Kilka garażowych piosenek na zakończenie świata, czyli New Ways To Feel Bad Guiding Lights.
AUTOR: Guiding Lights
TYTUŁ: New Ways To Feel Bad
WYTWÓRNIA: Instant Classic
WYDANE: 17 marca 2017
Wiadomość o pojawieniu się Łukasza Ciszaka pod skrzydłami Instant Classic wydała mi się bardzo obiecująca. Niewielu jest w naszym kraju wydawców, którzy mogą pochwalić się tak solidnie wypracowaną i ugruntowaną pozycją, a także muzycznym wyczuciem. Ponadto songwriterski talent, jaki objawił się przy okazji debiutu Test Prints – poprzedniej formacji Ciszaka, pozwolił mu nieco poszerzyć i tak bardzo rozległe horyzonty twórcze.
Jak przeczytać można na stronie wydawcy albumu, New Ways To Feel Bad i co zupełnie mnie nie dziwi, materiał powstał zanim Guiding Lights oficjalnie rozpoczęło swoją działalność. Tak to już jest, że warszawski gitarzysta sporo pisze, a poza tym lubi mieć kontrolę nad muzycznym przekazem. Zasadniczo niewiele zmieniło się od czasów współpracy z Joanną Jurczak i Maciejem Misiewiczem. Bas pozostał w rękach kobiecych, tym razem dzierży go Joanna Świderska, a za bębnami, jakby z większą werwą w porównaniu do poprzednika, udziela się Piotr Mączkowski. Zmienił się skład, ale pierwiastek inicjujący cały ferment pozostał w rękach lidera.
Guiding Lights to wyraziście nakreślona koncepcja, która nieco przerosła założenia i w efekcie spowodowała, że wyjątkowo krótki album dłuży się bez opamiętania. Energiczne i krótkie piosenki – najczęściej nie przekraczające nawet dwóch minut – przypadną do gustu fanom bostońskiego kwartetu Pixies, jednak tylko tym, którzy nie czują nawet odrobiny znużenia, bezkrytycznie wsłuchując się po raz enty w Trompe le Monde.
Największym atutem wypracowanym przez Ciszaka i Świderską są bez wątpienia wokale. On prowadzi i najczęściej otwiera potok cierpkich słów, ona z delikatnym rozchwianiem wtóruje wybrane wersy. W odniesieniu do poziomu przesterowanej gitarowej masy, oboje śpiewają w sposób wycofany. Przynależą do poszczególnych kompozycji, nadają im charakter, a jednocześnie delikatnie równoważą szorstki posmak całego albumu. Teksty mówią o bezkresnej beznadziei i braku jakichkolwiek perspektyw, ale czego innego można spodziewać się po trackliście przepełnionej tytułami w stylu: „Everything Goes Wrong” czy „The World Is Falling Apart”.
Podczas dwudziestu sześciu minut muzyki rozbitej na trzynaście utworów, bez większego trudu udało mi się zapamiętać tylko dwie kompozycje, singlowe „Nothing Ever’s Gonna Be All Right” oraz przerywnik w postaci „~”. Cała reszta rozmywa się w jednolitej masie pozbawionej konkretnych różnicujących cech. Wciąż w głowie kołatają mi się kompozycje z okresu Test Prints i przekonanie, że prostota i wykluczenie rytmicznych zawiłości nie musi oznaczać aż takiej pasywności. Tu materiał, pomimo poetyckiego fatalizmu, przegrywa z jednorodnością.