WYTWÓRNIA: Lado ABC
WYDANE: 14 października 2015
WIĘCEJ O: Slalom
INFORMACJE O ALBUMIE

Debiut Slalomu był mocną rzeczą. Tak mocną, że trio, choć złożone z uznanych muzyków, wyrobiło sobie jeszcze większą markę jako zespół. Po dwóch latach od płyty zatytułowanej po prostu Slalom, formacja Tyciński-Weber-Zemler wraca z albumem mniej masywnym, jeśli chodzi o swój muzyczny ciężar, ale jednocześnie frywolnym, wesołym, skocznym i przebojowym.

Free-jazz i jazz rządzą się swoimi prawami, między innymi takimi, że jak się raz rozpocznie jakiś projekt, to jest on albo jednorazowym strzałem koncertowym lub wydawniczym, albo trwa przez krótki okres czasu. Wydany w 2013 roku debiutancki album Slalomu też można było w ten sam sposób postrzegać. Wspomnieni jednak artyści postawili kropkę nad i, czyli puścili płytę numer dwa, czym, jak by nie patrzeć, mogli zaskoczyć z jednej strony, z drugiej przeciwnie, bo koncerty mogły wskazywać na co innego. Wunderkamera swoim tytułem nawiązuje do gabinetów osobliwości, czyli niczego innego, jak zbiorów dzieł sztuki. Slalom postawili mocną tezę: nasza płyta jest właśnie wunderkamerą, składem muzycznych rarytasów. Czy to prawda? Poniekąd tak, bo płyta numer dwa to już nie cztery rozległe utwory, ale osiem nagrań. No i co my tu mamy? Gitarowe pomykanie Bartłomieja Tycińskiego, hipnotyzujące bębny Huberta Zemlera, komputerowe (albo starokonsolowe) klawisze Bartosza Webera, uroczy i tajemniczy śpiew Joanny Halaszka-Sokołowskiej (Der Father) w „Delphinne”. Głowy pełne pomysłów na ciekawe instrumentale, gdzie dzieje się wiele lub jeszcze więcej. Może przemawiało do mnie bardziej Slalom niż obecna Wunderkamera, ale od przybytku głowa nie boli. A jak boli, to w dobrym sensie.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: