Niedawno debiutowali świetnym albumem, teraz Good Night Chicken dorzucili równie ciekawą epkę Bee’s Knees. Dla nas bydgoski duet opowiada o nowym miniwydawnictwie, rozkładając je na Czynniki pierwsze. 

Tomek: Muzyka zajmuje kluczowe miejsce w moim i Artura życiu od zawsze. Niestety, nie da rady pogodzić tego ze wszystkimi rzeczami, które robimy. Mówię tu o studiach i innych pochodnych kwestiach. Z takich właśnie powodów po naszym ostatnim koncercie (Mózg, luty 2015) musieliśmy zrobić sobie przerwę w gigach. W sumie nie tak długą, bo na żywo wrócimy wraz z wakacjami…

Artur: …a w międzyczasie wrzuciliśmy spontanicznie nagraną epkę, by zapełnić czas do koncertów nowym materiałem. Nie może być nudno.

***

„TEA TIME”

Artur: Każdy porządny zespół weselno-rozrywkowy (a za taki się mamy, tylko na razie nie otrzymujemy – niestety – zaproszeń na wesela) powinien mieć utwory z chórkami dla tłumu. Tak powstała ta wesoła piosenka, prosta, łapiąca za ucho. Inspiracji można się doszukiwać w starych,  amerykańskich, popowych nagraniach z lat 60. ubiegłego wieku, albo np. u mistrzów polskiego garażu w ich utworze „Greatest Hit”.

Tomek: „Tea Time” to nasza typowa formuła – szybko, energiczne i noga ma latać. Perkusje do całego tego wydawnictwa nagrywaliśmy tym razem w moim salonie. Rozstawiłem zestaw przy kominku, a Artur przyjechał ze sprzętem nagraniowym, fajnymi riffami, no i swoim psem, tak żeby moje suczki miały jakieś towarzystwo. Tytuł utworu wymyślił obecny na sesji nagraniowej przyjaciel zespołu i artystyczny mentor – Tobiasz.

„BENEFITS OF CHLORINE IN DRINKING WATER”

Tomek: W tym przypadku dostałem surową ścieżkę riffu dzień przed nagrywaniem. Ułożyłem sobie w głowie bit, który moim zdaniem byłby stosowny. Raz przećwiczone, nagrane pewnego weekendowego wieczoru. Myślę, że ważne jest, aby tworzyć miłą atmosferę podczas nagrywania. Bardzo lubię końcówkę utworu, gdzie na celu mieliśmy wprowadzenie lekko dzikiego klimatu, takiego z dżungli.

Artur: Jedna z moich ulubionych rzeczy do grania na gitarze, szczególnie z efektem typu echo – na tej epce maltretowałem mojego pedalboarda ile się dało. Miał wyjść z tego bardzo hipnotyczny utwór, stąd taki rozmyty i pogłosowy charakter. Tytuł jest polem do szerokiej interpretacji dla wszystkich chętnych. Co do atmosfery – nie mogę się zgodzić bardziej. Zawsze staram się, żeby mojemu Tomusiowi było cieplutko, miło i wygodnie.

„SAN DIEGO DISCO CLUB 1983”

Artur: Tutaj chciałem stworzyć – co dla GNC może się wydawać dziwne – intymny i trochę spokojny klimat. Nawet tekst jest nietypowy dla zespołu, opowiada o utracie bliskiej osoby i dużej ilości krwi na pościeli, czyli obrazuje pewien pamiętny sen sprzed miesięcy. Nagraliśmy to za pierwszym podejściem, a tytuł jest wyjątkowo durny i piękny.

Tomek: Spodobał mi się kontrast, jaki powstał pomiędzy nazwą a formą tego utworu. Ogólnie jest to dość ciekawa wstawka w naszym dotychczasowym materiale. Nastrój jest jak na nas spokojny, cały czas rozkręcający się, ale nierozkręcony do granic możliwości. Kuzyn Artura lubował się kiedyś w garderobie z takimi napisami jak tytuł tego utworu. Bez niego nie zaszlibyśmy nigdzie.

„SHH BABY, IT’S JUST MY PALM TREE”

Artur: To efekt fascynacji Jazzmasterem, który gości pod moim dachem od kilku miesięcy. Odrobinę miało to hipnotyzować i prowadzić za ucho w 8-bitowy, różowo-turkusowy świat zachodzącego słońca w Miami. Tak – nawiązuję do gry Hotline Miami. Nawet zachodziło słońce w momencie powstania tego krótkiego instrumentala.

„CONSOLATION”

Tomek: Po prostu „Consolation”, utwór stary jak ten świat.

***

WYTWÓRNIA: wydanie własne
WYDANE: 10 kwietnia 2015

%d bloggers like this: