Wrocławskie trio Monument Zero zapowiada pełnoprawne wydawnictwo, a tymczasem zastosujcie sobie „Maść na wszy”.
Mój niespełna pięcioletni syn częściej do przedszkola nie chodzi niż chodzi, ostatni raz w tej wylęgarni chorób był 7 grudnia. Ale tuż przed Nowym Rokiem w mesendżerowej parentingowej grupie ukazała się wiadomość o nowym przypadku wszy. Filip na szczęście nie był jeszcze w przedszkolu, ale niepokoić może środowy email, wysłany zresztą bardzo późno w nocy, że po epidemii RSV, zapalenia oskrzeli i ciągłej grypy, dzieci zaczęły podrzucać sobie wszy.
Ten przydługi wstęp nie jest nieuzasadniony, bo tym samym niemal czasie; no, dobę później, na skrzynkę mejlową, tym razem redakcyjną, przyszła wiadomość o nowym utworze Monument Zero.
„Maść na wszy”, brzmi ciekawie, brzmi tak zachęcająco, że aż korci, by dziecko pchnąć w ramiona kolejnej zarazy, by potem móc testować działalność dźwiękowej „Maści na wszy”. Czy kawałek na dęciaki, elektronikę i krzykliwy wokal sprawdzi się w tępieniu pasożytów?
Z pewnością nie, raczej to będzie walka stracona. Ale pięć i pół minuty z Monument Zero (albo Monumentem Zero), ich przesterowaną, kakofoniczną i surową elektroniką z melodeklamacją, gdzie dęciaki, może trochę bliskowschodnie, odbijające się od ścian jakichś wrocławskich hangarów, prowadzą ciekawą i wciągającą narrację, zachęcają, by wyczekiwać tej zapowiadanej na ten rok płyty.
Do posłuchania niżej.