WYTWÓRNIA: Fundacja Kaisera Söze
WYDANE: 5 kwietnia 2016
WIĘCEJ O: OLGIERD DOKALSKI
INFORMACJE O ALBUMIE

Olgierd Dokalski w historycznej podróży Jakuba Murzy Buczackiego i jednocześnie w głąb – a jakże! – historii własnej rodziny. O jazzie w trąbkowej wersji pisaliśmy, zresztą nie tak dawno temu, przy okazji nowego albumu Tomasza Dąbrowskiego. Dokalski, trębacz związany z kIRk (płyta w ubiegłym roku w Asfalt Records), Mszą Świętą w Altonie i Daktari, pewnego razu, dzięki ogromnej pracy wykonanej przez Sławomira Hordejuka, dotarł do dziejów rodziny swojej babci. Zapoznając się z losami Jakuba Murzy Buczackiego, zainspirowany dziejami z jego życia, Olgierd postanowił przygotować muzyczną opowieść o podlaskim Tatarze, który dla dobra sprawy opuścił jednego z członków Targowicy, Szczęsnego Potockiego, opuścił też rodzinne strony i udał się w pielgrzymkę do Mekki.

Tak powstało Mirza Tarak, album konceptualny, niemalże drogi, o wątkach i podstawach rodzinnych, z trąbką jako głównym instrumentem i kilkoma innymi jako umilające dodatki o równie istotnej roli. Gościnnie Dokalskiego wsparła także Antonina Nowacka, która w ostatnim czasie jest tak rozchwytywana i zapracowana, że tylko pozazdrościć. Mamy więc trąbkę, mamy flet, perkusję i saksofon, mamy także i śpiew w, jak to u Nowackiej bywa, operowo-rytualnej odsłonie. I mapę pełną krętych dróg, zawiłych ścieżek i orientalnych traktów. Wspomniałem Tomasza Dąbrowskiego, ale na wysokości trąbki punkty styczne się kończą. Improwizowanych partii Dokalskiego nie da się porównać z tymi reprezentanta Barefoot Records, choć obaj utrzymali swoje melodie w bardzo posępnych barwach. U Olgierda jednak pierwiastek mistycyzmu, tego niedopowiedzenia przewyższa niekonwencjonalność Dąbrowskiego. To dwie inne bajki, każda ciekawa na swój sposób. Wróćmy do Mirzy Taraka.

Dokalski snuje swoje opowieści bardzo powolnym tempem, opierając tematy utworów na – co naturalne i właściwe – trąbce. Perkusja i flet stanowią akompaniament dla rozimprowizowanego, pełnego dźwiękowych zawiłości dęciaka przemierzającego dzikie bliskowschodnie szlaki. Antonina Nowacka podśpiewuje w większości utworów, wypuszczając tajemnicze i ciężkie-do-określenia dźwięki improwizowane, w charakterystycznym dla niej stylu, którego do tej pory nie potrafię kupić. Pewnie, na tle wkręcającej, w pełni hipnotyzującej, niemalże mistycznej muzyki Olgierda ten wokal nawet się sprawdza, bo stworzony oniryczny obraz urzeka od pierwszej do ostatniej minuty. I z tą przyciszoną rytmiką, i ze śpiewem wysnuwającym się – wraz z trąbką – na pierwszy plan, i z partiami saksofonu pojawiającymi się jak promienie słońca kiedyś na jesieni.

Melancholijne melodie oparte na trąbce to siła Mirzy Taraka, spokojnie wygrywane, niespieszne, uduchowione opowieści zanurzające się w tradycji jazzu i muzyki bałkańskiej czy kresowej. Folk? Poniekąd tak, czerpiący z domowych i przodkowych historii Dokalskiego, którego solowe wydawnictwo – mimo udziału tylu gości – przybiera formę bardzo intymnego archiwum. Mimo też dialogu trąbki ze śpiewem Antoniny, który jawi się jako drugi najważniejszy czynnik na płycie, to właśnie po Dokalskim słychać, że przewodzi projektem, jak na utalentowanego, posiadającego głowę pełną świetnych muzycznych pomysłów lidera przystało.

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: