Dwudziesta edycja Tauron Nowa Muzyka to moment symboliczny. Dwie dekady zmian w muzyce, trendach i wrażliwości publiczności. Piszemy o TNMF w Katowicach.
Festiwal od zawsze łączył elektronikę z artystami wykraczającymi poza jej ramy – raz serwował światowe legendy, innym razem stawiał na odkrycia, które później wyrastały na gwiazdy. Moderat, Bonobo, Tyler, the Creator – wszyscy byli tu zanim stali się oczywistymi headlinerami.
Krytycy od lat zarzucają Tauronowi brak jednoznacznego muzycznego profilu. I owszem – w tym roku TV on the Radio brzmieli tak, że spokojnie mogliby zamknąć dzień na OFF Festivalu. Ale właśnie ta nieoczywistość od początku była siłą katowickiego wydarzenia. Choć w ostatnich latach organizatorzy częściej sięgają po sprawdzone techno i stałych bywalców line-upu, wciąż udaje się zachować pewien element zaskoczenia.
TV on the Radio – dziesięć lat nieobecności i energia, która wybuchła od pierwszych minut. Tunde Adebimpe hipnotyzował publiczność, a setlista prowadziła przez pełne spektrum emocji – od euforii („Wolf Like Me”) po refleksję („Staring at the Sun”). Momentami szwankowało nagłośnienie, ale charyzma frontmana przykryła każdy techniczny niedosyt.
Floating Points – od festiwalowego klasyka do dźwiękowego alchemika. W tym roku Sam Shepherd odszedł od znanych z płyt struktur, wchodząc w obszary improwizacji i sound designu. Było momentami hermetycznie, ale dla pasjonatów produkcji – fascynująco, przede wszystkim ze względu na idealnie komponujące się hipnotyzujące wizualizacje tworzone w stylu „mikrobiologicznego laboratorium” (co jest dość zrozumiałe ze względu na fakt, że gościu ma doktora z neurobiologii i interesuje się epigenetyką).
Etnobotanika – taneczny set, który wciągał house’owym pulsem, zachowując jednocześnie autorskie brzmienie oparte na hip-hopowych bitach, IDM-ie i samplach z archiwalnych programów naukowych. Jedno z największych pozytywnych zaskoczeń edycji.
Underworld – długo wyczekiwany koncert spełnił wszystkie oczekiwania. „Dark Train” i „Two Months Off” na otwarcie ustawiły ton wieczoru – mocny beat, agresywne syntezatory i Karl Hyde w roli niepodważalnego lidera. Zespół obiecał, że wróci po odwołanym przez Covid występie na Tauronie. Dotrzymali słowa i mówiąc korporacyjnym slangiem – dowieźli w stu procentach.
Piernikowski – mroczna scenografia, dym i pomarańczowe światła budowały mistyczny klimat. Niestety, zbyt długa ekspozycja podobnych motywów sprawiła, że występ stracił dynamikę.
Muzeum Śląskie ponownie udowodniło, że jest miejscem, które potrafi wzmocnić muzyczne doświadczenie. W przerwach między koncertami scena Bassota serwowała przekrój basowych brzmień – od trapu po kuduro – co stanowiło idealny kontrast dla głównego programu.