Natalia Skoczylas w trzeciej odsłonie opowieści o Primaverze zanurza się w hip-hop. W Barcelonie grali Vince Staples i The Internet. Było dobrze.

#4 #5 Vince Staples/The Internet

Primavera miała takie momenty, kiedy niezapomniane zdarzenia następowały zaraz po sobie – Fever Ray poprzedziła wyśmienity koncert Vincenta, a The Internet rozgrzali nas przed Tylerem. Biorę ich więc razem pod lupę, także dlatego, że to jedni z najgorętszych innowatorów hip-hopu w ostatnich latach.

The Internet mają wspólny mianownik z Tylerem: Syd i Matt Martians z zespołu grali wcześniej z legendarnym częścią Odd Future, założonym przez Okonmę. Stąd ciepłe wzmianki na obu koncertach – musicie kupić nową płytę The Internet! Musicie iść zobaczyć teraz Tylera.

The Internet to jednak inna bajka – są reprezentantami nowej fali eklektycznych artystów z zachodniego wybrzeża, szczególnie estetycznie bliskimi podopiecznym Brainfeedera, flagowej wytwórni promujących multiestetyczne, kolorowe brzmienia. The Internet zacierają granice między hip-hopem, elektroniką, soulem, funkiem, rapem, jazzem nawet. Dla mnie dodatkową zaletą jest osobowość i talent Syd, która dodaje zespołowi zmysłowości swoim przecudnym, seksownym głosem, i która jest otwarcie queerową artystką – ważny gest ze strony kolorowej kobiety grającej czarną muzykę (wyjście Janelle Monae w tym roku z szafy jako panseksualnej osoby było jednym ze wstrząsów, których będzie mam nadzieję coraz więcej). Koncert zespołu był bardzo instrumentalny – spodziewałam się trochę więcej beatów i elektroniki, tymczasem grupa przyjechała z pełnym ekwipunkiem i całość zabrzmiała orkiestralnie soulowo-funkowo. Muzycy mieli świetny kontakt z publicznością, która odwdzięczała się potem i szalonym tańcem. Szybko też uczyliśmy się śpiewać kluczowe frazy – ze szczerą frustracją i agresją powtarzaliśmy kawałki z „Just Saying/I Tried” (explicit, nie cytuję), z lubością refreny „Special Affair”. Zabrzmiały też dwa czy trzy nowe kawałki z albumu, który ukaże się 20 lipca – ci szczęściarze, którzy zobaczą Syd i spółkę w Warszawie w lipcu mają szansę na jeszcze więcej świeżynek. W każdym razie polecam ich na każdą pogodę i okazję.

Vince Staples natomiast eksploruje bardziej klasyczne hip-hopowe kierunki – elementy gangsta-rapu, i tradycyjnego hip-hopu, pomieszanego z taneczną elektroniką. Jego występ był bombastycznie oprawionym show z politycznym przesłaniem – ekran za jego plecami składał się z dziesiątków mniejszych ekranów telewizyjnych, czasami szumiących lub wyłączonych, a czasami pokazujących najróżniejsze mieszanki obrazów: tańczących ludzi i płonące samochody, penisy i kondomy i przemoc policji, urywki talk-show i sportowe buty, basketball i pośladki. Vince jest sam na scenie, ale w jego przypadku to żaden problem – chłopak potrafi zagospodarować przestrzeń i zająć się publicznością, z którą bawił się znakomicie tej nocy. Dla niektórych podobno był to pierwszy raz, kiedy tłum zapłonął do tańca pierwszej nocy festiwalu – ja przyszłam oglądać go prosto z występu Fever Ray i dziękowałam mu za trzęsące ziemią basy i moshpity. Oto hip-hop 21 wieku.

 

%d bloggers like this: