Live at 4th Spontaneous Music Festival, czyli wydawnictwa przypominające ubiegłoroczny Spontaneous Music Festival w Poznaniu, w naszej rozbudowanej recenzji na Improwizowany środek tygodnia.
Tym razem czwartkowe wydanie, bo i środowe wydarzenia na Ukrainie dobijają z każdą kolejną informacją coraz mocniej. Wstęp do tej edycji IŚT powstał jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie. Wojny, bo inaczej tego, co się dzieje na wschodzie Europy, nie da się nazwać. Nie chciałem włączać rosyjskiej agresji w tekst, dlatego poniżej nic a nic o niej nie wspominam. Wyprzedzając przyszłość, na FYH nie ukaże się, do momentu delegalizacji Federacji Rosyjskiej i jej prezydenta, żaden tekst poświęcony rosyjskiej muzyce, artystach czy kompozytorach i ich utworach. To tyczy się przede wszystkim Obiadów czwartkowych, choć nie tylko.
***
Czy naprawdę musimy do tego wracać? Sięgać do kalendarium roku 2020? Lecieć miesiąc po miesiącu, od, dajmy na to, stycznia? Kończyć grudniem? Niepewnością i nadzieją związaną z pracami nad szczepionkami? Lockdown, życie w zamknięciu, aktywność w sieci, ba, nawet #kulturawsieci jako ministerialny projekt (z którego skorzystaliśmy, heh). I Daily FYH vlog, w którym łączyliśmy się z wybranymi artystami i artystkami, żeby wiedzieć, co u nich słychać. A potem lato, wczesna jesień i ożywienie kulturalne, powrót do koncertów, wystaw, po prostu wydarzeń.
Nie inaczej było w Poznaniu, nie inaczej było ze Spontaneous Music Festivalem, po prostu Festiwalem Muzyki Spontanicznej. Co ważne, odbył się, a efekty improwizowanych koncertów jak zawsze wydał Andrzej Nowak. Pocztówki z 2020 roku otrzymaliśmy trzy, trzy naprawdę dobre koncerty na przeróżne składy i instrumentarium. Live at Spontaneous Music Festival ukazuje się corocznie podczas kolejnej edycji festiwalu, dlatego Live at 4th Spontaneous Music Festival miało premierę podczas ubiegłorocznej odsłony, w październiku 2021 roku. Ta edycja, odbywająca się jak zawsze w poznańskim Dragonie, ściągnęła do stolicy Wielkopolski naprawdę dobrych muzyków. Bo kogo my tu mamy?
Trzy cedeki, trzy dobre występy, a w składzie Jasper Stadhouders, który podczas festiwalu uczestniczył we wszystkich setach. A poza Niderlandczykiem? Oczywiście mocna południowoamerykańska i iberyjska reprezentacja, bo i El Pricto (Wenezuela, on też pojawia się na wszystkich trzech albumach!), i Vasco Trilla (Portugalia, ale od wielu, wielu lat żyje w Katalonii), i Diego Caicedo (Kolumbia). I plejada rodzimych artystów, wiadomo, że Paweł Doskocz, współojciec festiwalu. I na dodatek niemiecki puzonista Matthias Müller. No naprawdę nieźle się zadziało w tym całym Poznaniu.
Spis treści
Spontaneous Live Series 006
AUTOR: Matthias Müller with El Pricto, Vasco Trilla, Wojtek Kurek, Witold Oleszak, Jasper Stadhouders
TYTUŁ: Spontaneous Live Series 006
WYTWÓRNIA: Spontaneous Music Tribune
WYDANE: 1.10.2021
Mamy więc albumy o numeracji 006, 007 i 008. Zacznijmy od 006, w którym prym wiedzie niemiecki puzonista. Na czterech utworach pojawiają się dwie konfiguracje muzyczne, w każdej z nich i w każdym z nagrań niezamienialny jest Müller, którego impropartie słychać za każdym razem. W pierwszych trzech towarzyszą mu El Pricto i dwie perkusje – Vasco Trilli i Wojtka Kurka. Brzmi nieźle już w opisie? Muzycznie jest naprawdę dobrze.
006 wypełnione jest minimalizmem. Otwierające płytę „I” to niekończące się drone’owe partie puzonu Müllera i saksofonu El Pricto. W tle niepokojące perkusjonalia, dwa zestawy Vasco Trilli i Wojtka Kurka. Ta atmosfera niepewności mija wraz z połową kompozycji, gdy do głosu dochodzą improwizowane, jazzowe fascynacje i umiejętności kwartetu. Bębny, szybkie pałeczki, przebłyskujące talerze, wirujący saksofon, jęki puzonu. Każą muzycy czekać na rozwój wypadków, ale to czekanie jest warte świeczki. „II” dla odmiany zaczyna się ostro, z perkusjonaliami jako przeszkadzajkami, z dmuchaniem w ustniki, z parskaniem dysz, z ujadającymi dęciakami. Brzmi jak próba, dostrajanie się, szukanie własnego, wspólnego stanowiska muzycznego, które z czasem znowu przechodzi w dołujące, ciężkie partie drone’ów, szorowanie instrumentami o podłoże w Dragonie.
Zmiany, i to potężne, zachodzą w ostatnim „IV”, gdzie zmienia się prawie cały skład. Prawie, bo pozostaje Matthias Müller generujący ostre faktury puzonu, a dochodzą Witold Oleszak na pianinie i Jasper Stadhouders z gitarą i mandoliną. Jasper Stadhouders pojawia się na każdej poniższej płycie, to bardzo ważne, bo jego gra, minimalistyczna, rwana, choć momentami bardzo iberyjska, rozmarzona, robi wszędzie robotę. Piłujący puzon, skromne klawisze Oleszaka budują tutaj atmosferę, brzmienie rozbudowane, wielotematyczne, a fragment od osiemnastej minuty, pełen groteski i dźwiękowej zabawy, po prostu wywołuje uśmiech na twarzy (to samo dzieje się w samej końcówce, od mniej więcej rozpoczętej 24 minuty). Naprawdę ładny koncert.
