Ta płyta dopiero się ukaże. W kwietniu nakładem Bocian Records zadebiutuje Joanna John, a my już wiemy, że będzie to album bardzo, bardzo dobry. Czekając na premierę No End, postanowiliśmy przepytać polską artystkę audiowizualną mieszkającą obecnie w Norwegii, jaki jest jej alfabet. Nowe ABCD już czeka. Gościem Joanna John.
A jak…
Azja! Czasami tak na mnie wołają, natomiast kontynent fascynuje nie od dziś.
Antena Krzyku. Obok Machiny, Plastiku czy Brumu otwierała oczy, uszy i umysł na to, co inne.
Dario Argento.
B jak…
Bön. Szamanistyczna tradycja tybetańska, z której czerpię garściami.
Burzum. Wewnętrzna uczciwość nie pozwala mi się od tego projektu odcinać. Jako nastolatka słuchałam namiętnie.
Biophon i Bocian. Wydawnictwa muzyczne, z którymi obecnie współpracuję.
C jak…
Czekolada. Chyba nie muszę się z tego tłumaczyć?
Cisza. Rozumiem ją nie tylko jako brak dźwiękowych bodźców. To też ważna do opanowania sztuka utrzymywania umysłu w stanie nieporuszonej otwartości na to, co przychodzi z zewnątrz, bez przywiązywania się do wydarzeń i towarzyszących im emocji.
Leonora Carrington i jej malarstwo.
Coil.
Claude Chabrol.
D jak…
Maya Deren. Inspiracja.
Dhrupad. Lata temu podczas jednego z nocnych spacerów po ciemnych uliczkach Varanasi przypadkiem usłyszeliśmy dźwięki bardzo kameralnego wystąpienia Bahauddin Dagara. Rozpłynęłam się wtedy… choć pewnie miały w tym również udział indyjskie „dopalacze”.
E jak…
Elle. Zapach od Yves Saint Laurent. Ojej. Drugi ulubiony też jest na E:
Emporio Armani Elle Classic.
F jak…
Fantazja. Jest od tego, żeby bawić się na całego.
G jak…
Geir. Mój partner w życiu, w górach i w sztuce. Mamy trzyipółletnią córkę Leę i wkrótce nasze plemię powiększy się o kolejnego kosmitę.
H jak…
Edward Hopper.
„Here warmth is transmitted”. Pierwszy klip promujący mój album.
Handle with Care. Niezawodna tłocznia.
I jak…
Ironia. Nauczyłam się wreszcie używać jej z umiarem. Mam nadzieję.
J jak…
Ja. Warto wbić sobie do głowy, że przywiązując się do tego tworu, bardzo trudno jest wyjść poza swoje ograniczenia. O wiele ciekawiej jest wtedy, kiedy o nim zapominamy. Otwiera się wtedy nieskończona przestrzeń możliwości.
K jak…
Krecik. Cóż, ostatnio oglądam dużo bajek.
Kawa. Poza wodą i winem, piję ją najczęściej.
Kino w ogóle, ale najbardziej Muranów.
Kryzys. Prędzej czy później dopada każdego – w twórczości, w związkach, w życiu, w ogóle… Ale nauczyłam się traktować go jak proces alchemiczny – prowadzący do przemiany. Więc nie staram się zwalczać takich stanów na siłę, tylko intensywnie je obserwować i dawać im czas na samoistne wypalenie się. Dzięki nim mogę być autentyczna.
L jak…
Lemur. Gdybym nie była człowiekiem, chętnie zostałabym lemurem czarnym. Jego dieta składa się głównie z owoców, jednak od czasu do czasu złapie dużego czerwonego krocionoga – nie po to, by go zjeść. Lemur delikatnie go nadgryza i rzuca o ziemię. Krocionóg w akcie obrony wydziela toksyczną wydzielinę, którą lemur naciera swoje futerko. Chroni go to przed komarami przenoszącymi malarię, ale i wprowadza w stan upojenia.
M jak…
Medytacja.
Muminki.
Mama.
Morze.
Miłość.
N jak…
No End. Tytuł mojego pierwszego albumu. Gdybym nagrywała go jeszcze raz, brzmiałby inaczej. Myślę jednak, że nie ma co szlifować czegoś zbyt długo. Dobrze zostawić na dziele znak czasu i niedoskonałości chwili, by móc kiedyś wrócić do niego jak do dziennika. Z refleksją.
Nieoczekiwane. Lubię się z nim mierzyć.
Noc polarna.
Narty.
O jak…
Odmienne stany świadomości.
Okultura. Wydawnictwo, które współtworzyłam przez wiele lat. Najbliżej było mi do książek o tematyce naukowo-psychodelicznej i magiczno-eksperymentalnej, np. Alejandro Jodorowsky’ego.
P jak…
Psychic TV.
Psylocybina.
Przyjaźń.
Piwonie.
Północ. Bo odpowiada przestrzenią na moją potrzebę przestrzeni. Zewnętrznej i wewnętrznej. Jeszcze kilka lat temu skakałam przez warszawskie płoty w ramach protestu przeciw polityce grodzeń, aż w końcu wylądowałam w miejscu, gdzie ludzie nie zamykają nawet drzwi do domu.
Q jak…
Queen.
R jak…
Éliane Radigue. Do tej urodzonej w 1932 roku francuskiej kompozytorki mam niewyobrażalny szacunek.
Recenzja. Forma literacka, której kompletnie nie ufam. Dlatego przestałam je czytać. Wyciągam z nich tylko nazwy projektów i przesłuchuję lub oglądam sama, o czym komuś chciało się pisać.
S jak…
Sen. Moje królestwo.
Seks. Lubię, jestem zodiakalnym Skorpionem.
Senja. Wyspa na której mieszkam od kilku lat. To miejsce wyśnione. Z sypialni widok na góry, ze studio – na horyzont morza. No i Śnieg – o nim wiem już prawie wszystko.
T jak…
Tata.
Taniec.
Termos… (mhmm… to nie żart).
Trans:wizje. Cholernie dużo satysfakcjonującej pracy, zarówno nad magazynem, jak i festiwalem, który udawało się organizować w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej.
U jak…
Uszy.
V jak…
Videoklip. Lubię pracować z tą formą sztuki. Snucie ilustracji do muzyki niewiele musi mieć wspólnego z logiką. Dobrze dać umysłowi wytchnąć, zapraszając go do świata emocji.
W jak…
Warszawa. Życie nad Wisłą zawsze miałam precyzyjnie wypełnione transgresją i ekscesem. Wśród przyjaciół artyści, aktywiści, niedoszli samobójcy i nudyści. Temu miastu zawdzięczam edukację, zarówno w murach ASP, jak i tą „życiową”.
Woda. Mogę się w nią wpatrywać godzinami. A gdybym miała skrzela, w ogóle nie wypływałabym na powierzchnię.
X jak…
f(x). Funkcje matematyczne były dla mnie czymś nie do przeskoczenia. Kiedyś do tego wrócę.
Y jak…
YELLO.
Z jak…
Planeta Ziemia. Doskonały statek kosmiczny z niemądrą załogą.
Życie. Bardzo je lubię.
Zombie. Poświęciłam im dużo czasu. Do tej pory, kiedy idę przez las i zmagam się z zamiecią, lubię nucić sobie pod nosem motyw przewodni z Zombie the Flesh Eaters i wyobrażać sobie, że za mijaną skałą czyha nieumarły. Mobilizuje mnie to, by przyspieszyć kroku.
No End ukaże się 13 kwietnia nakładem Bocian Records.