Po dłuższej przerwie wracają Obiady czwartkowe. Szósty epizod to przegląd albumów wydanych (w 2019 i w 2020) przez Kairos i Austrian Gramophone. W skrócie: godziny świetnej muzyki współczesnej.
AUTOR: Marco Momi, Nikel
TYTUŁ: Almost Nowhere
WYTWÓRNIA: Kairos
WYDANE: 1 listopada 2019
Marco Momi i ansambl Nikel niczym prawdziwi freejazzowi wyjadacze, bo zespół instrumentalnie to saksofon, gitara elektryczna, perkusja i pianino. Toż prawdziwy skład na free improv. Ale Almost Nowhere to kolejna świetna płyta włoskiego kompozytora, z wykształcenia również pianisty i dyrygenta, absolwenta uczelni w Perugii, Rzymie, Strasburgu, Hadze i Paryżu. Precyzyjniej, w CV ma również trzyletnie studia i pracę w IRCAM w Paryżu.
Otwierające płytę „Ludica II” z 2009 roku można określić jako gitarowy okres burzy i naporu. Elektryczna gitara Yarona Deutscha tworzy gęste, agresywne melodie, które ścigają się z klawiszami pianina Antoine Françoise. Deutsch tnie powietrze niczym nożem, melodia rezonuje, wibruje, piszczy. Jest w tej grze pewna dramaturgia, teatralność i… odczłowieczenie, zwłaszcza w okolicy 5:50, gdy kompozycję przeciąga długi industrialny, metalurgiczny dron i słuchaczowi nie pozostaje nic, jak tylko zastanawiać się, czy to efekt gitary, sonorystyczny zabieg na saksofonie czy ślizganie się pałeczek po zestawie perkusyjnym. Świetnie wybrzmiewają minimalistyczne partie „Ludica II”, gdy pojedyncze dźwięki strun, skromne akordy czy subtelne, a jednocześnie stanowcze uderzenia perkusji przerywają rozciągającą się ciszę.
W latach 2018-2018 Marco Momi skomponował cykl utworów „Nudi”, na Almost Nowhere wszystkie cztery złączono w jedną część. Gęsta, drone’owa narracja, z rozciągniętym przesterem w tle, z nieregularną, metalową rytmiką, a raczej jej brakiem, bo perkusjonalia pojawiają się i znikają, migocząc tajemniczo to tu, to tam. Z przebłyskami saksofonu i aurą niepewności utwór mógłby spokojnie pojawić się w dossier Stephena O’Malleya, przeglądając kompozytorów z nurtu post-indie classical. Mało tutaj akademickich zagrywów. Ba, tutaj w ogóle akademickości nie doświadczymy. Jest czysta, elektroakustyczna odyseja, zatrzymanie się między niewypowiedzianymi słowami.
I końcowy utwór, tytułowy zresztą „Almost Nowhere”, to nic innego, jak położenie kalki na wcześniejsze pozycje. Zabawa z dźwiękiem, wydłużone formy, melodie zanikające, przenikające się, wybrzmiewające, czasem zagęszczane szybką przebieżką na pianinie, czasem długim dźwiękiem saksofonu czy ostrą solówką na gitarze. Zero skojarzeń z muzyką współczesną komponowaną, wiele z improwizowanym jazzem. Kawał dobrej roboty, którą w dodanej do wydawnictwa książeczce ubrano w filozoficzne, zupełnie niedorzeczne słowa.
NASZA OCENA: 7.5
NASZA SKALA OCEN
***
AUTOR: Friedrich Cerha, Friedrich Cerha – HK Gruber , Kurt Prihoda , Rainer Keuschnig , Josef Pitzek
TYTUŁ: Eine Art Chanssons
WYTWÓRNIA: Kairos
WYDANE: 5 kwietnia 2019
Cóż można napisać o Eine Art Chanssons Friedricha Cerhy niż to, że zbiór sześćdziesięciu jeden krótkich fraszek dźwiękowych to klasyka sama w sobie. Poza tym, że ciężko zrozumieć partie wokalne (na których oparto prace), że osoby niemówiące po niemiecku mają pozamiatane, że materiał zarejestrowano trzydzieści dwa lata temu. Że Cerha przy współpracy z instrumentalnym triem perkusja / pianino / kontrabas (odpowiednio Kurt Prihoda, Rainer Keuschnig, Josef Pitzek), dyrygentem i wokalistą HK Gruberem, bazując na wierszach przedstawicieli Grazer Autorinnen Autorenversammlung – Ernsta Jandla, Gerharda Rühma czy Friedricha Achleitnera. Nie dziwi więc satyryczny, ironiczno-kabaretowa forma, zarówno tekstów jak i muzyki.
Krótkie, barwne formy o groteskowym zabarwieniu, w których pierwszoplanową rolę gra pianino. To ono prowadzi narrację, perkusja czy kontrabas, sekcja rytmiczna, stanowi dopełnienie partii wokalnych. Dużo tutaj rozwiązań DADA, dziwnych zgłosek i dźwięków artykułowanych w niemal schizofreniczny sposób. Ale HK Gruber potrafi również ciąć jak brzytwa, by po chwili zmiękczać wszystko i płynąć z przekazem.
