Ukłon w stronę kultowego, dziś chyba zaprzeszłego serialu oraz muzyki lat minionych, która cały czas jest w cenie. Cudowne Lata ładnie śpiewają i grają też miło.

AUTOR: Cudowne Lata
TYTUŁ: Kółko i krzyżyk
WYTWÓRNIA: Trzy Szóstki
WYDANE: 28 września 2019


Cudowne lata oglądali chyba wszyscy, którzy w latach dziewięćdziesiątych – po pierwsze żyli, po drugie mieli i używali telewizory. Nie pamiętam już, kiedy ja trafiłem na ten serial; na pewno nie w okolicach premiery – miałem wtedy dopiero dwa lata i nie sądzę, żeby rodzice karmili mnie Dwójką czy w ogóle telewizją. Naprawdę wątpliwe.

Cudowne lata (The Wonder Years) opowiadały o rodzinie Arnoldów, o ich codzienności – wzlotach, upadkach, spotkaniach przyjaciół, tych dużych, jak i małych. O miłościach, kłótniach, rozstaniach, niespełnionych marzeniach, porażkach. Proza życia, jego uroki i wady. Prostota wynikająca z podstawowych spraw. A jednak, wtedy, w latach dziewięćdziesiątych, przyciągała. Nie robiłem nigdy podejścia do serialu w swoim dorosłym życiu, prawdopodobnie wynikłoby spore rozczarowanie, banalność, znużenie. Wyrośnięcie.

Ale Cudowne lata owiano kultem lat minionych, wspomnieniem czasów idyllicznych, kiedy życie dopiero się kształtowało, przyszłość miała nadejść, a prawdziwe problemy były tak realistyczne jak obecność Lorda Voldemorta. W popkulturze cały czas wracamy do przeszłości, do lat dziewięćdziesiątych, do lat osiemdziesiątych. Klapki Kuboty, modowa tandeta, idealizowanie czegoś, co idealne nie było. Ale było nasze, kształtowało nas, z tym czymś wiążą się nasze lata młodzieńcze, dzieciństwo, pierwsze wycieczki szkolne, pierwsze miłości, miłosne zawody, imprezy, pierwsze upicie się i potem kac, pierwsze mecze piłkarskie (obejrzane, zagrane), po prostu wszystko pierwsze.

Dla Cudownych Lat Cudowne lata były pewnie takim kluczem do wyjścia, inspiracją, motywem, który gdzieś się w głowach dziewczyn kołatał, przelatywał. Czy budował ich muzyczną tożsamość? Ja ten serial, przeskakując slajdy pamięci, już wyblakłe, wytarte, po części niewidoczne, wspominam przez pryzmat szerokich ulic, jeszcze szerszych podjazdów, trawników przy chodnikach, rowerów i polówek włożonych w proste dżinsy. I bardziej kojarzą mi się te motywy z prostym indie rockiem aka post-punkiem, nie nową falą w ujęciu new romantic, co otrzymujemy na Kółku i krzyżyku. Gdyby nie nazwa projektu Anny Włodarczyk i Aminy Dargham, tytuł płyty spokojnie mógłby naprowadzać na retro-zabarwienie wydawnictwa.

No i mamy ją, od września ubiegłego roku, płytę, na którą składa się dziewięć w większości ładnych i uroczych piosenek. Niezobowiązujących, to podkreślę od razu, ale wpadających w ucho, o mocnym zanurzeniu w dźwiękowym sentymentalizmie. I dziewczyny zaczynają z wysokiego C, bo „I koniec końców” to delikatna, eighiesowa ballada kojarząca się momentami z (uwaga) De Mono…

… z czasów debiutu (czyli końcówka lat osiemdziesiątych)…

a momentami z sophistipopem spod znaku Better Person czy Seana Nicholasa Savage’a. Zresztą te porównania (dwa ostatnie, nie z Andrzejem Krzywym) mogłyby ciekawie wypalić w sytuacji koncertowej, gdy Distored Animals znowu zaproszą Adama Byczkowskiego lub mieszkającego w Niemczech Kanadyjczyka. Ale wróćmy do płyty. Kółko i krzyżyk to prostota w swej prostocie, jeśli popatrzymy na instrumentarium. Gitara, rytmika i syntezatory. To właśnie trzeci instrument robi tu robotę. On wrzuca nagrania w ramy modnej obecnie retromanii, ukłonu w stronę zadymionych, prześwietlonych, tkniętych pazurem czasu zdjęć pełnych pstrokatych ubrań z za dużymi poduszkami na ramionach i włosami na tapir. To też wspomnienia Spandau Ballet, Prefab Sprout czy, z rodzimego podwórka, Maanamu, Izabeli Trojanowskiej lub Krystyny Prońko.

Receptę Cudowne Lata mają prostą – grają nostalgiczne piosenki o miłości i relacjach międzyludzkich. Momentami jest infantylnie, momentami grafomańsko, ale wokal Anny Włodarczyk, uroczy i ciepły, rekompensuje akurat te minusy wydawnictwa. Dziewczyny posiadają też smykałkę do tworzenia chwytliwych motywów. W „Po szkole” będzie to przede wszystkim refren, choć cała linia melodyczna łapie (przede wszystkim klawisze!), „I koniec końców” w całości mnie kupuje, a fragment Chcę obudzić się już jest świetny. „Wino z łez” w swoim smooth sophisti-popowym wydaniu, które widzę jako ścieżkę dźwiękową do sytuacji dość jesiennej, przy kominku, z grubymi zasłonami i głębokim, wygodnym fotelem (na przykład TON) z czerwonym – koniecznie – obiciem. Wypadałoby wymienić też „Zapach i ty” z błyszczącymi niczym cekiny klawiszami tworzącymi w refrenie delikatną harmonię (Przybliżasz się, przybliżasz się i oddalasz. Mankamenty? Są, przede wszystkim „Baśń”, utwór niemrawy, muzycznie nudny i dołujący. Sypialniana „Miła ma” też nie wnosi nic konkretnego, a „Huang huang” , do którego dziewczyny niedawno wypuściły teledysk, dla mnie zawodzi na całej linii (kompozycyjnie, wokalnie i tekstowo).

Ale miło się słucha długogrającego debiutu, który przygotowały Cudowne Lata. Bez fajerwerków, bez nadmiernej ekscytacji, na pewno modnie w dzisiejszej polskiej muzyce niezależno-rozrywkowej.

NASZA SKALA OCEN

RECENZJA: Cudowne Lata - Kółko i krzyżyk
FYHOWA OCENA
%d bloggers like this: