Zapraszamy do lektury czynników pierwszych, w których Zerova opowiadają o Gombrowiczu, rozkładając płytę utwór po utworze.

 TYTUŁ: GOMBROWICZ

Wszystko zaczęło się od pomysłu pana o imieniu Przemek. Wymyślił, że na coroczny Piknik Gombrowiczowski zaprosi kilka zupełnie różnych od siebie projektów muzycznych, prosząc wszystkich o aranżacje kilku tekstów Witolda Gombrowicza. Byliśmy to my, soundsystem z Wrocławia, operowa diva i hip-hopowiec z Podlasia. Do tego performance’u napisaliśmy dwa utwory: „Józiu” i „Nie bój się”. Pojechaliśmy, zagraliśmy, wróciliśmy i postanowiliśmy, że to będzie nasza nowa droga. Długie miesiące trwało „dokomponowywanie” pozostałych kawałków, przearanżowywanie starych i szlifowanie nowych.

Ostatecznie płytę nagraliśmy w środku lasu, w wynajętym przez nas domku, gdzie pojechaliśmy z zaprzyjaźnionym realizatorem dźwięku, przez co słychać na niej skrzypienie podłogi, szum wiatru w oknach i ujadające okoliczne psy.

„SŁUCHOWISKO”

Fragment pochodzi z Diariusza Rio Parana i stanowi psychodeliczną wizję Adriana na temat niekończącej się wycieczki statkiem.

Cokolwiek robimy, cokolwiek mówimy, czemukolwiek się oddajemy – płyniemy i płyniemy.

„BRZYDKIE KOBIETY”

Tylko tam jest żywo brzmiąca perkusja i tylko tam słychać akordeon. Trochę odbiega stylistycznie od całej reszty, ale mamy do tego utworu wielki sentyment.

Paweł i Adrian krzyczą tam razem refren, co stanowi swoisty debiut ich duetu wokalnego.

Brzydkie kobiety czasem bardziej uderzają do głowy niż ładne.

„JÓZIU”

Ten kawałek powstał jako pierwszy, przy okazji performance’u „pacer Opętanych”, który współtworzyliśmy wraz z innymi muzykami przy okazji Pikniku Gombrowiczowskiego w Ostrowcu Świętokrzyskim. Od tego numeru wszystko się zaczęło, dlatego też najbardziej ewoluował. Na gitarze słychać tam Noela z The Cranberries.

Niech będzie wiadomo!

„FORMA”

To nasz dialog: między sobą i między nami a autorem. Tekst pochodzi z Ferdydurke, a my odebraliśmy go jako fragment traktujący o piosence, o jej powstawaniu. o tym, jaki jest czasami prosty, a czasami trudny proces twórczy.

Niech kształt mój rodzi się ze mnie.

„PORT”

Za pomocą dźwięków chcieliśmy uchwycić klimat polskiej plaży, gdzieś ze środka lat osiemdziesiątych, kiedy audycje radiowe i komunikaty nadawane były przez megafony ustawione jak latarnie. Wszystko jest leniwe, niewyraźne, jakby za mgłą. Słychać skwierczenie opalanych ciał.

Słońce przygrzewa i piecze, wiele ciał.

„TEN KTO”

Musieliśmy długo przekonywać się do tego kawałka, bo był dla nas na początku za rockowy. Ale czy to źle?! Przetworzony przez elektronikę Adriana, Rhodesa Mai i płaczące gitary Pawła bez problemu dorównał klimatem reszcie piosenek. Tu chyba najłatwiej jest zinterpretować tekst. Przynajmniej nam tak się wydaje.

A kto jest wyrafinowany, musi przemawiać w sposób wyrafinowany.

„CZĘŚCI”

Mroczna część Zerovej, która była tak bardzo obecna na naszych poprzednich albumach, doszła do głosu i tu. Utwór jest kontynuacją „Formy”.

Wspaniały tekst Witolda Gombrowicza! Bardzo przyjemnie się go przetwarzało przez nasze gardła i palce. „Części” chyba najdłużej były naszym wspólnym „ulubionym” utworem, a to się zmieniało bardzo często. Ach te wibrato…

Części mają skłonność do całości.

„PANIE WITOLDZIE”

Tekst to list zaczerpnięty z Ferdydurke. Jakże prawdziwy! Maja bawi się tu nim, wyśpiewując go w kółko jak mantrę, za każdym razem z innym ładunkiem emocjonalnym.

„Jestem przekonana że Pan się marnuje!”

„CIAŁO”

Długo w nas dojrzewał ten kawałek. Niby wiedzieliśmy jaką ma mieć dynamikę i jak go zagrać czy zaśpiewać, ale w wielu podejściach nie udawało nam się go ugryźć. Prawie miał zostać w wersji instrumentalnej. Aż pewnego dnia się udało i powstało „Ciało”. Chyba najbardziej radosny kawałek na płycie.

Ciało ciału odbiera moc.

„NIE BÓJ SIĘ!”

Jeden z dwóch, obok „Józia” utworów napisanych na „Spacer Opętanych”. Miał roboczy tytuł „Krowa”… Już nie pamiętamy, dlaczego.

Fragmenty tekstów pochodzą z Dzienników, gdzie nie są spójną, ciągłą całością. Ta forma to nasze puzzle Gombrowiczowskie.

Nie bój się!

„GĘBA”

To klasyka Witolda. Zaczerpnięty prosto z Ferdydurke tekst zna prawie każdy, kto miał styczność z prozą Gombrowicza. Przetworzyliśmy go na naszą balladę – trochę ckliwą i patetyczną, ale klimatem w opozycji do treści. Udało nam się osiągnąć zamierzony kontrast – również po wielu podejściach.

Na żywo gramy ten numer za każdym razem inaczej, dlatego też wersja albumowa jest też jedyna w swoim rodzaju.

Ścigajcie mnie jeśli chcecie.

***

WYTWÓRNIA: Antena Krzyku
WYDANE: 24 marca 2014
WIĘCEJ O: ZEROVA
INFORMACJE O ALBUMIE

%d bloggers like this: