Joanna John i Burkhard Stangl nie spieszą się, żyją we własnym muzycznym świecie. Lynx to synergia, współistnienie.

AUTOR: Joanna John / Burkhard Stangl
TYTUŁ: Lynx
WYTWÓRNIA: Interstellar Records
WYDANE: 4 października 2019


Delikatne, oniryczne melodie skąpane w północnym słońcu. Gdzieniegdzie czuć powiew wiatru, tam wdzięcznie śpiewają ptaki. Usypiająca aura roztacza się nad Lynx, płytą, którą wspólnie nagrali Joanna John i Burkhard Stangl.

Czterdzieści sennych minut. Tyle trwa opowieść mieszkającej w Norwegii Joanny John, graficzki i autorki świetnej płyty No End (wydanej w Bocianie) i austriackiego kompozytora oraz gitarzysty Burkharda Stangla. Oparte na długich elektronicznych partiach ambientu kompozycje Joanny wzbogacają improwizowane frazy gitarowe Burkharda. Nieregularnie pojawiające się dźwięki gitary Stangla nijak nie zaburzają sielankowej, marzycielskiej atmosfery utworów. Nikt nie sili się na wirtuozerię, nie ma na Lynx mowy o niepotrzebnych przeszkadzajkach, jest solidny, stoicki materiał. Atmosferą Lynx przypomina mi No End, poprzez te prześwietlone klisze dźwiękowe, tę leniwą, nordycką narrację, która toczyła się i na debiutanckim wydawnictwie Joanny John, i dzieje się teraz, na albumie duetu.

Lynx to synergia obojga. Stangl na gitarze w większej mierze dogrywa spokojne akordy lub gra pojedyncze dźwięki. Harmonie Austriaka zdobią „Birds Cannot Enter the Poem”, a John skupia się na tworzeniu gęstych, drone’owych szumów i rozciągniętych pisków.

W głównej mierze Lynx opiera się na długich ambientowych melodiach John, wyjątkiem jest improwizowane „Her Presence and Tides”, gdzie gitarowe free improv Stangla dominuje nad elektroniką Polki. Interesująco na tle całego wydawnictwa wypada „Gravity”, najbardziej mroczna i nerwowa kompozycja, z dużą ilością pogłosu, arpeggiami i agresywnymi, pełnymi przesterów i delayów gitarą Austriaka. To tutaj czuć freejazzowy noise, a może i noise-rockową energię, która przebija się z tego industrialno-chłodnego aranżu. To chwilowy zabieg, bo zamykający, kończący tę historię „X” znowu przypomina wiosenną taflę wody w okolicach norweskich fjordów, gdzie słońce odbija swoje promienie w delikatnym błękicie.

NASZA SKALA OCEN

A JAK OCENIAMY?
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: