AUTOR: A Sunny Day in Glasgow
WYTWÓRNIA: Mis Ojos Discos
WYDANE: 19 października 2010
INFORMACJE O ALBUMIE
Pierwsza sprawa – czy widzieliście kiedyś słoneczny dzień w Glasgow? Mało realne, nieprawdaż? A właśnie tu się mylicie. To całkiem możliwe. Jak? Po prostu, należy wybrać się na koncert A Sunny Day in Glasgow! OK, głupi dowcip, ale przejdźmy do rzeczy. Jest październik, czyli jesień. Więc jak inaczej ASDIG mogli nazwać swoje najnowsze wydawnictwo, jeśli nie „Autumn, Again”.
Trochę o zespole – pochodząca z Filadelfii formacja w Polsce nie jest dobrze znana. A to błąd, bowiem A Sunny Day in Glasgow to grupa, która wydała właśnie swój trzeci album. Jaki on jest? Na pewno bardzo przyjemny. Różni się jednak od opisywanej wczoraj innej shoegaze-owej kapeli, Blonde Redhead. Mamy tu ambientową perkusję, mocniejsze gitary, ale również i melodyjny śpiew Annie Fredrickson i Jen Goma. Na płycie nie brakuje także partii klawiszy.
Dla mnie ta płyta jest, jeśli patrzymy przez pryzmat zespołów grających dream pop, trochę za żywa i chaotyczna. Zespół odszedł od klimatu stricte shoegaze’owego w stronę ambientu i to na „Autumn, Again” słychać. Fani filadelfijskiej grupy mogą mieć mieszane uczucia, chociaż czy to nie jest właśnie urok ASDIG? Że zespół stale zmienia swój skład, przez co wciąż szuka odpowiedniej drogi, brodząc po różnych gatunkach i stylach? Popatrzmy na to w ten sposób właśnie. A Sunny Day in Glasgow to taki band – wieczna konstrukcja.
Moim faworytem najnowszej płyty wydanej przez Mis Ojos Discos jest „Calling is love isn’t love (Don’t fall in love)” – piosenka żywa, o naprawdę fajnym tekście.
Nowe „Sunny Days” może nie porywają, ale to naprawdę niezła płyta. Członkowie zespołu stale szukają własnej drogi, co, niestety, słychać. Ale „Autumn, Again” jest kolejną pozycją, którą warto mieć na swojej półce z płytami podczas jesiennych wieczorów. Może nie wprawi nas w taki nastrój, jak Blonde Redhead, ale również sprawi, że patrząc przez okno na deszcz na dworze pomyślimy o tych pozytywach minionego dnia, a zapomnimy o smutkach. Chociaż nazwa płyty może na to nie wskazywać. W końcu nie ma bardziej depresyjnej pory roku niż jesień.