NASZA OCENA: 7
Spontaneous Live Series 007
AUTOR: El Pricto, Jasper Stadhouders, Diego Caicedo, Hubert Kostkiewicz, Michał Sember, Paweł Doskocz
TYTUŁ: Spontaneous Live Series 007: El Pricto Electric Guitar Quintet (version 2020)
WYTWÓRNIA: Spontaneous Music Tribune
WYDANE: 1.10.2021
Dobra, tutaj jest już dużo, dużo ciężej, gęściej i goręcej. El Pricto jako głównodowodzący gitarowym kwintetem, bo sam Wenezuelczyk na płycie dźwiękowo się nie pojawia. Kompozycję rozpisał i poinstruował Jaspera Stadhoudersa, Diega Caicedo, Huberta Kostkiewicza, Michał Sember i Pawła Doskocza. Spontaneous Live Series 007: El Pricto Electric Guitar Quintet nie jest spektakularnie długim wydawnictwem, cztery nagrania, czterdzieści dwie minuty. Ale to wystarczający czas, bo nagromadzenie przesterów, efektów i wszędobylskiego jazgotu jest momentami za mocne. Na żywo musiało być świetnie, słuchaczy te ściany gitar musiały wprost przewracać, dominować nad uszami i percepcją odbiorców. Noise-rockowe riffy, shellakowy duch unoszący się ponad muzykami, ambientowe zapętlenia krążą wokół zadziornych partii.
W „Second Movement” kwintet bawi się dźwiękami, poszukuje, jakby muzycy przez ponad siedem minut stroili się, przygotowywali do „Third Movement „R.I.P. Van Halen””, które z kolei przeciera szlaki przed impro-eaglerockowym, ostatnim „Fourth Movement”, gdzie jazgot pięciu gitar tnie powietrze Dragona z lewej na prawą i z góry na dół. Ostra jazda bez trzymanki w prawdziwie kakofonicznym stylu.
NASZA OCENA: 7.5
Spontaneous Live Series 008
AUTOR: El Pricto, Ostap Mańko, Paweł Sokołowski, Witold Oleszak, Michał Giżycki, Matthias Müller, Paweł Doskocz, Diego Caicedo, Vasco Trilla, Jasper Stadhouders
TYTUŁ: Spontaneous Live Series 008: El Pricto & Degenerative Spontaneous Orchestra
WYTWÓRNIA: Spontaneous Music Tribune
WYDANE: 1.10.2021
Ależ to był pomysł! Ależ finezja, ileż w tym zabiegu było fantazji! Znowu El Pricto, znowu jako kompozytor i dyrygent, który podjął się improwizowanego przełożenia partytur Karola Szymanowskiego, Fryderyka Chopina i Mieczysława Karłowicza. A w zadaniu, trudnym i jakże ciekawym(!), wzięli udział naprawdę fajni artyści, zresztą w świecie freeimpro dobrze znani: Paweł Doskocz i Diego Caicedo (gitary elektryczne), Ostap Mańko (skrzypce), Witold Oleszak (fortepian), Michał Giżycki (klarnet basowy), Matthias Müller (puzon), Vasco Trilla (perkusja), Paweł Sokołowski (sopranino), Jasper Stadhouders (mandolina, ostatni utwór).
Już zamysł – brać na warsztat partytury wybitnych kompozytorów i aranżować je na improjazzową wersję wydaje się być masywny. Orkiestralna forma dodatkowo dodaje smaku i nakazuje zakładać, że to naprawdę MOŻE BYĆ DOBRE. I rzeczywiście, jest bardzo ciekawie, choć jednocześnie dość mało kontrowersyjnie. Instrumentarium nie zawodzi, wykonanie również, ale zastanawiam się, czy trzeba było sięgać aż takich klasyków, zamiast sprawdzi kompozytorów i kompozytorki bardziej współczesne?
Otwierające „Karol Szymanowski – String quartet No. 2 – I. Moderato dolce e tranquilo (very degenerated)” wybrzmiewa minimalizmem, pewnymi utartymi standardami, ale już „Fryderyk Chopin – Largo in Eb for piano (grotesquely degenerated)” rozwija się prawidłowo, chaotycznie, w duchy free improv. Kompozycja Karłowicza brzmi po prostu w porządku, natomiast „Karol Szymanowski – String quartet No. 2 – II. Vivace scherzando (degenerated into a mandolin concerto)” wydaje się być materiałem, który na żywo sprawdzi się z piętnaście razy lepiej niż na płycie. Nie zawodzą interesujące partie mandoliny Stadhouders, ujadające elektryki Doskocza Caicedo, zresztą kończący album utwór jest najlepszym na 008 i tak naprawdę przede wszystkim dla niego należy tę płytę sprawdzić. Płytę z całego tego grona najsłabszą, która w warunkach koncertowych z pewnością zyskuje wiele, wiele więcej.
NASZA OCENA: 6
NASZA SKALA OCEN
Wiesz, że FYH! istnieje już ponad 10 lat? Możesz pomóc nam prowadzić FYH!, które działa bez sponsorów czy bogatych wydawców. Możesz to zrobić, przelewając dowolną kwotę na konto Stowarzyszenia Nowa Kultura i Edukacja, w tytule wpisując: darowizna na cele statutowe stowarzyszenia:
19 1750 0012 0000 0000 3484 9048.
Twoje wsparcie pomoże nam się rozwijać. Dziękujemy!