Totalnie stary album, który powinien ukazać się w jakiejś zbiorówce, ale wydany w kwietniu ubiegłego roku Aliatge to dobre wydawnictwo.


AUTOR: Ferran Fages & Albert Cirera
TYTUŁ: Aliatge
WYTWÓRNIA: Multikulti / Spontaneous Music Tribune Series
WYDANE: 9 kwietnia 2019


To lecimy z ósmą odsłoną Improwizowanego środka tygodnia. Nakładem Multikulti, w serii Spontaneous Music Tribune pod kuratelą Andrzeja Nowaka, co jakiś czas pojawiają się płyty poświęcone improwizowanej scenie jazzowej z Hiszpanii i Portugalii. Często ci artyści mieszają się, a to z Francuzami, a to Polakami, innym razem zagra Brytyjczyk. Na Aliatge słyszymy sól Półwyspu, miks dwóch krajów, bo Ferran Fages to Katalończyk z krwi i kości, portugalską myśl free improv reprezentuje Albert Cirera, który piękną, dziką i słoneczną, mieniącą się błękitem azulejos Lizbonę zamienił na wygodną do życia, z solidnym jazzowym, pod postacią Rytmisk Musikkonservatorium , backgroundem Kopenhagę.

To świetna inicjatywa ukazująca, szczególnie osobom raczej interesującym się krajowym podwórkiem, a już na pewno zatwardziałym jazzowym głowom, które nadal zachwycają się Komedą i reinterpretacjami jego prac. Przykłady można mnożyć, a czasem warto jednak wyjść poza schematy i miłe, znajome dźwięki, by zatopić się w nowym.

Nowym nie będą techniki gry Ferrana Fagesa i Alberta Cirery. Gitarzysta i saksofonista eksplorują gatunek stary jak świat, a przynajmniej mający osiemdziesiąt lat, bo właśnie w latach czterdziestych Pierre Schaeffer zaczął pracować nad nowymi kompozycjami. Muzyka konkretna zaczęła się jednak rozwijać w latach sześćdziesiątych za sprawą Karlheinza Stockhausena, Iannisa Xenakisa czy Daphne Oram. Dziś to już standard, muzyką konkretną usłyszymy w działaniach performatywnych, we współczesnej muzyce komponowanej, w końcu we free jazzie. Ale i tutaj generowanie nieoczywistych dźwięków, szeroko powszechny sonoryzm i preparacja instrumentów od lat ma się dobrze.

Aliatge muzyką konkretną w ścisłym tego słowa znaczeniu nie jest. Jest dobrą, mocną improwizacją, zabawą z dźwiękami, łamaniem schematów melodycznych. Za sprawą gitary elektrycznej Fagesa, który gra pojedyncze dźwięki, wykonuje slide’y na gryfie, pewnie też preparuje brzmienie instrumentu, bębni w pudło rezonansowe, grzebie w efektach, generując historie gęste od noise’owych zgrzytów.

Saksofony Cirery schodzą w niskie tony, grzęzną w drone’owych fakturach, chwilę później Portugalczyk wykonuje ostre, psychodeliczne vibratto, tworzy zawiłe, hipnotyzujące pętle. Wszystko utrzymuje jednak w mocnej prostocie. Tak samo jak i Fages, bo Aliatge to materiał bardzo skromny w wydźwięku, minimalistyczny,  ale jednocześnie stanowczy. „Alino” przenosi słuchaczy w świat delikatnych, podszeptujących quasi-drone’ów z zatopionymi w strukturze utworu piskami saksofonu, nieregularnymi, frywolnymi nitkami dęciaka. „Cruponíquel” balansuje na granicy jawy i snu, rozciągnięty na długości całego nagrania pisk tworzy narrację niepewności, buforujący w tle saksofon brzmi jakby ocierał się o żużlową alejkę, w „Magal” duet czai się, chowa za stonowanymi rytmicznymi dźwiękami, jakby to perkusjonalia tutaj grały, a nie gitara i saksofony. Stłumione uderzenia o zablokowane na gryfie struny przypominają padający gęsto późnowiosenny deszcz. W „Nicrom” w końcu można zacząć wyraźnie czytać dźwięki. Fages mocno pracuje palcami na strunach, drugą dłonią stuka w gryf, Cirera dmucha, chucha, łapie oddech, przełyka ślinę, wibruje, puszcza proste dźwięki.

Chociaż Aliatge wydaje się być płytą w swoim wydźwięku industrialną, surową, to ja wspólną pracę Ferrana Fagesa i Alberta Cirery czuję jako rzecz organiczną, momentami poszukująca. Wiadomo, że chłopacy koła nie rzeźbią na nowo, wszystkie wydawane przez nich dźwięki nie są czymś ani niezwykłym, ani niespotykanym. Preparacja instrumentów, mieszanie gatunków, nawet zakłamywanie melodii są w świecie improwizacji czymś całkowicie normalnym.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: