Za sprawą debiutanckiej płyty grupy baṣnia cofamy się do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Piszemy o No Falling Stars And No Wishes.
AUTOR: baṣnia
TYTUŁ: No Falling Stars And No Wishes
WYTWÓRNIA: Alchera Visions
WYDANE: 19 marca 2019
Daleki jestem w 2019 roku od śledzenia tego, co się dzieje w radiowej Trójce. Ba, przyznam, że Programu Trzeciego nie włączałem od niemal wieków. Ale chyba nie ma się co dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę zachwyty nad tymi wszystkimi Organkami, Kortezami, Męskimi Graniami i innymi bardzo złymi inicjatywami.
Jedna rzecz Trójce się udała, to audycja Trzecia Strona Księżyca, którą jeszcze kojarzę, do której też jednak nie wracam, ale szanuję. Na Facebooku prowadzony jest nieoficjalny fanpage TSK, czego współpomysłodawczynią była Baśnia Lipińska. Na stronie programu udostępnia zbierane przez siebie playlisty z danego odcinka, co jest fajnym i przydatnym działaniem. Bo któż chciałby penetrować portale Polskiego Radia, licząc, że znajdą utwór, który był grany przez, dajmy na to, Annę Gacek w Atelier w piątkową noc trzydzieści osiem minut po godzinie drugiej? Czasy rewelacyjnych Strzałów Znikąd Piotrka Miki dawno minęły, tak jak i opisywane audycje na specjalnym blogu. A Baśnia, poza nocnym obcowaniem z muzyką Trzeciej Strony Księżyca, sama muzykę robi. W swoim zespole baṣnia.
Ten przydługi wstęp jest niejako naprowadzeniem na klimatyczne nastawienie baṣni. Bo muzyka prezentowana w TSK to odzwierciedlenie i dźwiękowych zainteresowań Lipińskiej, i samego charakteru No Falling Stars And No Wishes. Bo debiutancki album warszawskiego składu to ukłon w stronę lat osiemdziesiątych, zimnofalowego grania połączonego z post-punkiem. W skrócie: mroczniejszy indie rock z popowym ugładzeniem. Przebojowy, dynamiczny, wpadający w ucho jak mucha na ostrym kole w oczy. I mroczny, o ciemnych jak cold wave lat osiemdziesiątych barwach. No i z eterycznym, niemal zwiewnym wokalem samej Baśni Lipińskiej.
Trzeba pamiętać jedno: baṣnia to nie jest solowy projekt Lipińskiej, ale regulaminowy zespół złożony z jeszcze trzech muzyków (Adam Kaliszewski na gitarze, odpowiadający za perkusję Filip Onufry Jaremko i basista Łukasz Zaorski-Sikora). Ale to Baśnia jest liderką baṣni, ona kompozycjom nadaje prawdziwej siły, a to za sprawą bardzo stanowczego śpiewu („And The Audience Is Watching The Show”, „My Turn To Win”), a to obracając sytuację o sto osiemdziesiąt stopni i prezentując wokale tak urocze i delikatne, że serce siada („Maybe I’ve Gone Mad Tonight”, „Hard Crush”, „Night of the Lost”.
Psychodeliczna melodia „People Come People Leave Time Flows”, gdzie nieoceniona jest orientalna partia trąbki, to prawdziwy mocny punkt albumu sprawiający, że kawałka słucha się jak w transie. Przebojem jest też otwierający płytę „This Love is Dangerous”. „My Only Religion is Love” atakuje świetną rytmiką i urywanymi partiami gitary, a sam Akompaniament perkusji i basu to rewelka. I refren.
W ogóle, i to trzeba napisać jasno, No Falling Stars And No Wishes, mimo swojej przewidywalności, typowości, odniesień do The Cure, Cocteau Twins, Siouxsie and the Banshees, The Birthday Party, nawet Kate Bush czy Chelsea Wolfe, jest płytą dobrą i ciekawą. Nie rewelacyjną, nie wybitną, w żadnym stopniu niczego nowego nie odkrywa, ale połączenie chwytliwego basu, jazgocząco-indierockowej gitary i uroczego śpiewu w tym przypadku wypala.