To obecnie jeden z ciekawszych i ważniejszych producentów niezależnej elektroniki w kraju. Nagrywał jako Lugozi, współtworzył Iron Noir, obecnie skupia się na swoim projekcie John Lake. Łukasz Dziedzic ma głowę pełną znakomitych pomysłów i potwierdza to każdym swoim wydawnictwem. Nie inaczej było 31 sierpnia, kiedy ukazał się jego nowy album Strange Gods. Płytę wydaną przez mik.musik.!. John Lake rozkłada na Czynniki pierwsze. Tylko w FYH!
Podczas nagrywania Strange Gods bardziej interesowała mnie zabawa konwencją niż wgłębianie się w rytuały i religie, postawa ta w zasadzie wynika z dwóch poprzednich płyt. Rzeczywiście bogowie są tu dziwni, jednak w ramach poszukiwań rytualności filtrowanej przez kulturę masową, naoglądałem się masy różnych dziwnych horrorów od klasyki japońskiej po kino klasy „zet”, przeglądałem blogi i strony poświęcone voodoo i czarnej magii, chciałem znaleźć różne odnośniki, które funkcjonują w kulturze popularnej od zawsze i pobawić się nimi. Takie poszukiwanie rytualnego transu zmiksowane było z fascynacją muzyką filmową choćby Carpentera.
No i w wyniku „badań” znalazłem też tych bogów/bóstwa, które w jakiś sposób łączyły się z transem, siłami witalnymi, dźwiękiem, tańcem itp. Każdy utwór ma swoją historię i był budowany trochę jak ścieżka dźwiękowa właśnie.
Co do dźwięku, to praktycznie od początku istnienia projektu John Lake używam tu tylko tych dwóch kaossów. Z jednej strony ograniczenie jest dla mnie bardzo ciekawe, z drugiej jest to tworzenie totalnie manualne ze wszystkimi niedoskonałościami, włączając w to granie na żywo czy intuicyjny sampling. Błędy można opanować w trakcie, trochę jak z graniem na gitarze. Daje to możliwość intuicyjnego improwizowania. Jeśli znajdę ciekawe brzmienie w tej magmie, to sampluję to i zapisuję do pamięci jako próbkę i na tej warstwie powstają kolejne, w sumie to nic odkrywczego, ale daje fajną surowość materiału.
To idealny sposób pracy dla mnie, pozwalający na swobodę w ograniczeniu wzięty z doświadczeń, gdy grałem w wielu zespołach od punk rocka przez black metal po nois jakiś. To intuicyjne granie a nie tylko „produkowanie na kompie” jest dla mnie ważne. Gdybym miał kasę, mógłbym nakupić syntezatorów, bitmaszyn itd., ale nie potrzebuję tego na ten moment, nie jest to dla mnie istotne. Na koncertach jest tylko szkielet złożony z 3-4 krótkich loopów, reszta powstaje i aranżowana jest w trakcie, więc za każdym razem brzmi to trochę inaczej.
A co do samej płyty, mamy tu przegląd mocy, bóstw czy duchów zaczerpniętych różnych kultur, poprzetykany „Cano I”, „II”, „III”, czyli miniaturami, około minutowymi „pieśniami” dzielącymi i domykającymi wszystkie historie.
***
„Vitun Voimalla – Power of Cunt”
To historia zaczerpnięta z kultury fińskiej o szczególnej mocy, którą posiada kobieca wagina. Jeśli kobieta spotka diabła, jest w stanie go odpędzić, podnosząc swoja spódnicę. Wierzono również, że Niedźwiedź, przodek Finów, nigdy nie skrzywdziłby kobiety. Kobieta za to była w stanie rzucać klątwy, zwłaszcza na mężczyzn „mocą swojej waginy”.
„Uwan – Nothing But Sound”
Uwan to duch, który składa się tylko z dźwięku. To bezcielesny głos zamieszkujący stare świątynie i domy. Gdy ktoś wejdzie do nawiedzonego budynku, bezpostaciowy duch wykrzykuje w ucho nieszczęśnika „Uwan!” (stąd nazwa). Jego głos słyszą jedynie osoby wewnątrz budynku. Jako że składa się on jedynie z dźwięku, nie stanowi dla zaatakowanych osób żadnego fizycznego zagrożenia.
„Nayénezgani – Slayer of Strange Gods”
Nayénezgani w mitologii Navaho oznacza dosłownie „Zabójca dziwnych/obcych bogów”. Z rąk Nayénezgani i jego brata bliźniaka Tobadzischíni zginęła ogromna liczba zwierząt, kamieni czy ludzi potworów uosabiających zło i bezlitośnie, bezmyślnie niszczących ludzkie życie.
„Damballah The Sky Father”
W wierzeniach Voodoo Damballah odgrywa bardzo ważną rolę. Jest „Ojcem Nieba” i pierwotnym twórcą wszelkiego życia. Rządzi umysłami i intelektem, panuje nad równowagą kosmosu. Jako duch węża i Wielki Mistrz użył jego 7000 zwojów, by stworzyć gwiazdy i planety na nieboskłonie, a na ziemi ukształtować wzgórza i doliny. A kiedy zrzucił wężową skórę, powstały z niej wszystkie wody na ziemi.
„Gede – Raucous Energy”
Gede to duch, który dla wyznawców Voodoo ucieleśnia śmierć i zmartwychwstanie. Jest on „hałaśliwą energią”: tańczyć w rytm bębnów, błogosławiąc ludzi, pijąc alkohol nasączony ostrą papryką i wcierając talk w ich twarze.
***
WYTWÓRNIA: mik.musik.!.
WYDANE: 31 sierpnia 2015