Materiał został zarejestrowany trzydzieści dwa lata temu w ORF Funkhaus Wien.
NASZA OCENA: 6
NASZA SKALA OCEN
***
AUTOR: Michael Pelzel, Stuttgarter Kammerorchester, Ensemble ascolta, Peter Rundel, ensemble recherche, Ernesto Molinari, Basel Sinfonietta, Jetpack Bellerive, WDR Sinfonieorchester, Bas Wiegers
TYTUŁ: Gravity’s Rainbow
WYTWÓRNIA: Kairos
WYDANE: 24 stycznia 2020
Na Gravity’s Rainbow Michael Pelzel, w sześciu odmiennych składach artystycznych, prezentuje swoje wybitne dzieła współczesnej muzyki klasycznej. I chociaż płyta może wydawać się standardową pozycją wyjętą z szuflady z podpisem muzyka współczesna, w końcu słyszymy tu utarte schematy kompozytorskie, ukłony w stronę starszych twórców, w końcu dużo tutaj zabawy z formą dźwięku. Z jego czasem, barwą, rozwinięciem. Pelzel koła nie wymyśla, nie rozpala ognia na nowo i… bardzo dobrze. Czasem utarte schematy, jeśli się sprawdzają, są w cenie.
A Gravity’s Rainbow rzeczywiście w cenie jest. Sześć utworów szwajcarskiego kompozytora to prawdziwa zabawa dźwiękami, ich fakturami, ułożeniami. Wystarczy zajrzeć do świetnie przygotowanej (jak zawsze w przypadku Kairos) książeczki, żeby zobaczyć, jak zamaszyście, szczegółowo, gęsto wręcz Pelzel potraktował swoje kompozycje. Trochę szaleństwa jest, nie da się zaprzeczyć. Pelzel, utalentowany kompozytor, pianista i organista ze średniego pokolenia (ur. 1978 r.), związany z niemiecką i szwajcarską sceną współczesną (jest rozrzucony pomiędzy Stuttgartem, Berlinem i Stäfa), umie grać na emocjach słuchaczy. W otwierającym płytę „Mysterious Anjuna Bell” utwór otwierają dzwoneczki, nerwowe smyki szybko rosnące i unoszące się wysoko, wysoko, w zawrotnym wręcz tempie, w akompaniamencie purytańsko brzmiących dzwonów (a może to trójkąt?) stanowią budujące narrację intro, po którym następuje pierwszy główny zwrot akcji. Masywne partie strunowców, dynamiczne i ciężkie w wykonaniu The Stuttgart Chamber Orchestra, wzbogaca Ensemble ascolta. Niemiecki kolektyw, założony w 2003 roku, w swojej muzyce wykorzystuje dźwięki puzonu, trąbki, perkusji, gitary elektrycznej, nawet piszczałek organowych. Te instrumenty ładnie się komponują ze smykami Chamber Orchestry. Bo po zamaszystym wstępie Pelzel tłumi emocje, tworząc dźwięki czające się, lekko rosnące, szybko opadające. Zmieniają się motywy jak w kalejdoskopie, oscylują wokół minimalizmu, choć motyw koło szesnastej trwającej minuty – nerwowy, agresywny, zbudowany na piłujących smykach i nieprzewidywalnych dzwonach – to świetna sprawa.
Długo rozwijające się „Carnaticaphobia” na perkusję, wiolonczelę i pianino, gdzie za instrumentarium odpowiada ensemble Recherche z Fryburga i, muszę przyznać, z trio dźwiękowo robi się naprawdę multibanda. Momentami traktowanie wiolonczeli przypomina grę na gitarze, perkusja i perkusjonalia orbitują we własnym świecie, pianino również zahacza o muzykę konkretną, choć tytułowo Pelzel nawiązuje do muzyki karnatackiej. Świetne są te przebieżki pianina, te nerwowe dzwony łamiące klawisze i… ciszę.
Muzyka Michaela Pelzela charakteryzuje się swoistą upiornością. Nerwówkę instrumentów słychać w utworze tytułowym, „Alf-Sonata” potwierdza tę regułę kolejny raz, a dwuczęściowe „Danse Diabolique” niczym się nie różni od poprzedników. Szwajcar skacze po emocjach, buduje atmosferę lęku, dźwięki napinają nerwy słuchaczy, skrupulatnie podgrzewa atmosferę poprzez ciężkie smyki, nieregularne gongi czy subtelne, ale ścinające krew dzwoneczki. Pianino, również nierównomiernie wybrzmiewające, perkusjonalia szumią, zgrzytają, tworzą podrzędną rytmikę. Ale to jednak smyki i pianino pełnią pierwszoplanowe role na Gravity’s Rainbow. Nie ma na tej płycie nic, co mogłoby zaskakiwać. Klasyka muzyki współczesnej, powielanie wzorców, ale Szwajcar robi to z gracją i… nie można mu nic zarzucić. Kawał dobrej roboty.
