Wracamy z nowym albumem Wojciecha Kucharczyka, który korzystając z długiej Majówki, wydał płytę FUTURE FUTURE. Zobaczcie, co nam powiedział!

FUTURE FUTURE ukazało się 7 maja nakładem własnej wytwórni Kucharczyka, Mik Musik. Co ciekawe, artysta tym razem sięgnął po tematykę filmową. Co ciekawsze, Wojciech Kucharczyk przygotował ścieżkę dźwiękową do filmu, który… jeszcze nie powstał. O szczegółach opowiada nam w rozmowie poniżej.


PIOTR STRZEMIECZNY: Chociaż tytuł płyty to FUTURE FUTURE, to tematem albumu jest… muzyka filmowa.

WOJCIECH KUCHARCZYK: OK, zabawmy się głębiej. FUTURE FUTURE to tytuł nieistniejącego, póki co, filmu, a album jest wyborem muzyki z tego obrazu. Scenariusz mieści się gdzieś pomiędzy środkowym Fellinim, łącznie ze sceną w fontannie Di Trevi, a jakimś pojechanym science-fiction typu C w stylu noir, akcja rozgrywa się od Rzymu, przez Bari, na chwilę lądujemy w Atenach, na koniec długi mastershot w Stambule, zanosiło się na strzelaninę, ale cudem udało się jej uniknąć. Pojawiają się też duchy, mitologia, sekretne rytuały, scenografia jest bardzo stylowa, przydymiona, dużo głębokiej, aksamitnej szarości i szmaragdowej zieleni.
Zatem mamy tutaj do czynienia z typowym w sumie OST lub innym Original Motion Picture Soundtrack. Nie pierwszy raz najpierw wyobrażam sobie jakąś całkiem konkretną sytuację i w jej kontekście komponuję muzykę.
Nie muszę niczego udowadniać, za dużo płyt nagrałem różnorakich, ale powiedzmy, że tym razem chciałem pokazać, że jeśli mogę zagrać do filmu, który jeszcze nie powstał, to raczej na pewno poradzę sobie także z istniejącym, niech to będzie zaproszenie skierowane do wszystkich reżyserek i reżyserów. Jestem tu! Oczywiście wydarzy się to w przyszłości. A czemu podwójnie? Bo zawsze mam materiału na jakąś drugą płytę. Nawet jeśli nie wydaję nigdy B-side’ów.

FUTURE FUTURE, w porównaniu do wcześniejszych wydawnictw, czy to true & simple stories, BRAK czy tych, które z Łukaszem Dziedzicem nagrywałeś pod szyldem Iron Noir, jest dużo, dużo spokojniejsze.

Spokojniejsze w jakim sensie? Wydaje mi się, że wchodząc z powrotem w rejony dużo bardziej „eksperymentalne“ i „abstrakcyjne“ niż to ostatnio się zdarzało, nie jest to ruch spokojny, tylko raczej jakoś tam radykalny. Zmęczyłem się „techno“ i „popem“, zatęskniłem za czymś z dużo większą dozą pozastylistycznej wolności. Może generalnie tempo jest dużo wolniejsze i jest więcej przestrzeni oraz oddechu, to gwarantuję, że jak to odpalisz na porządnych głośnikach z volume na 50%, to nie zaśniesz podczas słuchania, a nawet jeśli, to i tak za moment jakiś wybuch cię obudzi. Płytę miksowałem tak, żeby pozostała w zasadzie cała oryginalna dynamika nagrania, jeśli będziesz słuchać za cicho, to wielu rzeczy w ogóle nie usłyszysz.

W dzisiejszych czasach, w których trwa ciągle jeszcze loudness war, najdynamiczniejszymi, na pełnym spektrum są nagrania symfoniczne i właśnie soundtracki, w tym hollywoodzkie najbardziej, bo mają kasę na superstudia i nagrywają ciągle z tak zwanymi prawdziwymi orkiestrami. W tym momencie to ideał, który mnie pociąga, od mikroszeptu, po eksplozje noisu, i co z tego, że moje całe studio kosztuje mniej niż krzesło w portierni w fancy studio w LA.

Żeby uprzedzić pewne fakty, wszak mówimy o przyszłości – kolejna płyta już się robi i będą na niej jak najprawdziwsze smyki. Na aktualnej są samplowane lub generowane.

Taki szczególny tytuł, więc jak widzisz swoją przyszłość?

Nie wiem. W przyszłości pociągające jest to, że jest nieznana, nieodgadniona i niesie ze sobą liczne niespodzianki. Staram się iśc za flow czy też raczej płynąć. Ale artystycznie poczułem odświeżenie, mam nowe pomysły, kontakty, możliwości, chcę z tego skorzystać i mimo momentów zwątpienia znanych wszystkim, zrobić jeszcze sporo muzyki, która choć dla kilku osób jest istotna. Chcę się dalej realizować. Ale chcę też więcej korzystać z życia, przyrody, wolności.

A co dalej z Mik Musik?

Ze względów ekonomicznych przystopowaliśmy konkretnie, bo jeśli płyty się sprzedają słabo lub w ogóle, no nie wiem, bo ludzie biedni albo płyt się produkuje za dużo, to trochę to sensu nie ma. Nawet online na bandcampie jest mniej od nas. Ale to nie znaczy, że nie pracujemy. Powiedzmy, że jest teraz więcej czasu, żeby wiele rzeczy zrobić dokładniej i w tę stronę idziemy. Ja nigdy nie przeciwstawiałem ilości i jakości, ale ostatnio ta druga mnie bardziej pociąga. Wolniej i lepiej. Choć oczywiście nie wykluczam ani trochę działań nagłych i ad hoc, jeśli będzie taka moc i potrzeba.

Rozmawiamy o płycie, a tutaj doszło do miłych wydarzeń w twoim życiu!

Tak, mam na karku już za moment pięćdziesiątkę, a ponownie po wielu latach zostałem ojcem. To świetne uczucie, odświeżające, wzmacniające. Ja teraz po prostu muszę wyglądać w przyszłość ze śmiałością, nawet jeśli świat uparł się, że będzie kłaść różne dziwne kłody pod nogi. W takim towarzystwie przeskakuję je z lekkością.

%d bloggers like this: