Michał Czarnecki opowiada FYH o swoim najnowszym albumie Subtelny zarost miasta. Wydawnictwo bez tajemnic w najnowszych Czynnikach pierwszych.
Songwriter, gitarzysta, człowiek młody. Obserwator życia społecznego, uczestnik i laureat kilku konkursów i festiwali poświęconych piosence autorskiej, a kilku nie. Ma za sobą zarówno kameralne spotkania z miłośnikami piosenki autorskiej, jak i występy na kilku większych scenach, w tym na Halfway Festival czy w Studiu Rembrandt Polskiego Radia Białystok. Wygrał wojewódzki festiwal Rockowania 2018.Jego utwory to z jednej strony narracja o społecznych następstwach życia ludzi w grupie lub w samotności, wyśpiewana z emocjonalnymi akcentami, a z drugiej teksty pisane z humorem i dystansem do otoczenia. Niektóre utwory mają drugie dno, a niektóre zaskakują prostotą i wywołują radość. Michał tworzy opowieści z perspektywy przechodnia, pasażera, klienta, sąsiada, użytkownika chodników, mężczyzny. Najważniejszy w jego utworach jest człowiek i jego losy, zachowania, gesty i działalność, a także przedmioty, które go otaczają. Utwory pisze wyłącznie po polsku.
W 2019 roku rozwinął instrumentarium (obecnie gitara akustyczna i elektryczna, looper, centrala perkusyjna i kazoo) i w tym roku wydał płytę „Subtelny zarost miasta”. To 7 (w końcu zarejestrowanych w studiu) autorskich utworów z miastem w tle. Historie sąsiedzkie, obserwacje rozwinięte do refleksji i wątki miłosne bez kolorów z komedii romantycznych. Nie ma na krążku poetyckich przenośni i spektakularnych porównań. Ta płyta to opowieść o związkach, ale i o samotności, o tym, co w nas zabawne, żywe, ale przede wszystkim szczere, choć często usilnie skrywane. Teksty są proste, jest sporo oddechu.
„Trzy zdjęcia z juwenaliów”
To historia, którą napisałem tuż przed lub zaraz po juwenaliach /w Białymstoku. Pomyślałem o narracji przedstawionej za pomocą obrazów/zdjęć wykonanych trzema różnymi aparatami. Mimo młodego wieku, nie czuję już euforii związanej ze świętem studentów, ale jako zapalony obserwator ludzkich interakcji, pokusiłem się o wniknięcie w historię młodego człowieka, która teoretycznie mogłaby się wydarzyć w każdym większym, akademickim mieście. Ba! Takich historii może być kilka na jednym kampusie, a migawki/zdjęcia mogłyby być jeszcze ciekawsze, gdybym pozwolił sobie na wtopienie się w tłum juwenaliowy jeszcze bardziej. Melodia musiała być prosta, nieodciągająca. Dodatki do bazowych akordów współgrają z historią, czasem podbijają momenty kluczowe.
„Ogródki piwne”
Tekst napisałem w całości, siedząc w ogródkach piwnych. W trzech, oddalonych od siebie o nie więcej niż 100 metrów. Centrum Białegostoku, ciepły wieczór powiązany z nocą jak inicjały żeńskich imion wytatuowane na przedramionach umięśnionych mężczyzn. Chyba dwa dni pisałem, na raty. Miałem w uszach słuchawki, odtwarzałem melodię, którą skomponowałem wcześniej i pisałem tekst w notesie. Znaczy „skomponowałem”! To określenie dość szumne, bo to jeden akord. Włączyłem dyktafon w telefonie i zagrałem akord z wariacjami, którego za nic nie potrafię nazwać i tyle. W wersji płytowej dołożyłem pulsującą chwilami gitarę elektryczną. Miało być oszczędnie i tak wyszło. Natomiast tekst powstał tam, gdzie powinien. Cieszę się z tego. Jest prosty, ale trzeba go posłuchać ze dwa razy, by dostrzec rolę istotnego, kończącego każdą zwrotkę zdania o podobnej konstrukcji. Można to zrobić nawet jeśli się nie ma płyty, bo „Ogródki piwne” to drugi singiel, który opublikowałem w sieci. Powiem tylko, że w tekście nie ma chyba niczego, czego nie zaobserwowałem podczas tego pobytu w ogródkach.
