WYTWÓRNIA: Hevhetia
WYDANE: 29 lutego 2016
WIĘCEJ O: ELMA
INFORMACJE O ALBUMIE
Dwa lata po wydaniu debiutu Elma wraca z nową płytą. W tym samym składzie podąża sprawdzoną już ścieżką. Bo jeśli coś chwyciło raz, to dlaczego nie zrobić podobnie ponownie?
Ba, ci sami muzycy, bo i sesja ta sama co w przypadku Hic Et Nunc. Polska piosenkarka podzieliła materiał sprzed czterech lat całkiem pomysłowo. Debiut oparła na utworach rozpisanych, Ad Rem to improwizacja, cicha, spokojna muzycznie, oparta na wokalnych eksperymentach. Dźwiękowo mamy czystą sytuację. Pianino Dominika Wani tworzy delikatne podłoże pod smukłe partie fińskiej trąbki Verneriego Pohjoli. Między wierszami przemyka bas Macieja Grabowskiego, a wszystko spaja onomatopeiczny śpiew Elmy. Czego brak? Z całą pewnością perkusji, która rozbudzałaby te momentami senne (tytuł? jest wymownie, prawda?) kompozycje, a która także budowałaby odpowiednie napięcie. Cóż, nie ma, trudno. Są za to utwory oniryczne, oparte na kojących frazach, często przerywane.
To ślizganie, niezobowiązujący wręcz charakter nagrań stanowi o sile Ad Rem. Już w samym tytule płyty Elma wyjaśnia, że tym razem obcujemy z wydawnictwem z pogranicza snu i jawy, To nie są dynamiczne kompozycje, pianino nadaje całego tempa, oscylując wokół tematów powolnych, kontemplacyjnych. Energii dodają im tylko przyśpiewy Elmy, ewentualnie klawiszowe akordy, które lekko pobudzają („Rem VIII”). Trąbka? Dodatek podkreślający szlachetność wydawnictwa, bo w końcu trąbka to trąbka, czy to w wersji improv, czy z klasycznym schematem (jak w Ad Rem). Śpiew? Bardziej ugładzone zabawy wokalne kojarzące mi się z Mają Ratkje, choć Norweżka ze swoim elektronicznym bagażem tworzy bardziej pogmatwane i nerwowe struktury.
To nie jest album, który można by było wrzucić do worka z plakietką free impro, i choć mamy tutaj sporo improwizowanych partii, Ad Rem jaki się jako płyta spójna, uporządkowana. Ładna. Ładna w każdym znaczeniu tego słowa. I nawet jeśli momentami wydawnictwo Elmy wybrzmiewa dość archaicznie, to są to chwile kłaniające się klasyce jazzu. No i sama Elma poszła za ciosem. Debiut był dobry, teraz piosenkarka podbiła stawkę. Żeby tylko podmieniła motywy graficzne, dorzuciła perkusję i nie bała się jeszcze bardziej eksperymentować z dźwiękami.