Z marca, ale bardzo dobra. Płyta II Hunger Pangs ukazała się przed atakiem COVID-19, no, przed wzmożonym, oficjalnym atakiem, ale Kądziela, Dąbrowski i Christiansen bronią się freejazzowymi melodiami bardzo udanie.

 


AUTOR: Hunger Pangs
TYTUŁ: II
WYTWÓRNIA: Audio Cave
WYDANE: 20 marca 2020


Hunger Pangs siedem lat po debiucie (a tak naprawdę trzy, bo materiał przeleżał cztery). Przez ten czas wiele się zmieniło w życiu każdego z trzech muzyków. Tomasz Dąbrowski zdołał nagrać świetny album na swoje trzydzieste urodziny (S-O-L-O: 30th Birthday / 30 Concerts / 30 Cities), dołożył kilka innych płyt. Marek Kądziela również nie próżnował, w ubiegłym roku w Łodzi ogrywał projekt Jidyszkajt, nagrał też mocne wydawnictwo z Jackiem Mazurkiewiczem i Krzysztofem Szmańdą (Eight Rocks From Grandma’s Box jako KaMaSz), a Kasper Tom Christiansen z Danii do Polski nie ma daleko, dlatego nie dziwią jego występy u nas w kraju oraz płyty nagrywane przede wszystkim z Dąbrowskim Free4Arts czy Kasper Tom 5. Z Kądzielą też już grał, w Marek Kądziela ADHD, zresztą chłopacy studiowali w duńskim Odense. Lata znajomości robią swoje.

Spotkali się z materiałem, jeszcze na pierwszą płytę, już w 2010 roku. Wówczas rejestrowali wszystko w Berlinie i w Odense. By nagrać płytę numer II nie musieli wyjeżdżać z Polski. Wszystko w kilka godzin załapało w Łodzi.

Głównodowodzącym projektu jest Kądziela, to on rozpisał większość kompozycji, wokół których muzycy improwizują. Perkusja, trąbka i gitara elektryczna, gdzieś wyczytałem, że to niecodzienny w jazzie zestaw. Że motyw tria w jazzie jest niespotykany, że to rzadkość. Zastanówmy się… The Thing, skład Steve’a Swella, Petera Brotzmanna i Paala Nilssen-Love, wspomniany KaMaSz, Shofar, Lotto, Sundial (Jachna, Tarwid i Karch) czy The Love And Beauty Seekers. Wymieniać można długo, dłużej i godzinami. Dziwna teoria.

Dziwna za to nie jest muzyka Hunger Pangs. II to kawał świetnego free jazzu. Wiadomo, za kompozycjami stoi postać Kądzieli, więc o klasycznej improwizacji nie ma mowy. Są zarysowane tematy, jest pewna idea i wizja nagrań, ale muzycy luźno traktują całość. Każdy utwór ma swoją bazę wyjściową, którą odpowiednio ubierają i rozbierają w poszczególne dźwięki.

Narrację „Lagaan in the Crawler” prowadzi Tomasz Dąbrowski swoją poplątaną, lekko jęczącą trąbką. Gitara, zawodząca, jakby od niechcenia, świetnie dopełnia dęciaka, a perkusja Christiansena nie wybija się ponad pozostałe instrumenty. Fajnie brzmią bigbandowe zapędy tria, to raptem momenty, jak podgrzanie atmosfery na wysokości 3:30, jak kolektywne granie na 1:13 i 2:37, które brzmi jak udane zakończenie utworu czy płyty. Wiecie o co chodzi, o tę chwilę, gdy muzycy kończą solidny gig, gdy wiemy, że już za chwilę odłożą instrumenty i zejdą ze sceny, ale chcą wspólnie, chwytliwymi akordami pożegnać się ze słuchaczami. „HP Sovs” trio buduje na śródziemnomorskich zagrywach gitary, unoszącej się trąbce, znowu gitarze, która chwilami miga niczym kontrabas i perkusji, chwytliwej, stonowanej, ale potrafiącej zaakcentować swoją mocną obecność. Dużo w tym kawałku melodyjności i wspólnoty brzmienia. Na uwagę zasługuje ambientowe przełamanie, gdy gitara i trąbka tworzą długie, zahaczające o samotność pasaże wrzucone w pogłosowe pudło, by po chwili zaatakować agresywną, freejazzową pełnią.

W „Dust” na pierwszy plan wychodzi praca perkusji. Kasper Tom rewelacyjnie tworzy duszną atmosferę. Tu werbel, tam stopa, bębny nadają nieco afrykańskiego charakteru, trąbka żałobnie wybrzmiewa, a gitara czai się delikatnymi harmoniami. Jest w tym utworze trochę z filmowości, nieco niepokoju i jednocześnie spokoju, który roztacza się niczym wiosenna, deszczowa mgiełka. „Ramen and Soba” to znowu dobra praca muzyków jako trio i podkreślenie dźwiękowej przyjaźni. Hunger Pangs tutaj się odnajdują bez słów, a noise’owo-industrialne zapędy, może nieco banalne, zwłaszcza z bebopowym przecięciem, nie kupują mnie tak jak powinny. Kądziela bawi się efektami, robi ostre ściany gitary, mechaniczna perkusja Christiansena łupie w najlepsze, a Dąbrowski rwie na trąbce, ale ja tę konfigurację czuję w spokojniejszych kompozycjach.

Chociażby „Hollyn the Goat”, utwór złożony, z kilkoma tematami, bo początek to niemal sakralne intro, jazzowy świt, dopiero wschodzące słońce przebijające się przez nocną szarówkę. Dąbrowski znowu melancholijnie, niemal żałobnie intonuje, na korgu natomiast rozciągają się pastelowe, wyblakłe pasaże. Kądziela stoicko, minimalistycznie szyje melodię, perkusja jakby trzy pokoje obok, tak delikatnie Duńczyk akompaniuje. Drugim momentem kawałka jest freejazzowa improwizacja łamiąca schemat, z której muzycy przechodzą w chwytliwy perkusyjny groove, fusionową gitarę i klasyczną trąbkę w końcówce.

Ostatnie „Hunger Attack!” przetacza się po słuchaczach i setliście niczym walec. Jest ciężko, masywnie, intensywnie i krótko. Z klasą, gracją, bo nic tutaj nie ciąży, ani efekciarskie zabiegi elektroniczne, ani wprawiająca w ruch góra-dół-i-na-boki głowę perkusja.

Chłopacy przygotowali dobry album. Zastanawia tylko, dlaczego tak długo trzeba było czekać na II, jak trio odnajduje się z materiałem po takim czasie. Koncerty, które szykowano w ramach promocji wydawnictwa, nie odbyły się i ciekawe, czy się odbędą. Bo premiera płyty Hunger Pangs miała miejsce w bardzo niefrasobliwym promocyjnie okresie. No ale kto mógł wiedzieć. A muzyka broni się sama.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: