26 grudnia, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, ostatki, ale to nie umniejsza sprawy i w kwestiach świątecznych rozmawiamy z Jakubem Konerą, autorem świetnych albumów Palmy Marcel Desailly (i kilku innych dobry wydawnictw).

KONERA (pod taką nazwą nagrywa obecnie Jakub Konera) na scenie obecny jest już od kilku ładnych lat. Może mało kto pamięta, ale to on tworzył niegdyś projekt PORNOGRAPHYxxx (bardzo, bardzo dobry). W ubiegłym roku Jakub nagrał szalenie ciekawy album Palmy, w tym dorzucił remiksowe wydawnictwo Marcel Desailly, na przyszły, czego dowiecie się z lektury okołoświątecznej rozmowy, planuje kolejne publikacje.

Z czym Kubie Konerze kojarzą się święta? Jakie tradycje panują u niego w domu? Czego słucha i ogląda? Zapraszamy na wywiad.

PIOTR STRZEMIECZNY: Mamy Boże Narodzenie. Jak je spędzasz?

JAKUB KONERA: Moje podejście do świąt zlaicyzowało się kompletnie przez ostatnie lata i obecnie postrzegam je głównie w kategorii czilery, bo urlop. Nakupiłem sobie książek i mam zamiar się nimi okopać. Do tego idealnie pod sałatkę gra Premier League, więc o relaks jestem spokojny.

Masz w domu jakieś specjalne świąteczne tradycje?

Przegląd domowych nalewek i petek z ojcem to chyba moja ulubiona świąteczna rzecz, którą mógłbym podciągnąć pod tradycje.

Twoje ulubione świąteczne filmy i utwory?

Moim ulubionym świątecznym filmem jest Ogniem i mieczem. Okej, tematyka może mało świąteczna, ale nie pamiętam wigilii, podczas której by się ten dar polskiej kinematografii nie przewinął na którymś z kanałów. Dla mnie to taki odpowiednik Kevina samego w domu. W tym roku zadanie mam ułatwione, bo zmagania Bohuna i Skrzetuskiego o względy Heleny Kurcewiczówny daje Netflix.
Co do muzyki świątecznej to reaguję na nią drobną alergią, ale nie jestem wystawiony na jej bezpośrednie oddziaływanie, bo nie słucham radia, a moje wizyty w galeriach handlowych ograniczam do niezbędnego minimum i na ogół mam wtedy w uszach słuchawki.
Muszę jednak przyznać honorable mentions:
– Chris Rea – Driving Home for Christmas – idealnie skrojony świąteczny popik na gitary i smyki. Do tego velvetowy głos pana Chrisa, przy którym krokiety smakują jeszcze lepiej;
– Dead or Alive – Blue Christmas – kategoria smutny kiczpop ultra ze świętami w tle ma dla mnie jasnego zwycięzcę od lat i jest to właśnie ten wałek zamykający album Fan the Flame z 1990 roku. Aż sobie puszczę.

Jaki to był dla ciebie rok?

Muzycznie to był dość pracowity rok, bo dzięki pandemii i lockdownowi, który przyniosła, miałem czas na rzeczy, które odkładałem w nieskończoność. Niedługo za sprawą Peleton Records na streamingach wylądują zmiksowane jeszcze raz i zremasterowane Palmy [Edycja DELUXD] zawierające, oprócz podstawowej wersji albumu, zremasterowane remiksy z cugu Marcel Desailly. Same remiksy też są owocem długiego lockdownowego weekendu, kiedy przez kilka dni nie robiłem nic innego poza remiksami i okazjonalnym umyciem się. Co ciekawe, kiedy jestem w „procesie twórczym” to praktycznie nie słucham muzyki, więc mam potworne braki jeśli chodzi o tegoroczne nowości. Jest to nowość też dla mnie, bo muzyka i wrzucanie nowych rzeczy towarzyszyły mi dotychczas praktycznie 24/7, ale te dziwne czasy sprawiły, że zdarzały się dni ciszy. Z rzeczy, które mi nie umknęły i które zapętlałem, muszę wspomnieć o albumie Włodiego na bitach 88. Solidna rzecz.

Ciężko jest mi też pominąć klimat polityczny, który zapanował w tym roku w Polsce. Dość skrupulatnie śledzę bieżące wydarzenia z naszego podwórka i niestety nie napawają mnie optymizmem. Uważam, że nasycanie debaty politycznej ideologią, a w tym przypadku tą „jedyną słuszną” przynosi nam wszystkim szkody przez zaciemnienie rozsądku dogmatami, które, umówmy się, zdążyły się nieco zdezaktualizować tu i tam. Jeśli dodać do tego kompletny brak dialogu społecznego, politykę zagraniczną opartą na pieniactwie, coraz powszechniejszą cenzurę widowisk i wystaw, szczucie na kogo się da, a kto akurat ośmielił się zaprotestować przeciwko geniuszowi władzy, czy różne pandemiczne interesiki na dziwnych zasadach, to wyłania się dość ponury obraz stanu Polski AD 2020.

Jak epidemia wpłynęła na ciebie i twoje życie?

Przede wszystkim wprowadziła w moje życie homeoffice z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jako że jestem korpoczłowiekiem, to cała „excelowa” zawierucha przeniosła się nagle tam gdzie śpię i jem, więc tzw work-life balance został mocno zachwiany przez echa tasków i kejsów utrzymujących się w powietrzu nawet po zamknięciu służbowego Della. Koniec końców nie mogę narzekać, bo nie dotknęły mnie aż tak bardzo ekonomiczne nieprzyjemności czasów pandemii, a byłem i niestety jestem wciąż naocznym świadkiem zmagania się moich znajomych z upierdliwością wyszczuplania grafiku, czy po prostu obcinania pensji. Co do pozytywów, to przeżyłem ten rok oszczędnie i kreatywnie, bo czas uciekający mi do tej pory na hulanki i swawole poświęciłem na zgłębianie swoich pasji, jak na przykład architektura i urbanistyka, co przejawiło się w pandemicznym peju Wielki Atlas Miast Polskich, w którym opisuję niedoskonałości polskich miast.

Jakie masz plany na rok 2021?

Jeśli chodzi o muzyczkie, to w dość zaawansowanej fazie jest nowy mikstejp, do którego warstwa bitowa leży już gotowa i czeka na teksty, które powstają sobie w swoim tempie. Jeśli chodzi o prawdziwe życie, to kilka planów pałęta mi się po głowie, ale zachowam dla siebie, żeby nie zapeszać. A tak poza tym to jest nowy zmutowany covid w Anglii, więc nie ma co się zbytnio do planów przywiązywać.


Spędź Boże Narodzenie z FYH


 

%d bloggers like this: