Rusza Atonal, zapowiadamy berliński festiwal.
Rozpadliny, rysy, załamania towarzyszą mi ostatnio wszędzie. Nie wiem jak u was, ale w moim świecie dramatycznie łamie się porządek świata. Rozpada się on na poziomie epistemologicznym, kognitywnym. Rozpada się od prawie dwóch lat trochę intensywniej, wzmocniony doświadczeniami pandemii. Z przerażeniem obserwuję monstrualny układ populistyczny i neoliberalny, w którym trudno o solidarność i wolę współpracy, ale który rozkrusza też, jeśli nie rozsadza, polityczne układy. Pojawiają się szczeliny i przerwy w biologicznych i genetycznych narracjach, które podważają oświeceniowe podstawy kapitalizmu. Wracamy do źródła i przyglądamy się narracjom, dostrzegając, jak wiele z nich zostało selektywnie i z determinacją popchniętych, prowadząc do chaosu, w którym teraz żyjemy. Nie wiem, ile da się uratować, ale musimy próbować przeżyć.
Aktywiści, artyści, biolodzy, genetycy, muzycy, obywatelki wszelkich profesji, pochodzeń i zainteresowań biorą udział w rozbiorze świata, stwarzaniu rys, zapadlin i pęknięć w agresywnie jednolitej wizji tego, jak mamy żyć. Bycie na krawędzi, odchodzenie od mainstreamu, niedopasowanie, kwestionowanie – z troską i opieką wobec świata naturalnego i naszych braci, szczególnie tych dotkniętych rasizmem, kolonializmem, wojnami i mutującym klimatem – staje się coraz bardziej konieczne jako strategia przetrwania. Atonal zaintrygował mnie swoją biologiczno-polityczną nazwą i zaplanowaną interwencją w starej, opuszczonej elektrowni w Berlinie. Metabolizm to twórczość, kreatywność i witalność. Kraftwerk to spuścizna rewolucji industrialnej, byłe bijące serce wschodniego Berlina. To spotkanie ma paradoksalnie płodny potencjał.
Metaboliczna Rysa to po pierwsze wystawa prac audiowizualnych w nieużywanych i nie otwartych dla publiczności do tej pory przestrzeniach Kraftwerk. Wystawa ta czerpie z folklorystycznych opowiadań o pociągu-zjawie, zabierającym widownię na metaforyczną przejażdżkę po industrialnej przestrzeni. Prace są kuraturowane na podobieństwo partytury muzycznej, trwającej dwie godziny, powoli nakładającej się na siebie w przestrzeni i czasie.
Wystawa otworzy się dla publiczności 25 września i potrwa do 30 października. Doświadczenie otworzy dzieło Tino Sehgala, prowadzące do wnętrz nieużywanego od ponad roku klubu Tresor, w którym przywita was instalacją Pan Daijing, dalej do najgłębszych piwnic Kraftwerk, w których labiryncie spodziewać się możecie instalacji Jeremy’ego Toussaint-Baptiste, Giulii Cenci, Cezarego Poniatowskiego, Lillian Schwartz, Cypriena Gaillarda we współpracy z Jamalem Mossem (aka Hieroglyphic Being). Spacer doprowadzi was wreszcie do głównej sali, w której dwadzieścia innych prac, insitu, oczekuje atencji. Spodziewajcie się utopii, przedziwnych stworzeń, mikroorganizmów, chórów, wirtualnych gier i serii prac audiowizualnych przygotowanych przez artystów z całego świata.
Muzyka jest sposobem aktywowania tej przestrzeni na różne sposoby. Śmietanka eksperymentalnej muzyki przyjedzie z różnych zakątków świata, goszcząc nas bardzo specjalnymi koncertami. Rozpocznie je kanadyjczyk Tim Hecker (we współpracy z Ziúr i Perila Thursday), którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać – Tim jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci elektroniki eksperymentalnej, wydającym fantastyczne, ciemne i trudne albumy od dwóch dekad. Będą cudowna Catarina Barbieri, której intymną i kreatywną relację z syntezatorami podziwiam nieustannie, Actress, który też zapisuje się na kartach muzycznej historii od prawie dwóch dekad, chociaż jest na początku swojej czwartej dekady, Vladislav Delay, Bendik Giske (polecam ich absolutnie niebywałe poczynania z saksofonem), czy na zakończenie Klein, Shackleton + Wacław Zimpel, we współpracy z Unsoundem. Zapowiada się długi, ciekawy miesiąc w Kraftwerku.
Cały program i bilety znajdziecie tutaj: www.the-metabolic-rift.com