Od nagrań własnych po standardy, na jazzie i popie też zatrzymując uwagę. Krzysztof Lenczowski wydał swoją solową płytę, która pokazuje, że można do szlagierów podchodzić z lekką ręką.

AUTOR: Krzysztof Lenczowski
TYTUŁ: Rzeczy Osobiste
WYTWÓRNIA: Requiem Records
WYDANE: 3 lipca 2018


Lenczowski, wiolonczelista, kompozytor, także i gitarzysta, w końcu założyciel Atom String Quartet (na FYH opisywany przy okazji płyty Atom Accordion Quintet, którą ASQ nagrali z akordeonistą Rafałem Grząką), na Rzeczach osobistych mierzy się w większości przypadków z repertuarem cudzym. Na swój wyszkolony klasycznie i akademicko warsztat wziął modalowy „Nardis” Milesa Davisa i efekt jest naprawdę więcej niż niezły. Z tego melodyjnego, nagranego niemal od linijki, skocznego utworu pozostało w wersji Lenczowskiego niewiele. Wiolonczelista gwarantuje, czy to na „Nardis”, czy to na praktycznie całym albumie, polifonię. To, co on momentami robi, jest niesamowicie urocze i po prostu ładne. Choć nie brak tutaj cieni opadających na okładkę płyty.

Wydawać się może, że Krzysztof Lenczowski, wybierając takich a nie innych artystów, poszedł na mocną łatwiznę. Miles Davis, Krzysztof Komeda – na dodatek wyświechtany standard z Dziecka Rosemary, jazzowi puryści przyklasną za wybór Zbigniewa Seiferta, a z klasyki Jan Sebastian Bach. Smuci wybór „Zamykam oczy” Poluzjantów, bo w końcu to Poluzjanci z Badachem na wokalu, czyli nic dobrego i ciekawego, raczej pozycja dla odbiorów śniadaniówek. Smooth-łopata pojawia się też przy okazji szóstego indeksu. „Clouds” Grzecha Piotrowskiego to nie jest Everest polskiej muzyki jazzowej, tak jak Poluzjanci równie dobrze mogliby zostać zastąpieni w trackliście braćmi Szczepanikami, czyli Pectusem.

Ale do sedna. Lenczowskiemu udało się przełożyć te różne muzyczne języki na język uniwersalno-akademicki, to utwory przygotowane od kątomierza i poziomicy, z liczbami na cztery miejsca po przecinku. Dlatego nie dziwią dość dobre aranże chociażby „Sleep Safe And Warm” (nie jestem fanem brania na warsztat artystyczny Komedy, to pójście najprostszą linią oporu) czy „On The Farm”. Co ciekawe, momentami Krzysztofowi Lenczowskiemu muzyczne wędrówki wskazały drogę do chamberowych rozwiązań muzyki klasycznej. Coś jak mikrokoncert w salach królewskich.

Cóż z tego, gdy moim faworytem, taką perełką z całej płyty jest „Winter song” i nie piszę tego dlatego, że: a) lubię zimę, b) to autorska kompozycja Lenczowskiego i c) The winter is coming, jak to często słychać w Grze o Tron. To po prostu dobry utwór. Żywy, oparty na prostych repetycjach, tantryczny niemalże i zmuszający słuchaczy do zgłębienia skupienia. To też zresztą jedna z kilku własnych melodii wiolonczelisty, a pierwszą można usłyszeć już na starcie płyty. „Moja Ewelinka” już samym tytułem wiele tutaj zdradza, a opis, jaki członek Atom String Quartet przygotował w ramach Czynników pierwszych, choć krótki, wszystko wyjaśnia. Otwierający Rzeczy osobiste utwór to typowy love-song, hołd złożony żonie. Może dlatego momentami jest skoczny jak konik polny, a chwilami stanowczy jak żona otwierająca w nocy drzwi pijanemu mężowi/partnerowi? Grunt, że chociaż Lenczowski wybrał takie a nie inne ważne dla siebie utwory, wszystko tutaj współgra. Gdybym sam miał wybierać tracklistę, byłaby ona diametralnie inna, ale na Rzeczach osobistych ładnie ta całość wypada.

NASZA SKALA OCEN (K L I K!)

 

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: