AUTOR: Zeitkratzer
WYTWÓRNIA: Bocian Records || Musica Genera
WYDANE: 12 grudnia 2015
INFORMACJE O ALBUMIE
Dwa utwory, na których zeitkratzer składają muzyczny hołd Zbigniewowi Karkowskiemu i Iannisowi Xenakisowi. Dwa naprawdę mocne nagrania, które swoją hałaśliwą formą doprowadzają słuchaczy do ciarek na całym ciele, a umysły wchodzą w paranoidalne tony.
Do nagrania obu utworów doszło ponad dziesięć lat temu, w Genewie podczas festiwalu Archipel w 2004 roku. Właśnie wtedy zeitkratzer, formacja dowodzona przez Reinholda Friedla, wykonała „Monochrome”, czyli kompozycję, którą Zbigniew Karkowski przygotował dla Friedla w 2000 roku. Piętnaście lat musiało minąć, aby Saturation w takiej formie, jaką właśnie przybrało, zostało udostępnione słuchaczom. Za sprawą Bocian Records i Musica Genera legendarny już utwór Karkowskiego, po wielu nieudanych próbach i fenomenalnym wykonaniu ujrzał strony internetu i pudełko płyty winylowej. Czy i igły? W wielu domach tak. A słuchacze z pewnością są zadowoleni.
„Monochrome” to z jednej strony ogromny chaos, melodie instrumentów – a jest ich na płycie sporo – nachodzą często na siebie, wybrzmiewając nerwowo, co z pewnością wpływa na słuchaczy. To jednak także ogromne uporządkowanie tych dźwięków, nic nie jest przypadkowe, każdy odgłos wypływa szczerze i czysto, o co zadbał sam Zbigniew Karkowski, rozpisując poszczególne partie.
To także ogromne ściany hałasu. Hałasu rozumianego jako próba wyrażenia „muzycznego ja” zarówno kompozytora, jak i samych muzyków. Trwający niemal piętnaście minut utwór ciągnie się, fakt, ale ma na tyle rozbudowaną strukturę, że nie sposób nie docenić kunsztu wszystkich zainteresowanych oraz samej aranżacji, która jest wprost nieziemska, tętniąca własnym życiem w każdej sekundzie wybrzmiewania kompozycji. Duża w tym zasługa schizofrenicznej, pojawiającej się znienacka trąbki czy kakofonicznego brzmienia pianina. Same szumy, będące tłem całego „Monochrome”, nadają całości iście fabrycznego wydźwięku. Perkusja tylko napędza tę nerwową atmosferę.
O ile utwór numer jeden prezentował muzyczny rozgardiasz, tak „Xenakis Alive I” jest jego zaprzeczeniem. Tutaj zeithratzer nie stosują już takiego natężenia hałasu, skupiając się raczej na ambientowej odsłonie drone’owych pasaży. Ukłon w stronę Iannisa Xenakisa to już autorska praca Reinholda Friedla. Autorska i jednocześnie bardziej stonowana, jeśli w tego rodzaju twórczości można użyć takiego sformułowania. Na pewno jest sterylniejsza, zwłaszcza jeśli chodzi o melodie samych instrumentów. Klarnet jawi się nam jako główna ścieżka całej podróży, perkusja to drogowskazy do zrozumienia całego przekazu zeitkratzer. Czytelnego i jednocześnie smętnego, mocno kontemplacyjnego materiału, który w wykonaniu na żywo musi topić myśli odbiorców. Wersja albumowa ma to w swoim charakterze, więc dlaczego koncertowo miałoby być inaczej? Wybitne podsumowanie twórczości obu legendarnych artystów.