AUTOR: Toro y Moi
WYTWÓRNIA: Carpark Records
WYDANE: 16 stycznia 2013
INFORMACJE O ALBUMIE
Anything In Return jest zdecydowanie najgorszą płytą, jaką wypuścił od początku swojego muzykowania Chaz. Biorąc pod uwagę to, że zeszłoroczne June 2009 było zbieraniną wczesnych nagrań, a poza nią od Underneath the Pine ukazała się tylko epka Freaking Out, nie wróży to najlepiej na przyszłość.
Tak jak na poprzednich albumach trudno było wyłuskać coś, co byłoby jednoznacznie kiepskie czy nawet średnie, tak na tym albumie trudno znaleźć coś ponadprzeciętnego. Co gorsza, nie bronią się ani utwory nawiązujące do tego, co można było już usłyszeć na płytach Toro, ani momenty w jakiś niezrozumiały sposób starające się wyjść poza to, z czym utożsamialiśmy muzykę Chaza. Te pierwsze brzmią w najlepszych momentach jak odrzuty z wcześniejszych płyt („Harm In Change”), a w najgorszych jak odrzuty kapel nagrywających chillwave’owe utwory na poziomie odrzutów Toro Y Moi („Grown Up Calls”). Te drugie z kolei brzmią tak, jakby wczesne Kombi weszło do studia w stanie upojenia alkoholowego („Never Matter”), albo jakby zagubiony Chaz zapragnął podbić dyskoteki w nadmorskich kurortach („Say That”). Zawsze odnajdywałem w nagraniach ATB, które bardzo cenili moi koledzy z podstawówki, dużo pokłady techno-romantyzmu, ale nie tak wielkie, żeby chcieć słyszeć coś w tym stylu na nowym Toro. Reszta to mniej lub bardziej drażniące klisze, które zamiast dawać ładny obraz, zdążyły się prześwietlić i nie są w stanie już niczym zainteresować.
Anything In Return ma się do poprzednich rzeczy Chaza jak smooth-jazz do jazzu. Chciałbym napisać, że to fajne na plaże i pewnie broni się jako muzyka tła, ale kiedy słucham takiego tła ze świadomością, że to płyta muzyka, którego pierwsza płyta dla ludzi w moim wieku będzie pewnie za kilka lat niezal-kanonem, nie jest to najmilsze uczucie świata.
Jeśli miałbym szukać jakichś pozytywów to z konkretniejszych jest jeden utwór, „Cola”, bardzo melancholijny, rozmarzony, trochę w duchu drugiej płyty. Reszta to strefa interregnum, gdzie stare jeszcze nie umarło, a nowe nie zdążyło się narodzić, albo stare już przestało podniecać, a nowe nie podnieca.