„Sen o starej ulicy”
To taka pocztówka z miejsca, które każdy może widzieć w innym mieście. To może być Białystok, Poznań, Łódź, Wrocław, Bydgoszcz. Historia wyobrażona. Nie miałem szans na dostrzeżenie takiego obrazu. Za młody jestem. Pewnie wszyscy słuchacze płyty, na której jest ten utwór, są za młodzi, by móc wyobrazić sobie to na podstawie jakichś wspomnień. Dlatego to sen. Te obrazy stanęły mi przed oczami dawno temu. Byłem na bodaj ostatnim piętrze wysokiej kamienicy. Patrzyłem za okno, możliwe, że padało. Moi znajomi spokojnie zaczynali dzień po domówce. Siedziałem w tej ciepłej kamienicy pod wysoko ulokowanym sufitem, pod którym gromadziło się mnóstwo ciepłego powietrza, paliłem papierosa i myślałem, co widziałbym, gdybym przeniósł się do czasów, do których nie mam dostępu. To był jeszcze nieco sen, przed kawą, ale obrazy były wyraźne. Możliwe zresztą, że zacząłem snuć tę narrację w głowie o jednego papierosa wcześniej, przed snem, w nocy. Nie pamiętam, to było dość dawno. „Słone firany i spróchniałe okienne ramy”, które pojawiają się w tekście pamiętam z kolei z domu moich dziadków. Miałem może z pięć lat, kiedy zapatrywałem się w obraz za oknem, zamyślałem się i widocznie jakoś nieświadomie mój język zetknął się z firanami, dzięki czemu odkryłem, że te firany mają słony smak. Chyba więcej jest w tym śnie jawy niż mi się wydawało. Lubię ten utwór, momentami nawet pozwalam sobie na wyrwanie głosem z melorecytacji.
„Palacze”
Kiedyś trochę paliłem. Utwór powstał po takim niedzielnym papierosie na balkonie. To taka chwila dla siebie. Mimo że każdy palacz balkonowy oddaje się nałogowi sam, to jest to dość społeczna czynność. W tym sensie, że zazwyczaj myśli się o czymś. A jak jest niedziela, dzień wolny, to trochę się nawet pozwala myślom toczyć po torach, których nie trzeba kontrolować. Więc trochę się też myśli o innych. Domyśla się o innych i się innych nawet analizuje. W tym sensie ten samotny grzeszek może być społeczny. I to chyba jest dobra strona złego: refleksja w samotności. Tam jest sporo o nas, także niepalących oczywiście. Tyle. Nie chcę, by opis utworu był dłuższy niż sam tekst, choć już się pewnie tak stało. Dziś nie palę. Bardzo lubię ten utwór, ale najbardziej lubi go moja życiowa partnerka, która prosi mnie czasem, bym zagrał go w domu.
„Baby”
„Baby” (czyt. baby) to podobnie jak „Ogródki piwne” historia napisana niemal w całości w miejscu, którego dotyczy. Mamy w utworze sytuację wsiadania młodych kobiet do autobusu i wyobrażeń mężczyzn w różnym wieku na temat tych kobiet. To czasem zwykli faceci, czasem „zdobywcy” i dawni lub obecni uwodziciele, a czasem po prostu miłośnicy kobiecego piękna lub esteci. Przesadzam. To faceci, po prostu. To się dzieje w wielu miastach, w czasie podróży do pracy i w czasie powrotów. Ja jechałem akurat na próbę do kolegi, z którym wtedy grałem. Obserwowałem te zmagania męskiej optyki i to badanie norm wspólnej podróży marzyciela w średnim wieku i młodych kobiet. Spisałem co mogłem na telefon. Samo przyszło. Później były już kosmetyczne urozmaicenia i „rymowe” poprawki.
„Ślady”
Zależało mi, by w tym utworze do końca utrzymać formę pierwszej zwrotki, która jest oszczędna, ale zawiera kilka symbolicznych czynności, przez to jest, konkretna. A dotyczy również konkretnej i poważnej sytuacji: rozmowy kobiety i mężczyzny na tematy fundamentalne. Wpadłem na melodię opartą na czterech akordach w zwrotce i bardzo podobnym układzie w refrenie. Ja z natury nie jestem zwolennikiem sportowego poruszania się po gryfie gitary, ale nieco „amerykańska”, ocierająca się o country schematyczna baza sprawiła mi wyjątkową radość, kiedy na nią wpadłem. Radosny za to nie jest bohater historii oraz jego kobiety. Jest jednak w tym pozornie nieskomplikowanym mężczyźnie (sic!) coś, co ukazuje jego wrażliwość.
„Dozorca”
To historia dozorcy cierpiącego na bezsenność. Przychodzi do jakiegoś lokatora i widzi w nim duszę, której może powiedzieć, co go boli. Jest tego dużo. Za dużo. Tu się musi coś wydarzyć. Staram się wykonywać ten utwór na końcu koncertów, bo jest bardzo wymagający głosowo. W pewnym momencie sam zaczynam niemal krzyczeć. Jest angażujący. W studiu wpadłem na pomysł, by na koniec dodać echo klatki schodowej.
Biedny człowiek. Ciekawe, czy taki istnieje. A może wszyscy mamy coś z dozorcy?
AUTOR: Michał Czarnecki
TYTUŁ: Subtelny zarost miasta
WYTWÓRNIA: wydanie własne
WYDANE: 7 lutego 2020
Artykuł powstał przy współpracy z Agencją Cantara Music.