Spędzam wakacje w Finlandii, ciesząc się tymczasowym powrotem normalności: intymne wydarzenia w przestrzeniach artystycznych, długie uściski ze znajomymi i nieznajomymi, otwarte sauny, autobusy bez masek, no i muzyka na żywo.
Nawet nie wiedziałam, jak bardzo jestem stęskniona, cieleśnie wręcz, za słuchaniem głośnego grania ze sceny. Aż do momentu, kiedy wybrałam się na koncert Bad Sauna, Kissa i Teksti-TV666 w ostatni weekend w browarze CoolBrew w pastoralnych przedmieściach Helsinek. Na tym mikrofestiwalu sponsorowanym przez mały lokalny browar wszystko mi się nagle przypomniało. Miałam szczęście, bo muzyka, której tam doświadczyłam, była naprawdę świetna.
Na początek wystartowała grupa KISSA, której nazwa daje w sumie dobry przedsmak fińskiego poczucia humoru. Kissa to po fińsku kot, ale dźwiękowa i estetyczna sfera zespołu odwołuje się do Kiss w może odrobinę bardziej ironiczny i punkowy sposób, taki glamrock na budżecie. Na koniec koncertu muzycy zaproponowali, żebyśmy kupili od nich wszystko, co mają na sobie. Tak jak The Darkness, KISSA to lekko uwspółcześnione spojrzenie na lata siedemdziesiąte, szeroko czerpiące z różnych dobrodziejstw (czy przekleństw dla niektórych), jakie ta era wydała na świat: monumentalne solówki z krainy hard rocka, zaczątki punkowej surowości, rock’n’rollowa energia i przytup, egzaltowane chóry, wykręcone syntezatory. Muzyka, która ucieszyłabym swojego tatę, zagrana przez śmietankę fińskiego indie, bo okazuje się, że KISSA to też krajowa supergrupa. Polecam, jeśli tęsknicie za tą erą.
Bad Sauna to jeden z nowych nabytków fińskiej sceny muzycznej i zespół, który oglądałam pod narodową biblioteką pierwszego dnia w Helsinkach. Zazwyczaj odrobina sceptycyzmu w odbiorze młodych ludzi grających punka nie jest złą strategią (jestem tu rozdarta, z drugiej strony oczywiście chcę, żeby wszyscy mieli taką okazję), ale Bad Saunas szybko rozbroili moje bariery: za każdym razem byli fantastyczni. Jak na prawdziwe indie przystaje, grupa świetnie buduje swoje brzmienie w oparciu o masywną tradycję wyprodukowaną przez późne lata osiemdziesiąte i całą dekadę lat dziewięćdziesiątych, katapultując takich nostalgików jak ja w jedne z moich ulubionych dźwiękowych obszarów, z głównymi skojarzeniami padającymi na Dinosaur Jr., J Mascisa, Sebadoh, z ironiczną świeżością typową dla tego, co tworzą Malkmus i spółka. Muzycy Bad Saunas świetnie radzą sobie z tworzeniem rzetelnych „napierdalanek” („Kaikki Kotona”), wolniejszych, nieco bardziej wyrafinowanych kompozycji z tanecznym beatem („Rakkaus on Huume”, czyli „Miłość to narkotyk”, który, o ile się nie mylę, zamknął koncert i do którego kontrowersyjnie byliśmy namawiani do całowania się, ach te pandemiczne dowcipy), czy budowaniem solidnych indie punkowych kawałków z cowbellem, takich jak „Moon Sun”. Polecam gorąco. No i perkusistka Bad Saunas jest też nie do zapomnienia.
Wreszcie głównym występem tego dnia był Teksti-TV 666, grupa o legendarnej staturze w kraju i poza jego granicami (podobno mają solidne bazy fanów w Europie centralnej), którą odkrywałam przed koncertem i która omal nie wysłała mnie w oko moshpitu. Znowu, skojarzenia i odwołania to głównie lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte, ale idące bardziej w noise’owe, shoegaze’ujące i eksperymentalne klimaty tamtej ery, przywołujące na myśl My Bloody Valentine, Sonic Youth, gitarowe orkiestry Glenna Branki i ich kumulatywne podejście do gitar, których jest i tak minimum 4, a później ich przybywa, bo zespół krok po kroku zaprasza nowe gitary zza sceny do grania. Na żywo ich muzyka staje się podatnym materiałem do manipulacji i improwizacji, dając mnóstwo przestrzeni dochodzącym instrumentalistom do eksploracji, dodawania i budowania tego przeżycia w niepowtarzalny sposób. Nie wspominając już, że Teksti są fantastycznymi muzykami technicznie i ich legenda niewątpliwie oparta jest o to, jak warsztat i przygoda otwierają drogę dla ekscytującej gitarowej alternatywy, z dobrą dawką przesterów i hałasu. Nie jestem znawczynią dorobku grupy, ale mój drogi znajomy z Helsinek powiedział mi, że Teksti-TV 666 zagrali dwa nowe kawałki, roboczo zatytułowane „Keimolan Tähtiportti” i „Kapteeni”, dedykowane ich niedawno zmarłemu przyjacielowi Jarkko Laakkonen.
Summa summarum, fińskie indie latem robi wspaniale.