NASZA OCENA: 7
NASZA SKALA OCEN
***
AUTOR: Ensemble Neuraum
TYTUŁ: Ensemble Neuraum
WYTWÓRNIA: Austrian Gramophopne
WYDANE: Październik 2019
Ensemble NeuRaum, bazując na tradycyjnym instrumentarium z Karyntii w Austrii, sięga po współczesny minimalizm. Utwory dla ansamblu napisał szereg kompozytorów w ramach projektu rezydenckiego. Mamy tu twórców młodego pokolenia (Lorenzo Troiani, rocznik 1989), średniego (Hannes Kerschbaumer, ur. 1981, Jean-Baptiste Marchand i Thomas Amann, obaj ur. 1978), jak i tych kompozytorów (i kompozytorkę) już nieco zasłużonych: Elisabeth Harnik (1970) czy Bruno Strobl (1949), który jest ojcem-założycielem projektu. Wszyscy z wykształceniem akademickim, każde z nich z podobną koncepcją na kompozycję dla Ensemble NeuRaum. Niektóre, jak chociażby „Ankommen”, powstawały jeszcze dla MusikFabrikSüd, czyli wcześniejszej odsłony NeuRaum.
Na Ensemble NeuRaum (znowu oszałamiająco twórczy tytuł!) słyszymy instrumenty charakterystyczne dla regionalnej muzyki z Karyntii – cytrę, cymbały czy akordeon. Do tego standardowe instrumentarium – smyki, dęciaki, także perkusja. I minimalizm. To hasło jest istotne zarówno w utworach przygotowanych przez kompozytorów, jak i sam ansambl. Brzmienie masywne, klaustrofobiczne, jak w kompozycji Petera Jakobera. „Schemen” bazuje na solidnej, tnącej powietrze partii smyków, jazgoczących i pełnych lamentu, w swoim wydźwięku przypominającym śpiew ptaków. Dużo w tej pracy nerwowości, napięcia przeniesionych przez solidną pracę muzyków. Parts Thomasa Amanna jest jak docieranie się artystów, szukanie wspólnej muzycznej drogi. Dobrze brzmi dialog perkusji, smyków i akordeonu, pobłyskująca w tle harfa i flety nadają kompozycji ludzki pierwiastek w tym brzmiącym jak improwizacja utworze.
Mocne jest „und sie ahnten von der Heimat” Jeana-Baptiste Marchanda, dzieło wielowątkowe, z kilkoma ciekawie rozegranymi tematami. Początek to delikatny, lekko upiorny dron, na których wchodzą nieregularnie rozrzucone perkusjonalia, stonowane cymbały, gdzieniegdzie rozciąga się dźwięk akordeonu, wibruje flet. Tutaj też ma się wrażenie, jakby Ensemble NeuRaum docierał się przez większość czasu, instrumenty tworzą duety, tria, rzadko wchodzą w większe interakcje. Dopiero w końcówce słychać rozszerzony skład w orkiestralnej formule.
U Hannesa Kerschbaumera jak zwykle. Kompozytor lubi bawić się natężeniem dźwięku, lubi szybko puszczać kompozycję w moment szczytowy, by szybko zjechać niemal do strefy ciszy. Smyki przypominają rój os, perkusja szlachetni się swoim metalicznym brzmieniem, akordeon wyciąga długie melodie, urywane tak samo szybko, jak nagle się pojawiają. „Studi Sulla Fine” w dwóch częściach to idealny przykład glissand, przejścia między dźwiękami, ich płynność, wybuchy, które da się wyczuć jak wiatr zapowiadający burzę. Lorenzo Troiani umie budować klimat, jego utwór jest mocno radykalny, ciężki, schodzący w niskie, ledwo przyswajalne, niemal doomowe rejony. Można mieć odczucie, że włoski kompozytor młodego pokolenia (urodzony w 1989 roku) bardzo interesuje się i klasyką, spektralizmem i elementami improwizowanymi.
O ile Troiani stworzył kompozycje ugładzone, o wyraźnie zarysowanej hierarchiczności, tak Matthias Kranebitter w „GhostBoxMusic”, poza wrzuceniem wokalnych partii lektorki, idzie w glitche, hard noise’owe elementy przechodzące w delikatne i nerwowe skrzypce przerywane google’ową narracją i ambientalno-drone’owymi przerywnikami. Elektroakustyczna praca, o mocno post-internetowym zabarwieniu, jedna z ciekawszych i świeższych na płycie. Żeby nie pominąć twórcy NeuRaum, Bruno Strobl w swoim „Ankommen” balansuje między spokojem a muzycznym tornadem. Kompozycję przeplatają albo długie upiornie drone’owe piski, albo dźwiękowa, apokaliptycznie-klasyczna sieka.
Ta płyta to prawdziwy rollercoaster muzyki współczesnej. Melodie, dźwięki, przerywniki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Akcja skacze, to się uspokaja, to cichnie, to znowu wybucha. Jeśli miałbym sięgnąć po laurkę austriackiej sceny klasycznej w nowoczesnym ujęciu, Ensemble NeuRaum byłaby jedną z pierwszych płyt do wyciągnięcia z półki.
NASZA OCENA: 8
NASZA SKALA OCEN