Stelzer, jak przystało na miłośnika kaset magnetofonowych, większość dźwięków stworzył za pośrednictwem kaseciaka albo samych kaset. Motywy Howard skomponował w Hotelu Amnesia na przestrzeni 2010 i 2014 roku, ale opłaciło się zbieranie materiału. Tylko jeden fragment stanowi nagranie koncertowe, zresztą otwierające całe wydawnictwo. „Accumulated Background Radiation” Stelzer wykonał w Bostonie podczas sylwestra 2012 roku. To musiał być dobry gig, bo i sam utwór prezentuje się bardzo ciekawie. Długie industrialno-drone’owe pasaże z ambientowym, rozciągniętym w czasie do ponad szesnastu minut podkładem.To dobry utwór, który na wysokości jedenastej minuty otrzymuje ciekawy, szorstki od noise’u przester przerywający kompozycję na niejako dwie części.

To rozwiązanie powtarza się w „The Last Scattering Surface”, gdzie piski i trzaski przewodzą przez pierwsze minuty nagrania, po których następują minimalistyczne drone’owe drgania. Stelzer umie budować napięcie, tworząc kolaże z jednej strony senne, z drugiej natomiast dość niepokojące. Ta mgiełka spokoju wydaje się być jedynie prozaiczna, bo pod nią skrywają się wymagające skupienia warstwy innych dźwięków.

Tak można powiedzieć o „Rip It Up”, nagraniu, które śmiało można by było potraktować jako jakiś field recording z tłocznych wielkomiejskich ulic. W tle odgłosy ludzkich głosów, gwar, na który nakładają się plemienne postukiwania. „Nightlight” już samym tytułem trafia w dziesiątkę. Niepokojące brzmienie nocy, szumy, trzaski, zgrzyty i rozciągnięty drone, raczej The night of niż Rozmowy nocą. Taka to atmosfera, trochę niedopowiedziana, z pewnością złowroga. Tak jak i „Flight Path (Dust For B.)”, gdzie rytm wyznacza, a pierwsze skrzypce grają metalowe drgania i gęste bulgotanie, przypominające coś jakby gotującą się w wulkanie lawę.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: