Avant Art Festival gościł w Warszawie już po raz trzeci. Oto nasza relacja z tygodnia pełnego muzycznych emocji.
Za sprawą organizatorów Avant Art Festival, końcówka września oraz pierwszy tydzień października połączyły Wrocław i Warszawę muzyczną więzią silniej niż dobrze znany podróżującym na tej trasie pociąg Intercity „Odra”. To już trzeci rok, kiedy stolica Dolnego Śląska muzycznie inspiruje stolicę Mazowsza, co jest bardzo ciekawą tendencją, kształtującą się w zasadzie wbrew obiegowym stereotypom. Jak zdążyliśmy się już przyzwyczaić, były to dwa tygodnie bardzo zróżnicowanych muzycznych emocji, z silnie zauważalnymi w tym roku akcentami japońskimi – w tej roli świetnie spisało się Kukangendai z Hubertem Kostkiewiczem oraz awangardowy eksperymentator, Otomo Yoshihide. Dla nas przygoda z AAF 2019 rozpoczęła się w poniedziałek, wraz ze startem warszawskiej edycji. Oto kilka koncertowych stopklatek, dzięki którym Avant Art zostanie w naszych głowach na pewno przez kolejnych kilka tygodni.
KING MIDAS SOUND
Album Solitude jest powrotem King Midas Sound z naprawdę dalekiej podróży. Powrotem o tyle ciekawym, że w dwuosobowym składzie (Kevin Martin i Roger Robinson, bez Kiki Hitomi, która rozstała się z zespołem) oraz z materiałem, który chociaż nowy, to zdążył już okrzepnąć, a nawet pokryć się lekką warstwą kurzu na przestrzeni dyskowej The Buga, gdyż powstał kilka lat temu i czekał w szufladzie na swój moment. Ta na wskroś przesiąknięta melancholią, liryczna opowieść o stracie – niespodziewanej i nagłej w wydaniu live poruszyła z jeszcze większą mocą niż w wersji studyjnej. Recytowane partie Robinsona, wykrzykiwane to do mikrofonu, innym razem do charakterystycznie zmieniającego głos megafonu, nabrały pomnikowej wymowy, wywołując przy tym uczucie, że uczestniczymy w czymś naprawdę wyjątkowym. Poetyckie manifesty bilansował ambientowymi instrumentalami The Bug, rezonując głęboko w świadomości słuchacza. Jeśli dołożymy do tego jeszcze wspierającą muzyczno-słowną narrację grę świateł, otrzymujemy dzieło kompletne. I takim zapamiętamy koncert Kevina i Rogera w klubie 999.
AMNESIA SCANNER
Ten koncert miał wywołać emocje i tak się stało, chociaż częściowo przez okoliczności, na które organizatorzy festiwalu nie mieli wpływu. Z uwagi na problemy techniczne przez chwilę nad występem fińskiego duetu zawisło widmo pozostawienia widowni z olbrzymim niedosytem. Na szczęście to, co wydarzyło się później, zrekompensowało wszelkie wcześniejsze niedogodności, potwierdzając, że AS to obecnie jeden z najmocniejszych elektronicznych składów live. Ekstatyczne dźwięki w towarzystwie nakładających się na siebie, migoczących bez końca stroboskopów oraz acidowych wizualizacji dopełniły dzieła zniszczenia. Jeżeli ktoś postawiłby przede mną zadanie dobrania oprawy audiowizualnej do nadciągającej apokalipsy, Amnesia znalazłaby się w gronie moich zdecydowanych faworytów. Naprawdę trudno wyobrazić sobie lepsze zakończenie kulminacyjnego wieczoru warszawskiej edycji Avant Artu, jakim bez wątpienia był piątek w Centrum Praskim Koneser.
TEYAS (WIDT x Christoph de Babalon)
Projekt TEYAS, współtworzony przez Antoninę Nowacką oraz Bogumiłę Piotrowską (WIDT) oraz niemieckiego producenta Christopha de Babalona gościły już wnętrza słynnej londyńskiej Café OTO, brukselskiego BOZAR, a także festiwalu Unsound. Teraz przyszła pora na Avant Art, którego warszawską edycję audiowizualne trio otworzyło wraz z Matsem Gustafssonem. To na pozór kontrastujące ze sobą zestawienie artystów wywodzących się ze skrajnie różnych środowisk dało znakomity efekt synergii. Kruszący mury głos Antoniny Nowackiej w języku wykreowanym na potrzeby artystycznego wyrazu potwierdził lansowaną przez niektórych w środowisku muzycznym tezę, że wokal jest najbardziej plastycznym instrumentem, przy którym sam tekst schodzi na dalszy plan. Performens nie byłby rzecz jasna kompletny bez generowanych w czasie rzeczywistym, analogowych wizualizacji Bogumiły Piotrowskiej. A Christoph de Babalon? Trudno o lepszego kreatora elektronicznego suspensu. Z całym szacunkiem Mats, ale ten wieczór należał do TEYAS.
COUCOU CHLOE
Występy na żywo Coucou Chloe mają to do siebie, że porównywalnie dużą radość, co publiczności, sprawiają również samej artystce, co nie jest powszechnym zjawiskiem na coraz bardziej zblazowanej scenie undergroundowej. Trudno też o bardziej naturalne emocje i reakcje od tych, kiedy artystka prowadzi ze sceny otwarty, luzacki dialog z publicznością. To dla wielu kluczowa składowa, stanowiąca niezastąpiony element całokształtu doświadczenia koncertowego. Wtedy drobne kiksy techniczne (w których akurat Coucou jest niesamowicie urocza) nie rażą w nawet najmniejszym stopniu. Epka Naughty Dog, z której materiał zdecydowanie zdominował koncertową tracklistę to pakiet wysadzonych basem bangerów, więc nie trudno się domyślić, że publiczność była bardziej niż zadowolona.
DANSE NOIRE DJ SET
Otwieranie imprezy, czyli tak zwany warm-up, to zadanie z jednej strony odpowiedzialne, z drugiej notorycznie pomijane i lekceważone przez festiwalową publikę. Rozpoczynanie, kiedy na sali stoi kilkanaście osób, sącząc pierwsze piwo pod ścianą, to też wyzwanie, wymagające często niezłego nagimnastykowania się z repertuarem. Założyciele wytwórni Danse Noire, której najbardziej znana reprezentantka (i współzałożycielka), Aisha Devi występowała na scenie Konesera kilkadziesiąt minut później, wywiązali się z tej misji w brawurowym stylu. Za sprawą mieszanki orientalnych kawałków z klubowym zacięciem rozruszali gęstniejący dość szybko tłum tak dobrze, że gdybym zobaczył urywki nagrań z ich setu na instastories znajomego nie pomyślałbym, że na zegarze była ledwie 22. Oddaję więc zasłużone pokłony!