Na początku marca nakładem Głowa Konia Nagrania ukazała się solowa płyta Pawła Nałysnika pod szyldem ZZZU. Dziś autor opowiada nam w czynnikach pierwszych o albumie, rozkładając go na pojedyncze utwory.

 

Właściwie to trzeba odpowiednio przedstawić kontekst, który doprowadził do powstania tej płyty. Być może nigdy by nie powstała, a może by powstała, tylko wyglądałaby zupełnie inaczej i nagrałbym ją, powiedzmy, za trzy lata. Po pierwsze, jakiś rok temu znaleźliśmy z bratem pomieszczenie i wynajęliśmy je z myślą o sali prób. W międzyczasie dołączyli inni chętni i marzenia o własnej sali stały się realne.

Po drugie – okazało się, że pandemia pośrednio pokrzyżowała plany dla nagrywania Parampampam Trio, ponieważ ze względów ekonomicznych, a także po tym, jak straciliśmy swoją salę prób w Olsztynie, nie mogliśmy odbywać prób.

Po trzecie: wszystkie swoje graty mogłem w końcu wyprowadzić z domu, dodatkowo dokupując okazyjnie kilka rzeczy. Przy małym dziecku nagrywanie w domu było po prostu nierealne. Kiedy te wszystkie rzeczy się zgrały, mogłem w końcu raz, czasami dwa razy w tygodniu wyjść wieczorem z domu i grać. Wszystkie dźwięki powstawały z bezpośredniej improwizacji. Nic wcześniej nie przygotowywałem. Mogłem na raz nagrywać dwa instrumenty i z tego korzystałem. Podłączałem np. organy, z których puszczałem przetworzony dźwięk, czy to perkusji czy to klawiszy, i do tego dogrywałem od razu partię basu (najczęściej).

Nagrałem tak kilkadziesiąt tracków, z których wybrałem kilkanaście, do których z kolei zaczynałem dogrywać inne instrumenty: żywą perkusję, gitarę, kolejne klawisze, saksofon. Po jakimś czasie z tych kilkunastu wybrałem kilka, na których się skupiłem najbardziej, dograłem do nich jeszcze kilka rzeczy i zająłem się całą dłubaniną produkcyjną, która też zajęła kilka tygodni. Na końcu podłączyłem mikrofon i nagrałem też improwizowane wokale, z najczęściej improwizowanym tekstem, który akurat pasował do klimatu kawałka. Teksty to pojedyncze zdania, które tak samo jak muzyka miały wprowadzać słuchacza w trans.

 

I tak kawałek otwierający całość, czyli „MORGA” to około dziesięć ścieżek, większość to tzw. free, co słychać najmocniej w partii perkusji. Jest przesterowana gitara, przesterowane klawisze, blacha z mocnym pogłosem, pianino z graną jedną sekwencją oraz gitara traktowana smykiem i jakieś bliżej nieokreślone przetworzone dźwięki.

„ŻEGNAM DOBRY DZIEŃ ZŁO” to już bardziej tradycyjnie potraktowane instrumenty, z czego wynika – można powiedzieć – piosenka. Jest rytm automatu, rytm żywej perkusji, przesterowany bas i przesterowane klawisze, a do tego spogłosowany wokal. Ukrywam pod spreparowanym dźwiękiem głosu jego niedostatki i nieumiejętności. Singiel jak nic.

„MUTANT SŁOŃCE CZART” to także rytm z automatu i rytm żywej perkusji, a do tego gitara, która mi osobiście trochę kojarzy się z solówkami Porno For Pyros (te specyficzne sola z pierwszej płyty), a do tego długie dźwięki saksofonu i pod tekstem rozjechane wokale, dziwne dźwięki oraz dużo delayów i pogłosów.

„ZIEMIA NOC ECHO” to taki kawałek, który z każdą sekundą rozwija się w zupełnie coś innego. Zaczynają klawisze, wchodzi perkusja z basem, potem gitary, głos i po kilkudziesięciu sekundach ten kawałek to coś innego niż na początku. Mocny trans. Kolejny raz z czeluści wydobywają się dziwaczne dźwięki, potem wokale milkną i zostaje sama muzyka, która pod koniec trochę się rozjeżdża, ale zostawiłem to właśnie tak jak zostało nagrane.

Z kolei „GŁOWY” kojarzą mi się z Talking Heads (rytm i klawisze na samym początku), i dlatego „Głowy”, ale kiedy wchodzą gitary ze smykiem i bez, przechodzi  to w trans z powłóczystymi dźwiękami i niepokojącą gitarą, zupełnie oddala się klimatem od TH i idzie gdzieś, gdzie nie chcielibyśmy iść, ale coś nas przyciąga.

Ostatni na liście „STO KAMIENI MILION OCZU” to przesterowany automat perkusyjny z basem, które prowadzą cały kawałek i do tego hałas dwóch gitar i wokal, które w połowie cichną i wchodzą saksofon i podwójne, acz inne, sola gitary, po czym cichnie wszystko oprócz perkusji, która kończy całość.

We wszystkich powyższych kawałkach występują jakieś przydźwięki. Być może to nieprofesjonalne i jak najczęściej usuwa się takie rzeczy, ale dla mnie te dźwięki ukryte, wychodzące niespodziewanie nie wiadomo skąd, są wręcz jedną z najważniejszych rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie dobrej muzyki. Niektórzy twierdzą nawet, że muzyka, którą robię lub której lubię słuchać, musi być w jakiś sposób popsuta.

No i na koniec mogę powiedzieć tyle, że po kilku tygodniach odwyku zaczynam coraz częściej wracać na salę i nagrywać kolejne rzeczy. To już się dzieje. Nie przywiązywałbym się do nazwy ZZZU, bo najprawdopodobniej kolejna nagrana rzecz wyjdzie pod zupełnie nowym szyldem, następna pod kolejnym. I tak dalej.


AUTOR: ZZZU
TYTUŁ: ZZZU
WYTWÓRNIA: Głowa Konia Nagrania
WYDANE: 5.03.2021


Artykuł powstał przy współpracy z wytwórnią.

%d bloggers like this: