The best of moje getto w wersji live w ramach Distorted Festival w naszej relacji.
Jakiś czas temu zastanawiałem się, który zespół/projekt/artystę widziałem na żywo najwięcej razy. Po szybkiej przebieżce w myślach przez festiwalowe line-upy oraz większe i mniejsze koncerty okazało się, że prawdopodobnie numerem jeden z polskiego podwórka jest właśnie Piernikowski – z SYNAMI, solo, ale też w bocznych projektach, jak ten z Adamem Gołębiewskim. Może to dziwić o tyle, że w zasadzie, poza drobnymi wyjątkami – jak wspomniane powyżej plus Dean Blunt, Zebra Katz, czy Donald Glover – właściwie nie słucham rapu. A tu zarówno No Fun na sfatygowanym już nieco winylu, a od niedawna też The best of moje getto są w zasadzie pewniakami na mojej plejce. Okej – nie zawsze mam humor na Piernika, ale na żywo zestawienie ogień/dym chwyta w każdych okolicznościach. Nie inaczej było na środowym koncercie w Hydrozagadce, która szczelnie wypełniona przeżyła prawdziwą rewię primeshitu.
Rozpoczęło się, klasycznie już, od solowego występu jednego z głównych bohaterów każdego show duetu SYNY – czyli dymiarki (czy było to Antari? – nie wiem). Później, z każdym kolejnym kawałkiem utwierdzałem się w przekonaniu, że Piernik to właściwy typ na właściwym miejscu. Robert może nie jest standardowym typem showmana, ale na linii artysta – publika zdecydowanie nastąpiło sprzężenie zwrotne. Dało się wyczuć, że nikt nie przyszedł do Hydro w ramach wieczornej turystyki – może poza najebanym typem krzyczącym mi nad uchem przez pół koncertu.
Rapowe płyty mają to do siebie, że pojawia się na nich często sporo ziomków z gościnnymi występami. Rodzi to niemały problem, kiedy przychodzi do występów live. Wtedy najczęściej trzeba zadowolić się puszczeniem ich partii z playbacku, kiedyś spotkałem się też z opcją wzbogaconą o wizualizacje śpiewającej osoby, będące wątpliwą namiastką hologramu. Piernikowski postawił jednak na wersję all in – bo podczas koncertu zobaczyliśmy absolutnie wszystkich gości – Hadesa (na kilka godzin przed premierą jego własnego materiału COMBO), Brodkę, Kachę Kowalczyk (Coals/MUKA) i Adama Repuchę. Podczas „Dobrych Duchów” na scenie pojawił się też z saksofonem Michał Fetler. Trudno więc chyba wyobrazić sobie lepszy scenariusz na odsłuch The best of moje getto. Wszystko to przeplatane mocnymi instrumentalami – takimi w sam raz na sceniczne bujanko w kapturze. W trackliście znalazły się też rzecz jasna bangery z poprzedniego albumu – „Trwamy”, „Bunin”, „Rano”, „Antari M-10” – dostaliśmy więc w zasadzie całkiem kompletny przegląd przez oba albumy Piernikowskiego.
Koncerty jak ten można zdecydowanie traktować w kategoriach zjawiska. Duża w tym rola nie tylko samego artysty i zaproszonych gości, ale też wzmacniającej sceniczny przekaz gry dymu i świateł, a przede wszystkim aktywnie nastawionej na odbiór publiki. Jedną z miar dobrego gigu jest dla mnie, kiedy muzyka angażuje tłum na tyle, że nikt nawet nie myśli o wyciąganiu telefonu i nagrywkach, do których i tak nigdy później nie wróci. Tu gąszczu ekranów telefonów pod sceną nie było, więc noty zdecydowanie wysokie. Białas w szczytowej formie!