Przemysłowy charakter i inspiracje sięgające minionych dekad.


AUTOR: Aidan Baker & Tomas Järmyr
TYTUŁ: Werl
WYTWÓRNIA: Consouling Sounds
WYDANE: 23 września 2016


Nawet jeśli o współczesnej muzyce eksperymentalnej mamy bardzo mgliste pojęcie, to i tak prawdopodobieństwo zetknięcia się z nazwiskiem Aidana Bakera jest bardzo wysokie. W zasadzie trudno odnieść się do ostatniej dekady i do aktywności dużej części wpływowych, europejskich wydawnictw z kręgu ambient/drone, nie wspominając o kanadyjskim improwizatorze mieszkającym na stałe w Berlinie. Rok 2016, oprócz współpracy Bakera z Hellmutem Neidhardtem i Dirkiem Serriesem, przyniósł także niezwykle interesujący, ale i piekielnie długi album zatytułowany enigmatycznie Werl. Pomysł narodził się rok temu podczas sesji nagraniowej w berlińskim studiu położonym na granicy dzielnic Kreuzberg i Neukölln.

Nazwisko Tomasa Järmyra, oprócz skandynawskich korzeni, może kojarzyć się przede wszystkim z free-jazzowym bębnieniem we włoskiej grupie Zu. Noise’owo-jazzowa awangarda to tylko jedna ze ścieżek aktywności niezwykle płodnego twórczo perkusisty, który w ostatnim czasie dzieli swój talent także pomiędzy grindcore’ową formację Forræderi. Na drodze kolejnych projektów, po zaliczonej i bardzo udanej współpracy z Dirkiem Serriesem, w końcu musiał przyjść czas na Bakera. Pomysł działania od samego początku wypłynął tylko i wyłącznie od samych muzyków, nie było aranżowania, niepotrzebnej spiny i presji. Co mogła przynieść tak duża swoboda? Oczywiście bardzo długi materiał. Ponad dziewięćdziesiąt pięć minut muzyki zamkniętej na dwóch płytach CD to pole do spekulacji i odnajdywania zarówno mocnych, jak i słabych stron Werl.

Z absolutnym przekonaniem trzeba powiedzieć, że nie ma mowy o nudzie. Każdy z ośmiu potężnych masywów dźwiękowych to inna historia opowiedziana od początku do końca przy użyciu tylko dwóch instrumentów – gitary i perkusji. Każdy z utworów z pełną swobodą mógłby funkcjonować jako minialbum lub innego rodzaju poboczne wydawnictwo o pełnoprawnej wartości autonomicznej. Gdy jednak podejdziemy do albumu jako całości, odnajdziemy pewne cechy wspólne, które w tym przypadku łączą inspiracje krautrockiem, psychodeliczną mieszanką lat sześćdziesiątych, ambientową przestrzenią i perkusyjnym zgiełkiem. Tym łącznikiem jest przemysłowy charakter kompozycji, swoisty brud charakterystyczny dla wszelkich efektów ubocznych pojawiających się na drodze do industrializacji.

Oczywiście Werl niewiele ma wspólnego z czołowymi założeniami muzyki industrialnej. Podjęta stylistyka – dzięki sporej różnorodności w pełni opartej na improwizacji – bliższa jest atrybutom charakteryzującym nagrania terenowe, zupełnie tak, jakby panowie chcieli za pomocą dostępnego instrumentarium pobawić się w przemysłowe naśladownictwo. Potrafili w tym wszystkim zadbać o różnorodność form, swobodnie zestawiając drone’ową suitę okraszoną w ostatniej części delikatnymi talerzami spełniającymi rolę przeszkadzajek („Werl V”) z drapieżną i agresywnie prowadzoną linią bębnów przechodzącą w jednolitą, hałaśliwą masę („Werl III”). Odważyli się także na wyraźne sludge’owe motywy z przesterowaną gitarą i książkowo wolnym tempem, podbijanym chwilami w przypływach szaleństwa („Werl VII”). Sympatycy gatunkowych wędrówek i grzebania w historii z radością wspomną w końcówce albumu dorobek Dinosaur Jr. czy Melvins. Sam do tej grupy należę i w odkrywaniu tego typu naleciałości podczas odsłuchu Werl miałem mnóstwo frajdy. To w głównej mierze stanowi o dojrzałości i artystycznym poziomie zawiązanego na chwilę duetu Baker/Järmyr. Pozostaje mieć nadzieję, że w niedalekiej przyszłości ta chwila doczeka się kontynuacji.

***

Adam Mańkowski

 

A JAK OCENIAMY?
kolejny fenomenalny duet Bakeraautonomia poszczególnych kompozycjisludge, sludge, sludge w końcówce!
wymagający czas albumu
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: