Jak powstawał łódzki progresywny ruch artystyczny, który sprawił, że o Łodzi można mówić jako o stolicy polskiej sztuki współczesnej? W jaki sposób kształtowała się tutejsza multimedialna awangarda?

Razem z profesorem Józefem Robakowskim, który historię rozwoju łódzkiej sceny artystycznej lat 1969-1981 opisał w książce Żywa Galeria. Łódzki progresywny ruch artystyczny śledzimy kroki powstawania łódzkiej sceny. Dziś część I. 

Nie będziemy się cofać do dwudziestolecia międzywojennego, kiedy w Łodzi działali Katarzyna Kobro i Władysław Strzemiński oraz cała grupa a.r. Nie będziemy opowiadać o budowaniu międzynarodowej kolekcji sztuki, która stanowiła podwaliny pod Muzeum Sztuki, które dziś jest jednym z ważniejszych, o ile nie najważniejszym miejscem sztuki współczesnej w Polsce. Plejada artystek i artystów, którzy mieli wpływ na promowanie i kształtowanie się sztuki awangardowej, współczesnej nad Wisłą wcale nad Wisłą nie działała. OK., może działała, ale przez chwilę, w Toruniu, bo potem wszystko przeniosło się do Łodzi.

– W Toruniu na uniwersytecie była grupa artystów, którzy też się zjechali do tego miasta, głównie na wydział sztuk pięknych. W latach 60. powstała grupa ZERO-61. Grupa amatorska, która chciała wznieść fotografię na zupełnie inny poziom niż do tej pory. Była to taka progresywna ambicja. Pamiętam, jak się zebraliśmy w jakimś akademiku w 61 roku. Umówiliśmy się, że zaczynamy nową fotografię. Fotografię poszukującą. Fotografię, która byłaby w innym kanonie niż do tej pory. Wtedy bardzo popularna była Rodzina człowiecza, wielka światowa wystawa, która była też w Polsce, i fotografia rozumiana jako reportaż, albo taka galanteryjna fotografia wystawowa w różnych domach kultury czy w specjalnych galeriach fotograficznych, gdzie pod szybkami była fotografia grzeczna, która niewiele wnosiła do tego, co działo się w Polsce. Reportaż polski był w jakiś sposób stłumiony, bo panowały czasy socjalistyczne, i nie wszystko można było w tym reportażu robić – wyjaśnia Józef Robakowski, autor monografii Żywa Galeria. Łódzki progresywny ruch artystyczny 1969-1992, Tom I: 1969-1981.

Duży wpływ na grupę młodych artystów zebranych w Toruniu mieli profesorowie z Wilna, którzy do Polski zostali „ściągnięci siłą”. Dlaczego wilnianie byli tacy ważni dla toruńskiej młodzieży? Zacytujmy dalej profesora Robakowskiego:

– Doskonale wiedzieli, w jakiej Polsce będą w tej chwili żyli. Nastawiali nas na czystą sztukę, nawet na takie powiedzenie torpedowane w socjalizmie: „Sztuka dla sztuki”. Takie hasło było bardzo niemile widziane, bo władza chciała mieć sztukę dla siebie.

Wychowywano nas w duchu, że trzeba się cofnąć do początków XX wieku, gdzie działali Wyspiański, Malczewski, Wojtkiewicz, takie słynne postaci, które proponowały sztukę rangi, wartości światowej.

Można twierdzić, że polscy artyści mogli mieć kompleksy na tle zachodnioeuropejskiej sceny artystycznej, jednak na UMK w Toruniu mówiono studentom, że warto iść po swoje, odwołując się do wielkich twórców Młodej Polski, do Mehoffera, Wyspiańskiego, Wojtkiewicza czy Dunikowskiego, którzy prezentowali poziom światowy.

– Tak zostaliśmy wychowani. Że jak już w tej dziedzinie jesteśmy, to wszystko, co robimy, być na bardzo wysokim poziomie. Że musimy stworzyć takie środowisko, które rzeczywiście zaproponuje coś oryginalnego. Ale to tyczyło się też kultury, w której żyjemy.

Studenci, z Józefem Robakowskim, działali na wielu płaszczyznach, choć przede wszystkim w fotografii i filmie. Tworzyli produkcje niezależne, offowe, niekomercyjne. Przykład? Chociażby 6 000 000. Wiele filmów dopiero się odkrywa, wcześniej nie zostały odpowiednio omówione.

W latach 60. XX wieku, dokładnie w 1962 roku, w Toruniu odbył się festiwal fotografii studenckiej. Wygrała wówczas Natalia LL, choć wybór dla jury (Zofia Rydet, Urszula Czartoryska, Janina Gardzielewska) musiał być trudny, w końcu spłynęło blisko 800 prac! To były obiecujące początki. Dlaczego fotografia?

– Po prostu każdy mógł ją uprawiać. Każdy amator mógł czuć się artystą. W 1965 r. zrobiliśmy kolejny festiwal, tym razem filmowy. I znowu zjechali się ludzie filmu z całej Polski, znowu powstał pewien umowny układ. Dłoń podała nam wtedy profesor Prüfferowa, która oddała nam salę w Muzeum Etnograficznym i mogliśmy pokazywać nasze prywatne filmy w profesjonalnej sali kinowej. Ci profesorowie nam sprzyjali. Chodzili na nasze wystawy, rozmawiali, przyjeżdżali ze Szkoły Filmowej. Kiedyś przyjechał kiedyś Antoni Bohdziewicz, przyjaciel ludzi z Wilna, a jako że to byli wilnianie, zjeżdżali się, a poprzez dzieci nastąpiły kontakty wiążące – wyjaśnia profesor Józef Robakowski.

Film był następnym po fotografii krokiem w życiu Robakowskiego i artystów z grupy ZERO-61. Film, który sprawił, że po Toruniu następnym kierunkiem dla młodych artystów była Łódź i tamtejsza Szkoła Filmowa.

– Swój pierwszy film dokumentalny zrobiłem o Tymonie Niesiołowskim, wybitnym malarzu, który przeszedł przez wszystkie możliwe sytuacje, czyli zaczynał jako uczeń Wyspiańskiego, a była tylko trójka takich wybitnych artystów będących jego uczniami. Między innymi właśnie Tymon Niesiołowski. Mieliśmy przez to do czynienia z niesłychanie ciekawymi ludźmi. Jak do niego chodziłem do pracowni, opowiadał mi o Witkacym, z którym mieszkał i przyjaźnił się. Są wspólne zdjęcia i wspomnienia. Co ciekawe, Wyspiański miał indywidualne wystawy tylko z Tymonem Niesiołowskim. W takiej warszawskiej galerii Garbolińskiego.

Mieliśmy styczność z takimi wybitnymi ludźmi – ta ambicja została w nas wkodowana. Niedawno odbyła się wielka zbiorowa wystawa Grupy ZERO-61 w CSW w Toruniu, gdzie pokazano, w gigantycznym wnętrzu, dorobek tej grupy, co było świętem fotografii kreacyjnej, subiektywnej, którą uprawialiśmy. Ta fotografia nie była reportażem, była subiektywnym rozumieniem świata. Była fotografią kreacyjną, ale też bardzo ambitną, o wielkich formatach, niesamowicie oddani byli ci ludzie, którzy dalej funkcjonują.

Co ciekawe, o łódzkiej filmówce Robakowski marzył już wcześniej, od końca lat 50. XX wieku. W 1958 roku nie udało się, Robakowski wybrał Toruń. Studiował historię sztuki, rozwijał się intelektualnie, w wielu dziedzinach sztuki. To wpłynęło na postrzeganie piękna, wiedzę o kulturze i… zapewne na dalszą twórczość.

Chociaż wszystko zaczęło się w Toruniu, dalej rozwijało w Łodzi.

– Janusz Zagrodzki zaczął pracować w Muzeum Sztuki, Andrzej Różycki i ja dostaliśmy się do Szkoły Filmowej. Antoni Mikołajczyk był tu belfrem od plastycznych rzeczy. Dziekanem był założyciel toruńskiego klubu, Mieczysław Lewandowski – mówi Robakowski.

Rozwijało w Łodzi, w Szkole Filmowej, która dawała studentom ogromne możliwości. Łódź, socrealizm. Szara, smutna rzeczywistość. Czystki w kulturze, pozbywanie się z kraju twórców żydowskiego pochodzenia. O tym w następnej części.

Artykuł zapowiada premierę reprintu książki Żywa Galeria. Łódzki progresywny ruch artystyczny, która powstała dzięki wsparciu Urzędu Miasta Łodzi, Atlasu Sztuki i Stowarzyszenia Nowa Kultura i Edukacja. Książkę można zamawiać w przedsprzedaży.


Wiesz, że FYH! istnieje już ponad 10 lat? Możesz pomóc nam prowadzić FYH!, które działa bez sponsorów czy bogatych wydawców. Możesz to zrobić, przelewając dowolną kwotę na konto Stowarzyszenia Nowa Kultura i Edukacja, w tytule wpisując: darowizna na cele statutowe stowarzyszenia:

19 1750 0012 0000 0000 3484 9048. 

Twoje wsparcie pomoże nam się rozwijać. Dziękujemy!

%d bloggers like this: